niedziela, 7 września 2014

Od Ann Cd Michael

Przez chwile myślę i w mojej głowie pojawia się pomysł, który dziwił mnie samą.
- Co byś powiedział na ludzkie miasto? - spytałam lekko unosząc brew i podbródek.
- Czemu nie. - odparł od razu, ale w jego oczach widziałam zdziwienie.
Miałam ochotę prychnąć, ale się powstrzymałam i lekkim krokiem zaczęłam kierować się w stronę miasta. Szliśmy w ciszy, ale nie przeszkadzało mi to, bo dzięki temu mogłam spokojnie myśleć. Byłam zła... na siebie za to, że spuściłam się ze smyczy i dałam upust upadłej stronie. Teraz musiałam zebrać wodze i wrócić do mojego rozsądnego ja, ale i tak miałam ochotę skarcić samą siebie i to robię. Czuje na policzkach rumieńce, ale nie było to wywołane zakłopotaniem lecz gniewem.
- O czym ty myślisz, że się tak czerwienisz? - spytał diabeł rozbawiony z drwiącym uśmieszkiem.
- Widzę, że obok mnie kroczy nie tylko diabeł, ale też i zboczeniec. - prychnęłam i po chwili dodałam. - Jestem po prostu zła na siebie.
- Pierwszy raz widzę upadłą, która rumieni się ze złości. - parsknął powstrzymując się od śmiechu.
Mam ochotę mu coś zrobić, ale tylko odwracam złość ukrywając jeszcze większy i wyraźniejszy rumieniec.
- Ja też pierwszy raz mam do czynienia z tak zadufanym w sobie i głupim diabłem. - mruknęłam z przekąsem 
Widziałam jak Michael otwiera usta, by mi odpowiedzieć, ale od razu je zamyka, gdy słyszymy za nami kroki. Wkroczyliśmy już do miasta i dlatego lepiej było się powstrzymać od takich rozmów, więc przez chwilę żadne z nas się nie odzywało, ale za nami rozciągała się tylko ulica i chodnik, którym szliśmy. Z niepokojem zerkam na Michael'a, na pierwszy rzut oka jest spokojny, ale gdy się przyjrzeć widać, że jest przygotowany na wszystko. To sprawia, że robię kilka kroków przed siebie i od razu dociera do mnie znajomy zapach, który przywraca wspomnienia. Gwałtownie zakrywam nos i usta dłonią, nie chcę, by było to o czym jako pierwsze pomyślałam, ale z drugiej strony mam nadzieje, że zapach należy do osoby z mojego dawnego życia, do której mi tak tęskno. 
- Deveshe (czyt.Dewesze)? - udaje mi się powiedzieć zduszonym głosem i moim oczom ukazuje się młoda dziewczyna, wychodząca z bocznej uliczki. 
Jest urodziwa, ma szare ozy otoczone mokrymi rzęsami i włosy tego samego koloru, które nie tracą blasku mimo zniszczonych ubrań.


- Ann... - wypowiada te trzy litery, a ja nie czekając podbiegłam do niej i przytuliłam ją. 
Mam ochotę ją skarcić, krzyczeć na nią, a nawet ją uderzyć, ale tylko przyciskam ją mocniej do siebie i szepcze:
- Coś ty zrobiła, głupia?
~~~
Jesteśmy w pustej uliczce obok apteki, w której kupiłam gaziki, wodę utlenioną i bandaż. Siedzę na kartonowych pudłach razem z Deveshe i obmywam jej rany, Michael stoi odwrócony do nas plecami o co go poprosiłam wcześniej, ponieważ musiałam zdjąć z mojej przyjaciółki bluzkę, by mieć dostęp do urazu przez co została w staniku i spodniach. Byłam mu poniekąd wdzięczna za to, że nie zadawał pytań. Po chwili, gdy udało mi się zatamować krwawienie przeszłam do opatrzenia ran.
- Masz. - podałam przyjaciółce moją skórzaną kurtkę, bo wolałam, by nie wkładała brudnej koszulki.
Kurtka była na nią trochę za duża, bo była zawsze drobniejsza ode mnie, ale nie na tyle, by wyglądało to jakoś dziwnie.
- Dziękuje... - posłała mi lekki uśmiech i odwracając się w moją stronę dodała. - Naprawdę chciałabym Ci wszytko opowiedzieć, ale... nie puki on tu jest. Skontaktuję się z tobą później za jakiś czas.
Chciałam zaprotestować, ale świadomość, że fakt, iż naturalny wróg aniołów widział ją w tak upokarzającym stanie był już dla niej ciosem i zamiast tego po prostu ją przytuliłam na pożegnanie.
~~~
Teraz szłam tylko w towarzystwie Michael'a i czułam się przybita. Właśnie dowiedziałam się, że moja najlepsza przyjaciółka, która, gdy ja odchodziłam obiecała mi, że zachowa pozycję archanielicy na zawsze i nigdy nie da zrobić z siebie upadłej, została wygnana do świata ludzi i teraz jest wyrzutkiem tak samo jak ja... Bolało mnie, że nie dotrzymała obietnicy, bo potraktowałam ją bardzo poważnie i do tego nie chciałam, by przechodziła to co ja, bo ból przy wyrywaniu skrzydeł i potem ten przy odrastaniu ich jest prawdziwym piekłem i pozostawia ślad w psychice na zawsze. Nikomu nie życzyłam, by przechodził coś takiego, a szczególnie jej...
- Więc, to twoja znajoma? - Michael odezwał się przerywając ciszę.
Westchnęłam zrezygnowana, jego nie zadawanie pytań było zbyt piękne, by trwało cały czas.
- Tak. - mruknęłam tylko i po chwili przygryzłam wargę.
Nie wiedziałam co jeszcze mogłabym powiedzieć i jakoś nie miałam nowego tematu do rozmowy, więc czekałam aż on coś powie.

(Michael? Miałam wenę, ale i tak jest krótsze od pierwotnego opowiadania, wiesz dlaczego...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz