wtorek, 23 września 2014

OD Michaela CD Darkness

- Witaj skarbie - przytuliłem ją do siebie 
- Hejka misiu - pocałowała mnie delikatnie 
- Mam dla ciebie prezent - oznajmiłem 
- Jaki? 
-Zabieram Cię dziś wieczorem na dyskotekę.
- W tym mieście nie ma za dobrych klubów - powiedziała lekko zawiedziona 
- A czy ja mówię że tu - zamruczałem jej do ucha 
- A niby gdzie ?
- Od razu po szkole zabieram Cię do Francji, a konkretnie do Paryża. Hotel, kolacja we dwoje i jakaś dobra dyskoteka. Co na to powiesz?
Nic nie odpowiedziała tylko rzuciła się z piskiem na moją szyję. Zacząłem kręcić nią w powietrzu, ludzie którzy nas mijali wysyłali nam dziwne spojrzenia. Ale mnie to nie przejmowało, byłem szczęśliwy że Darkness jest szczęśliwa. Dzwonek zadzwonił pod naszymi głowami, a uczniowie zaczęli wchodzić do sal.
- Więc się zgadzasz? - zapytałem stawiając ją na ziemi 
- Tak - pisnęła
- Spotkamy się pod tym gabinetem od razu po lekcjach. Dobrze?
- Dobrze.
-Idź na te nużące lekcje. Pa - pocałowałem ją ostatni raz odprowadzając do sali.
Lekcje ciągnęły się w nieskończoność. Cały czas myślałem o Dark. Od razu po zakończeniu poszedłem pod jej gabinet. Ale jej nie było na umówionym miejscu ani w sami. Zacząłem się poważnie niepokoić. Przecież się, przecież ona by nie znikła bez uprzedzenia. Byliśmy umówieni, a Cass dopiero wraca wieczorem. Zacząłem szukać jej po całej szkole. Coś ruszało się w ciemnym korytarzu. Byli to dwaj mężczyźni i coś leżało na ziemi. Nie coś ale ktoś. Tam leżała moja najpiękniejsza, a jej nadgarstki i szyja były obwinięte srebrnymi bransoletami. Pamiętam jak mówiła mi, że samiec alfa z innej watahy chciał, zęby za niego wyszła, a ona odmówiła. To musiał być on. Srebro ją okropnie osłabiło bo nie było niczym pokryte. Że wściekłości drugi raz na ziemi przyjąłem swoją postać diabła i wkroczyłem do akcji.



( Darkness? Cała jesteś ? )

Od Darkness Cd Michael

-Kocham cię - wyszeptałam między jękami. 
-Ja ciebie też - zauważyłam na jego twarzy szatański uśmiech i po chwili dostałam wilczego orgazmu...
Wysunęły się moje pazury, które teraz robiły ranki na jego plecach, a po jego bokach zaczęła spływać czarna krew, oczywiście mu to nie przeszkadzało, był zadowolony z efektu swoich starań.

***

Po najlepszym stosunku ever usatysfakcjonowany i zmęczony Michael położył się obok mnie i złożył na moich ustach jeszcze kilka pocałunków, położyłam się na jego torsie dłonią zjeżdżając na jego podbrzusze, pod kołdrę. 
Diabeł złapał mnie w tali i po jakimś czasie patrzenia sobie w oczy zasnęliśmy zmęczeni.
Niemiłosierny budzik obudził nas o 6:00.
Otworzyłam oczy i wyłączyłam budzik, po czym pocałowałam Michaela.
-Hej - zamruczałam.
-Dzień dobry - uśmiechnął się do mnie i poszliśmy pod prysznic.

Wyszliśmy z pod ciepłej wody. Owinęłam się ręcznikiem, a Michael po prostu pstryknął palcami i był już suchy w świeżym ubraniu.
-Zobaczymy się w szkole - pocałował mnie i zniknął.

***

W szkole na holu panował średni ruch, bez problemu dotarłam pod salę chemii, a Michael niespodziewanie przyparł mnie do ściany i pocałował.

Michaś?

OD Michaela CD Darkness (+18)

+ 18 KTO NIE CHE NIECH NIE CZYTA.

