Wyszedłem do lasu odciąć się trochę od tego wszystkiego. Szkoła zaczynała być coraz bardziej nużąca, a do piekła wolałem nie schodzić, bo ojciec nadal jest wściekły przez Lirael. Szczerze ja się cieszę, że wróciła do swojego domu. Układa sobie życie. Ma kochającego chłopaka i dwójkę dzieci. Od czasu do czasu patrzę jak sobie radzi, ale nie zbliżam się do niej. Położyłem się na ziemi patrząc w pojawiające się na niebie gwiazdy. Od dłuższego czasu czułem, że ktoś czai się za drzewem i mnie obserwuje. Nie zawracałem sobie tym głowy, ale po czasie stało się to męczące.
- Jeżeli masz zamiar tak mnie obserwować to może usiądź. Krzywdy ci nie zrobię. Nie mam humoru do tego. - powiedziałem nie odwracając oczu od nieba.
Bardziej wyczułem niż usłyszałem jak niepewnie siada na konarze niedaleko mnie. Chyba użyła jakiegoś czaru, żeby nie było jej słychać. Podniosłem głowę i spojrzałem na nią. Po czarnych skrzydłach poznałem że jest Upadłym Aniołem, a może nawet Archaniołem. Usiadłem leniwie.
- Jestem Michael. Idziesz do Akademii?
- Ann... - odpowiedziała niepewnie
- Nie bój się, ja ci nic nie zrobię, jeżeli ty też nic mi nie zrobisz. - uśmiechnąłem się do niej.
(Ann?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz