Przy stole siedziała prawe cala rodzina, były tylko cztery miejsca wolne.
Dwa obok mojej matki i dwa przy Lenobi. Chociaż kapłanki nie miały z
nami więzi krwi, to zawsze były traktowane jakby były z rodziny.
Podeszliśmy trochę do stołu i uroczyście ukłoniliśmy się mojej babci.
Chociaż miała ponad sto lat, nadal wyglądała na max dwadzieścia.
Odwzajemniła nasz ukłon i wskazała miejsce obok mojej matki - te
tradycje doprowadzają mnie do szału - nie poszłam na wskazane miejsce,
poszłam do mojej mentorki i usiadłam po między Shinem a nią. Wywołałam
przy tym parsknięcie złością matki.
- Pilnujcie mnie, żebym nie wybuchła znowu i nie próbowała ich zabić. -
choć szeptałam głos miałam poważny Shin i Lenobia przytaknęli ruchem
głowy z uśmieszkami.
- O, mała Tanatos znalazła sobie chłopaka. - zaśmiała się Afrodyta, moja kuzynka o pięć lat starsza.
- Tak. A co nie pasuje ci, że ja mam chłopaka, a ty nie? - zaśmiałam się i
pocałowałam chłopaka w policzek, co miało znaczyć, żeby nie brał sobie
tego do serca.
Złość można było wyczuć w powietrzu, często przy takich
spotkaniach popisują się magią, co było normalne. Afrodyta patrzała na
mnie nienawistnie, chyba coś chciała zrobić, ale jej się to nie udało.
Przeniosła wzrok na Shina i szczęka jej opadła. Chyba próbowała użyć
swoich umiejętności zadawania bólu.
- Jaaaak to dobra, ty masz tą swoją ochronę, ale zawsze się przez nią
przebijałam, a teraz nie. - po chwili odwróciła wzrok do Shina - Ale on
nie ma jej. Czemu nie mogę sprawić mu bólu?! - wrzasnęła, a na mojej
tworzy pojawił się szyderczy uśmiech.
- On ma moją część tarczy, a moja się wzmocniła. - dumnie podniosłam
podbródek, a głos przeszył echem całą salę, aż dało się poczuć moją moc.
- To nie możliwe, nie można tak! - warknęła.
- Afrodyto, uspokój się! - babcia warknęła, a ona potulnie wykonała
polecenie.
Szybko zleciało to wszystko, rozmowy były na rożne tematy i
dowiedziałam się, że jutro wieczorem wracamy do szkoły. Shin poszedł
przodem, a ja jeszcze musiałam iść do łazienki na dole. Nie śpiesząc się,
szlam powoli, aż ktoś nagle chwycił mnie za nadgarstek i wciągnął w cień.
Ta osoba trzymałam mnie za gardło, przyciskając do ściany. Zamrugałam
kilka razy, by moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności i ujrzałam
Afrodytę.
- Zniszczyłaś mi wszystko od kiedy się urodziłaś. To ja powinnam być
kapłanką, to ja powinnam mieć chłopaka, to ja powinnam mieć taką moce! -
szał w jej oczach śmieszył mnie.
Nie wytrzymałam, zaczęłam się śmiać, a
ona przyciskała mnie coraz mocniej.
- Z czego się śmiejesz, to ja cię trzymam i ja cię zabije! - wyciągała sztylet z tylnej kieszeni, a ja dalej się śmiałam.
- Jak masz zamiar na kogoś napaść, najpierw upewnij się że dasz mu radę! -
i nagle Afrodyta zgięła się w pół i zaczęła lecieć w powietrzu do
światła - Ja nic ci nie odebrałam. Nie moja wina, że nie nadawałaś się na
kapłankę, a ja tak! Nigdy tego nie chciałam, a jednak tak się stało, więc
nie możesz mnie o to winić!
Jej żyły zaczęły robić się czarne od mojej mocy, a ona nadal była
przypięta do ściany. Choć próbowała się ruszyć i wić z bólu, nie
pozwoliłam jej na to.
- Twoje oczy są czarne, całe czarne - w jej oczach było widać strach - Jaaak u demona!
- Są czarne, ale to czerń nieba w nocy, nie zła- uśmiechałam się.
- Więc mnie zabijesz, tak jak ja próbowałam ciebie. - stwierdziła
obojętnym głosem. ale łzy zaczęły jej płynąć po policzkach.
Puściłam ją
na ziemię. Była skulona, zmusiłam ją, żeby spojrzała mi w oczy i patrzała
jak wracają do normalnego koloru.
- Nie zabiję cię, śmierć jeszcze nie wyznaczyła dla ciebie karty. Chociaż
bym mogła szybciej skrócić twoje życie, będę posłuszna jej decyzji. Ale
dla twojej wiadomości, kiedy już zapadnie decyzja, ja się dowiem o tym
pierwsza i postaram się, bym to ja skończyła twoje życie. - odwróciłam
się, by wyjść i ujrzałam, że w drzwiach stoi Lenobia z uśmiechem?
Zdziwiłam się, bo na prawdę się uśmiechała. Podeszła do mnie i położyła
swoją rękę na mój policzek, delikatnie gładząc go.
- Stajesz się prawdziwą kapłanką, w innym razie już dawno ona by nie
żyła. Panujesz nad mocami. Dorastasz moja córeczko. - jej uśmiech był
szczery i przepełniony miłością.
Dodawał mi otuchy, jak zawsze. Przytuliła
mnie do siebie a ja nie miałam zamiaru stawiać oporu.
- Kocham cię Lenobia jak mamę, nie mentorkę - szepnęłam jej do ucha, a łzy zaczęły mi napływać do oczu, ale powstrzymałam je.
- Też cię kocham skarbie. A teraz idź do góry, bo twój chłopak odchodzi
od zmysłów. - zaśmiała się i pożegnałam się.
Szybko wbiegłam do góry i
wpadłam do pokoju. Shin od razu wstał, a ja skoczyłam mu na szyję i
zaczęliśmy się kręcić, aż wreszcie upadliśmy na łóżko.
- Idziemy nad jezioro? To nasza ostatnia noc tutaj, przynajmniej jak na
razie i chcę, żeby była niezapomniana. I możemy dokończyć to co nam
przerwano. - pocałowałam go namiętnie w usta i nie puszczałam z moich
objęć.
( Więc jak Shin idziemy? Może popływamy? XD)