- A co jeśli Cas...
- Cass, wróci dopiero jutro wieczorem - przerwała mi i usiadła na moim torsie. Jej ręce wędrowały pod moją koszulką, a usta przyległy do moich. 
- Pamiętasz co wcześniej mówiłem?
- Tak, ale mi to nie przeszkadza. - zamruczała, szybko się przekręciłem i teraz ja byłem na górze. 
- W takim razie gramy według moich zasad - powiedziałem, na co ona obdarzyła mnie szerokim uśmiechem - Ale pamiętaj, jak będziesz chciała przestać to powiedz. Ja się nie będę gniewał. Dobrze?
- Dobrze - powiedziała całując mnie namiętnie. W jej oczach było widać pożądanie które nie miało zamiaru szybko zgasnąć. Mój język pieścił jej podniebienie. Szybko pozbyła mnie koszuli ale ja nie miałem zamiaru zrobić tego szybko. Powoli schodziłem do jej szyi tworząc słodkie malinki. Ciche jęki wydobywały się z jej gardła. Miałem zamiar bawić się z nią i sprawić że jej pożądanie dotrze do granic. Pozbyła się koszulki z moją pomocą. Całowałem jej obojczyk lekko podgryzając tworząc lekkie zaczerwienienia. Rozpiłem delikatnie jej czarny koronkowy stanik. Pieściłem jej nagie piersi. Ssałem je i podgryzałem. Darkness coraz głośniej jęczała i ciężko dyszała. Zająłem się drugą piersią, a moja jedna ręka powędrowała pod jej majtki które już były wilgotne. Jeździłem po jej stronie intymniej. Ruszałem palcami, a jej talia podnosiła się bliżej mojego torsu. Ściągnęła mi spodnie razem z bokserkami. Jej ręce zacisnęły się na moim pe..sie który staną na maksa.
- Chcę, to zrobić - wyjęczała pośród pieszczot.
- Spokojnie skarbie wszystko w swoim czasie - ściągnąłem jej delikatnie spodnie i majtki. Członkiem jeździłem po jej strefie intymniej całując ją. Była rozpalona mój plan się powiódł, a jęki nie ustępowały. Wepchnąłem go w nią gwałtownie i mocno. Krzyknęła z bólu, ale nie powiedziała żebym skończył. Jeszcze nigdy nie zrobiłem jej czegoś takiego. Moje ruchy były pewne i mocne a jej ciało współgrało ze mną. Cały czas ją pieściłem. Jej jęki były coraz głośniejsze i głośniejsze. Miałem pewność że jej się to podoba.
- Misiek...! - krzyknęła dając mi znak, dochodzi. Chciałem, żeby to był jej najlepszy stosunek jaki ze mną przeżyła. Jedne z zalet diabła, mogę wytrzymać o wiele dłużej od zwykłych ludzi. Robiłem to coraz szybciej i coraz mocniej. Jej ręce zacisnęły się na moich barkach wbijając do krwi paznokcie i głośno jęcząc.

( Darkness? I jak podoba się? Pisz dalej, skarbie:*)

niedziela, 21 września 2014

OD Michaela CD Ann

Co się dzieje z tymi Aniołami, że tak upadają? Mają już dość posłuszeństwa, czy co? Dla tej Anielicy na pewno było dużym upokorzeniem, że ją taką zobaczyłem. Jestem ich "wrogiem". Chociaż Ann stała się bardziej ufna wiem, że nadal czuje zagrożenie w stosunku do mnie. Nieraz zostają wygnani za błahostki.
- Ann? A ty z jakiego powodu zostałaś wygnana?

(Ann?)

Od Darkness Cd Michael

Przytuliłam się do niego.
-Skarbie... - wyszeptałam. - ...mi nie przeszkadza to czy jesteś delikatny czy nie... ważne, że jesteś - pocałowałam go w policzek. - Odprowadź mnie do domu... Cass mówił, że będzie padać wieczorem.
Spojrzałam na lekko zaróżowione niebo. Ruszyliśmy nie śpiesząc się przytuleni do siebie. Gdy otworzyłam drzwi domu i weszłam razem z Michaelem lunął deszcz. 
- No to troszkę sobie u tu posiedzisz... - powiedziałam, gdy byliśmy u mnie w pokoju. - w deszcz cię nie wypuszczę. - pocałowałam go czule w czoło i położyłam się na łóżku.
Czas zaczął nam się dłużyć, gdy tak leżeliśmy przytuleni do siebie z deszczem dudniącym w szybę. Zerknęłam na zegarek..., minęło pięć minut od kąt weszliśmy do domu.
- Misiek.... może jednak wykorzystamy ten czas? - zapytałam poruszając znacząco brwiami.

<Michaelu? Misiu?>

sobota, 13 września 2014

Od Fatin CD Alana

Siedziałam na dziedzińcu rozmawiając z mamą Alana, gdy ten wypadł zamaszyście przed frontowe frota.
-Fatin? Idziemy!-Rzucił ciągnąc mnie za rękę.
-Co znowu zrobiłeś?-spytałam.
-Nie twoja sprawa.-warknął.
-Alan!-krzyknęła jego matka.-Jak ty się odnosisz...
-A Wy?!-krzyknął.-A wy, co cały czas robicie?! Zeswataliście mnie z kimś, kogo zupełnie nie znam! W ogóle się mnie o nic nie spytaliście. A Fatin... Ja ją kocham, rozumiesz?! I teraz Wam nic do tego. Nic!-wybuchnął. Odwrócił się od matki, spojrzał na mnie i powiedział.-Chodź, Fatin. Nie chcę tu być.
-Nie, Alan. Prosiłam Cię, żebyś...-Nie dano mi dokończyć, bo w tym momencie obok nas pojawił się ojciec Alana. Na jego twarzy malował się smutek.
-Alan, posłuchaj mnie...-zaczął.
-Nie chcę Cię słuchać.-warknął chłopak odwracając się od ojca. Jego upór zaczął mnie wkurzać.-Chodźmy, Fatin.-powiedział jeszcze
-Alan, przestań zachowywać się, jak rozwydrzony pięciolatek.-powiedziałam.-Proszę, porozmawiajcie sami. Naprawdę porozmawiajcie. Tego wam trzeba.
Alan?

Od Seth'a CD Kelly

Zmierzyłem przybysza wzrokiem.
-Żądasz pojedynku, tak?-spytałem. W odpowiedzi zmierzył mnie wzrokiem.
-W takim razie pozwolisz, że wybiorę broń.-powiedziałem, a Artur skinął głową.
-Daję Ci wolną rękę.-odrzekł.
-Bez broni. I magii.-powiedziałem. Zauważyłem, że musiało go to zaskoczyć.-W takim razie też bez zbroi. Musisz ją zdjąć, ponieważ ja takowej nie mam. Byłoby nie fair.
-Przystanę i na to.-odparł z niechęcią. Wytworzyła się wokół niego migocząca poświata i zbroi, ani broni już nie miał. Ale i bez tego cherlawo nie wyglądał.
-Granice?-spytałem.
-Cały dziedziniec szkoły. Nie wchodzimy do budynku, ani nie teleportujemy się.
-Ok.-powiedziałem i uśmiechnąłem się szyderczo.-Rozumiem, musisz się wybiegać.
-Zaczynajmy.-warknął.
-Pokonam Cię, elfie.-Uśmiechnąłem się pod nosem. Strzepnąłem ręce i strzeliłem kostkami palców. Artur ruszył na mnie pochylony, jakby chciał mnie staranować. Biernie stałem i oczekiwałem na niego. Gdy był na wyciągnięcie ręki uskoczyłem zwinnie w bok. Impet powalił go na ziemię. Szybko podniósł się i z powrotem na mnie rzucił. Uskakiwałem cały czas, tak że nawet nie mógł mnie dotknąć. W końcu jednak mnie złapał. Chwycił mnie w pasie, kopnął z kolanka w plecy, aż strzeliło, ale ja wywinąłem mu się i wskoczyłem mu na plecy. Artur ryknął, i sięgnął rękami do tyłu próbował mnie zrzucić. Złapał mnie za nogę, ale ja wtedy złapałem jego ramię, zeskoczyłem z niego i wykręciłem mu rękę. Lewą dłoń przyciskałem do jego ramienia, a prawą wygiąłem jego kciuk pod dziwnym kątem. Powaliłem go na ziemię, usiadłem na nim okrakiem, tak by nie mógł wstać, jednocześnie mocniej wyginając jego kciuk. Jego twarz wykrzywiła się w straszliwym bólu. Kiedy próbował wstać dało się słyszeć ostry trzask.
-Mam nad Tobą przewagę.-ostrzegłem go.-Poddaj się, albo połamię Ci kości jedna po drugiej.
-Nigdy.-warknął. Zwolniłem na chwilę uścisk, by trzepnąć go w ucho, i zaraz znowu chwyciłem jego ramię jeszcze bardziej je wyginając. Elf zawył.
-Skończyliśmy, Arturze.
-Nigdy.
-Co będzie gorsze? Poddać się, czy bezradnie leżeć na oczach narzeczonej (BYŁEJ narzeczonej, a MOJEJ dziewczyny), upokorzonym przez zwykłego czarodzieja w nie magicznej walce?
-Zgładź mnie.-błagał.
-Wiem, że jesteś nieśmiertelny. Niemal. Nie zależy mi na tym, żeby dowieść, na czym to "niemal" polega. Powiedziałem, że Cię pokonam, a nie zabiję. Jeśli będę musiał, uczynię Cię kaleką już na zawsze.
-Jesteś na jego łasce, Arturze.-powiedziała Kelly.-Jeśli on nie chce Cię zabić, musisz się poddać. Nastała cisza.
-Poddaję się.-powiedział w końcu Artur. Puściłem go, a na jego twarzy wymalowała się ulga. Odszedłem do niego i podszedłem do Kelly.
Kelly?
Pomysł tego pojedynku jest wzięty z książki "Baśniobór Plaga Cieni"

piątek, 12 września 2014

Adminika Yuuko

Z powodu długiej nieobecności postanowiłam ożywić bloga, innym szablonem~

środa, 10 września 2014

Od Karou CD Vigo

Vigo zaśmiał się cichutko.
-Ja mam tutaj moje szczęście.-powiedział przytulając mnie od tyłu i całując mnie w policzek. Uśmiechnęłam się i zapatrzyłam w krajobraz za oknem.
-Jest tutaj tak pięknie, a my tylko siedzimy w pokoju. Chodźmy gdzieś.-powiedziałam.
-A gdzie byś chciała?-spytał.
-Nie mam pojęcia. Po prostu gdzieś chodźmy. Może nad Staw Kaukazu, co?
-Jasne.-odparł i uśmiechnął się szeroko. Założyłam buty i bluzę, a Vigo poszedł do siebie, by też się ubrać, po chwili staliśmy już oboje przed budynkiem akademii.
-W którą to stronę?-spytał Vigo.
-Tam.-wskazałam otwartą dłonią.-Chodźmy.-Poszliśmy. Po jakichś piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Usiadłam na zasłanym kolorowymi liśćmi brzegu. Po stawie pływała parka łabędzi. Vigo usiadł obok mnie, a ja uklęknęłam bliżej wody. Dotknęłam jej powierzchnię wskazującym palcem, a w tym miejscu wykwitła niebieska smużka, zaczęłam "rysować" palcem po wodzie tworząc różne obrazki. Za każdym razem, gdy dotykałam wody innym palcem kolor się zmieniał. Ostatni, a zarazem najlepszy obrazek (tak mi się wydaje) przedstawiał mnie i Vigo złączonych w pocałunku. Obrazki utrzymywały się na wodzie kilka minut.
-Masz prawdziwy talent.-stwierdził Vigo.
-Dziękuję.-powiedziałam.
-Twoje rysunki są przepiękne. Ale nie ma nic piękniejszego od Ciebie.-dodał. Uśmiechnęłam się lekko, ale odwróciłam twarz, bo oblał mi ją rumieniec.
Vigo?

wtorek, 9 września 2014

Od Alana CD Fatin

Westchnąłem.
- Dobra - mruknąłem i zagwizdałem.
Z części leśnej wybiegł jeden z moich jednorożców. Wskoczyłem mu na grzbiet i podałem rękę Fatin by usidła za mną.
- Trzymaj się, skarbie - powiedziałem i posłałem jej oszałamiający uśmiech.
Pojechaliśmy w głąb lasu. W pewnym momencie na drodze pojawiła się kłoda. Jednorożec przeskoczył ją i tym samym przenieśliśmy się na zamkowe mury.
- Wow - rzekła Fatin
- Wiem - uśmiechnąłem się do niej i zwróciłem się do konia: - Możesz odejść.
Potrząsnął grzywą i odszedł w przeciwnym kierunku do naszego. Chwyciłem dłoń dziewczyny.
- Dla otuchy - uśmiechnąłem się smutno.
Zaczęliśmy iść przed siebie dumnym krokiem. Wokół przechodzili różni strażnicy i gapili się na nas przez chwilę. Odprawiałem ich machnięciem ręki.
Weszliśmy do głównej sali. Na tronie siedział mój ojciec. Po jego lewej stronie siedziała moja matka.
- Alan - jęknęła gdy mnie zobaczyła.
Ojciec spojrzał na mnie.
- Wróciłeś - mruknął. - I przyprowadziłeś ze sobą... Nie swą narzeczoną. Chcesz mi coś powiedzieć, synu?
Wziąłem kilka głębokich wdechów.
- Tak. A mianowicie to...
- Pozwól, że ci jeszcze jeszcze przerwę - rzekł. - Porozmawiajmy w cztery oczy - spojrzał wyczekująco na Fatin, a potem na moją matkę.
- Już idziemy - odparła mama i wzięła Fatin ode mnie.
Gdy wyszły, ojciec spojrzał na mnie.
- Więc? - ponaglił.
- To Fatin jest moją dziewczyną, ojcze. Nie obchodzi mnie twoje zdanie. Nie kochałem tamtej... Dziewczyny. Już nawet nie pamiętam jej imienia! Nie kochałem jej! Nawet jej nie znałem! A ty nie masz nic do tego wszystkiego, jasne?!
Ojciec zamyślił się. Machnąłem lekceważąco ręką.
- Nie obchodzi mnie co myślisz. Nic mnie nie obchodzi - warknąłem i poszedłem po moją dziewczynę.

<Fatin?>

poniedziałek, 8 września 2014

Od Kelly CD Seth'a

Przetarłam wierzchem dłoni oczy.
- Dobrze - powiedziałam i popatrzyłam na rękaw bluzy. - Przepraszam, że ją pobrudziłam.
Seth machnął lekceważąco ręką.
- Nic nie szkodzi - rzekł
Uśmiechnęłam się do niego.
- Nie mam ochoty siedzieć bezczynnie - stwierdziłam.
- Co kolejny spacer? Szalejesz - zaśmiał się chłopak.
Wzruszyłam ramionami.
- Uwielbiam naturę.
- Pójdziemy, ale musisz nie wyglądać jak panda.
- Dobra - mruknęłam.
Poszłam obmyć sobie twarz, a potem przyszłam do Setha.
- Idziemy? - spytałam.
Chłopak potaknął.
Wyszliśmy przed Akademię. Niestety zauważyłam przed nią kogoś kogo nigdy więcej nie chciałam widzieć.
- Witaj, królewno - pozdrowił mnie i ukłonił się lekko.
- Arturze - też się ukłoniłam, niechętnie.
- Kim jest ten chłystek? - wskazał na Setha.
- To mój chłopak, Seth - powiedziałam.
Artur patrzył na niego.
- Dobra. Miejmy to już z głowy - mruknął.
- O co chodzi? - spytał cicho mój chłopak.
- Masz z nim walczyć - syknęłam. - Na śmierć i życie.

<Seth?>

niedziela, 7 września 2014

Od Ann Cd Michael

Przez chwile myślę i w mojej głowie pojawia się pomysł, który dziwił mnie samą.
- Co byś powiedział na ludzkie miasto? - spytałam lekko unosząc brew i podbródek.
- Czemu nie. - odparł od razu, ale w jego oczach widziałam zdziwienie.
Miałam ochotę prychnąć, ale się powstrzymałam i lekkim krokiem zaczęłam kierować się w stronę miasta. Szliśmy w ciszy, ale nie przeszkadzało mi to, bo dzięki temu mogłam spokojnie myśleć. Byłam zła... na siebie za to, że spuściłam się ze smyczy i dałam upust upadłej stronie. Teraz musiałam zebrać wodze i wrócić do mojego rozsądnego ja, ale i tak miałam ochotę skarcić samą siebie i to robię. Czuje na policzkach rumieńce, ale nie było to wywołane zakłopotaniem lecz gniewem.
- O czym ty myślisz, że się tak czerwienisz? - spytał diabeł rozbawiony z drwiącym uśmieszkiem.
- Widzę, że obok mnie kroczy nie tylko diabeł, ale też i zboczeniec. - prychnęłam i po chwili dodałam. - Jestem po prostu zła na siebie.
- Pierwszy raz widzę upadłą, która rumieni się ze złości. - parsknął powstrzymując się od śmiechu.
Mam ochotę mu coś zrobić, ale tylko odwracam złość ukrywając jeszcze większy i wyraźniejszy rumieniec.
- Ja też pierwszy raz mam do czynienia z tak zadufanym w sobie i głupim diabłem. - mruknęłam z przekąsem 
Widziałam jak Michael otwiera usta, by mi odpowiedzieć, ale od razu je zamyka, gdy słyszymy za nami kroki. Wkroczyliśmy już do miasta i dlatego lepiej było się powstrzymać od takich rozmów, więc przez chwilę żadne z nas się nie odzywało, ale za nami rozciągała się tylko ulica i chodnik, którym szliśmy. Z niepokojem zerkam na Michael'a, na pierwszy rzut oka jest spokojny, ale gdy się przyjrzeć widać, że jest przygotowany na wszystko. To sprawia, że robię kilka kroków przed siebie i od razu dociera do mnie znajomy zapach, który przywraca wspomnienia. Gwałtownie zakrywam nos i usta dłonią, nie chcę, by było to o czym jako pierwsze pomyślałam, ale z drugiej strony mam nadzieje, że zapach należy do osoby z mojego dawnego życia, do której mi tak tęskno. 
- Deveshe (czyt.Dewesze)? - udaje mi się powiedzieć zduszonym głosem i moim oczom ukazuje się młoda dziewczyna, wychodząca z bocznej uliczki. 
Jest urodziwa, ma szare ozy otoczone mokrymi rzęsami i włosy tego samego koloru, które nie tracą blasku mimo zniszczonych ubrań.


- Ann... - wypowiada te trzy litery, a ja nie czekając podbiegłam do niej i przytuliłam ją. 
Mam ochotę ją skarcić, krzyczeć na nią, a nawet ją uderzyć, ale tylko przyciskam ją mocniej do siebie i szepcze:
- Coś ty zrobiła, głupia?
~~~
Jesteśmy w pustej uliczce obok apteki, w której kupiłam gaziki, wodę utlenioną i bandaż. Siedzę na kartonowych pudłach razem z Deveshe i obmywam jej rany, Michael stoi odwrócony do nas plecami o co go poprosiłam wcześniej, ponieważ musiałam zdjąć z mojej przyjaciółki bluzkę, by mieć dostęp do urazu przez co została w staniku i spodniach. Byłam mu poniekąd wdzięczna za to, że nie zadawał pytań. Po chwili, gdy udało mi się zatamować krwawienie przeszłam do opatrzenia ran.
- Masz. - podałam przyjaciółce moją skórzaną kurtkę, bo wolałam, by nie wkładała brudnej koszulki.
Kurtka była na nią trochę za duża, bo była zawsze drobniejsza ode mnie, ale nie na tyle, by wyglądało to jakoś dziwnie.
- Dziękuje... - posłała mi lekki uśmiech i odwracając się w moją stronę dodała. - Naprawdę chciałabym Ci wszytko opowiedzieć, ale... nie puki on tu jest. Skontaktuję się z tobą później za jakiś czas.
Chciałam zaprotestować, ale świadomość, że fakt, iż naturalny wróg aniołów widział ją w tak upokarzającym stanie był już dla niej ciosem i zamiast tego po prostu ją przytuliłam na pożegnanie.
~~~
Teraz szłam tylko w towarzystwie Michael'a i czułam się przybita. Właśnie dowiedziałam się, że moja najlepsza przyjaciółka, która, gdy ja odchodziłam obiecała mi, że zachowa pozycję archanielicy na zawsze i nigdy nie da zrobić z siebie upadłej, została wygnana do świata ludzi i teraz jest wyrzutkiem tak samo jak ja... Bolało mnie, że nie dotrzymała obietnicy, bo potraktowałam ją bardzo poważnie i do tego nie chciałam, by przechodziła to co ja, bo ból przy wyrywaniu skrzydeł i potem ten przy odrastaniu ich jest prawdziwym piekłem i pozostawia ślad w psychice na zawsze. Nikomu nie życzyłam, by przechodził coś takiego, a szczególnie jej...
- Więc, to twoja znajoma? - Michael odezwał się przerywając ciszę.
Westchnęłam zrezygnowana, jego nie zadawanie pytań było zbyt piękne, by trwało cały czas.
- Tak. - mruknęłam tylko i po chwili przygryzłam wargę.
Nie wiedziałam co jeszcze mogłabym powiedzieć i jakoś nie miałam nowego tematu do rozmowy, więc czekałam aż on coś powie.

(Michael? Miałam wenę, ale i tak jest krótsze od pierwotnego opowiadania, wiesz dlaczego...)

OD Michaela CD Ann

Wiedziałem, że się zgodzi tylko trochę trzeba było ją podpuścić. Wyglądała na przekonaną, ale w jej oczach dostrzegłem cień strachu. Przecież jestem diablim więc, co się dziwię. Ona jeszcze niedawno była po dobrej stronie, a teraz jest upadła. Wyszliśmy ze szkoły jakby nigdy nic i zapytałem dziewczynę:
- Gdzie chcesz iść? Tu jest dużo miejsc, a wszystko zależy od ciebie. Pozwalam ci wybrać.

(Ann?)

piątek, 5 września 2014

OD Michaela CD Darkness

Całowaliśmy się coraz bardziej namiętnie. Trzymałem ją mocno, a jej nogi były splecione na moim torsie. Jej dłonie wędrowały po moich włosach tworząc je jeszcze bardziej niesforne. Przycisnąłem ją do drzewa stale pogłębiając się w pocałunku. 
- Kocham Cię. - wyszeptałem chowając głowę w jej włosach. 
- Też cię kocham. - odpowiedziała znów mnie całując. Po chwili oderwałem się, a ona popatrzała na mnie z żalem w oczach.
- Proszę. Nie nakręcaj mnie. Dziś nie ma we mnie tyle delikatności co zawsze. Mogę być okrutny. Nie chcę zrobić ci krzywdy, za bardzo cię kocham - pocałowałem ją w czubek nosa mocno przy tym zamykając oczy.

( Darkness?)

Od Fatin CD Alana

-Nie mów tak.-powiedziałam. Alan prychnął.
-Nie słyszałaś, co powiedziałem?
-Myślę, że on sądzi, że to, co wybierze będzie dla Ciebie dobre. Nie wie, że masz odmienny pogląd na ten temat. Sądzę, że powinniście porozmawiać.
-Chyba sobie żartujesz!-wykrzyknął.-Nie będę z nim rozmawiać!
-Nie zachowuj się, jak pięciolatek, dobrze?-żachnęłam. Alan założył ręce i spojrzał na mnie.
-Nie będę z nim rozmawiać.
-Proszę, Alan. Porozmawiaj ze swoim ojcem, wytłumaczcie sobie to wszystko.
Alan? Przepraszam, że tak krótko..

Od Seth'a CD Kelly

Spojrzałem na nią i uniosłem brew. Dziewczyna wyglądała śmiertelnie poważnie.
-Narzeczonego..?-kiwnęła głową,a ja zamknąłem oczy.-Narzeczonego...-powtórzyłem.-Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?-spytałem. Kelly odwróciła głowę. Otworzyła drzwi do pokoju, bez słowa weszła do niego i usiadła na łóżku.
-Bałam się, że tego nie zrozumiesz.-powiedziała w końcu. Wstałem i podszedłem do okna.
-To dobrze myślałaś. Nie rozumiem. Możesz mi to wytłumaczyć?-byłem zły. Chociaż zły to może nieodpowiednie słowo. Bardziej pasuje "rozżalony".
-Jestem księżniczką elfów.-powiedziałam.-Mój ojciec zaręczył mnie z jakim dworzaninem, którego praktyczni nie znam. Nie kocham go. Kocham Ciebie, Seth.-powiedziała. Wiedziałem, że mówi szczerze. Odwróciłem się do niej i zauważyłem, że płacze, a łzy psują jej makijaż tworząc wokół oczu ciemne plamy, jak u pandy.
-Masz szczęście,...-powiedziałem ze srogim wyrazem twarzy.-...że masz mnie.-dokończyłem już z uśmiechem. Podszedłem do niej, przytuliłem ją i pocałowałem w czubek głowy.-Kocham Cię, Kelly. I nigdy nie przestanę.-dziewczyna przytuliła się do mnie i odetchnęła z ulgą.-Wszystko będzie dobrze.-wyszeptałem jej do ucha. Przytuliła się do mnie jeszcze mocniej, a ja zaśmiałem się cicho.
-Co?-spytała patrząc się na mnie.
-Panda.-odparłem.
-Panda?
-Nie ja panda, Ty panda.-zaśmiałem się, a ona też.-Rozmazałaś się. Nie płacz już.
Kelly?

środa, 3 września 2014

Od Lirael Cd Shadow

-Kiepsko kłamiesz - stwierdziłam. - Przecież Archaniołowie są bombą atomową Niebios Gabrielu, demon to dla nas nie problem... bo ty umiesz się nawet pozbyć natrętnej diablicy.
-Lirael... - spojrzał na mnie smutno.
-Czego On ode mnie chce? - zapytałam.
-Nie mogę ci powiedzieć tego tutaj - spojrzał z ukosa na Shadowa.
Kebal spojrzał pytająco w stronę Archanioła i wszedł mi na kolana zpychając Lili do Shadowa. Wstałam i stanęłam przed Archaniołem trzymając syna, który wyciągnął rączki do Gabriela, który się cofnął o krok. 
-Boisz się dzieci? - zapytałam nieco rozbawiona.
-Niezręcznie się przy nich czuję - odparł cicho, a Kebal zaczął machać swoimi skrzydełkami próbując wydostać się z moich ramion. Puściłam go a on zawisł w powietrzy twarzą w twarz z Gabrielem.
-Amor? - zapytał Archanioł.
-Anioł - odparłam, a Gabriel skrzywił się tracąc pióro ze skrzydeł, które teraz spoczywało w dłoni Kebala.
Chłopiec zapiszczał radośnie pokazując mi swoją ''Zdobycz'' i wleciał mi w ręce bawiąc się złotym piórem. 
-Ojciec chce poznać - powiedział prawie szepcząc. - I inni.
-Shadow? Zaraz wrócę - powiedziałam i zniknęłam z białym blasku z Gabrielem i Kebalem.

Gdy wróciliśmy był już późny wieczór. Kebal (który otrzymał drugie Enochiańskie imię od Ojca) trzymał w rączce bukiet ze złotych piór Archaniołów ( białe innych aniołów go nie interesowały). Weszłam do domu i udałam się do pokoju maluchów, gdzie zastałam Shadowa usypiającego Lili, która i tak widząc mnie nie zamierzała zmrużyć oczek.
-Gdzie byłaś? - zapytał suchym tonem Shadow kładąc Lili do kołyski.
-Kebal... spotkał się z moim Ojcem - powiedziałam. - I odbył tak jakby... uch... w dzisiejszych czasach to się nazywa chrzest, ale anioły robią to trochę inaczej... Ojciec nadaje nam Enochiańskie imię... ale nie mogę ci powiedzieć skarbie... nawet mojego - położyłam Kebala w kołysce i za Shadowem wyszłam z pokoju malców mówiąc do nic ,,Dobranoc''.
Wróciliśmy do naszej sypialni. 
-Skarbie? - zapytałam łagodnie. - Kocham cię i przepraszam, ze wcześniej ci o tym nie powiedziałam - przytuliłam go.

<Shadow?>

OD Tanatos CD Shin

Patrzałam jak znika za zamkniętymi drzwiami. Wszystko się komplikuje. 
- Skarbie nie wiem czy centaury mogą cokolwiek zrobić. Obowiązują zasady, które mówią, że inne rasy nie mogą się przeciwstawić arcykapłance. Jeżeli przedstawiciel jest tej samej rasy. To działa też w drugą stronę jakby jakiś centaur schował się na naszej, a ścigałby go główny starszy to my się nie mieszamy. - powiedziała Lenobia powoli łamiącym się głosem. 
Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego. Amelka nadal płakała w moich ramionach. Odczuwała mój strach. Chciałam się uspokoić, ale nie mogłam. 
- Wolałam o tym nie wiedzieć. - powiedziałam powstrzymując łzy. 
-Wiem kochanie, ale wolałam, żebyś wiedziała.
- Musiałaś mówić przy Shinie?
- Tak. Bałam się, że zrobisz coś bardzo głupiego, a wiem, że on ci na to nie pozwoli. 
I tak zrobię. Jeżeli mam wybór to wolę, żeby tylko mnie wzięli. Nie pozwolę, żeby ktoś z moich skarbów ucierpiał przeze mnie.
- Mam do ciebie prośbę. Ale musisz obiecać mi, że ją spełnisz i nie powiesz nikomu. - powiedziałam stanowczym głosem.
- Nie obiecam ci nie wiedząc co to jest. Proszę cię nie rób nic głupiego.
- Za późno już na to. Chcę, żebyś obiecała mi, że dopilnujesz żeby Anastazja wzięła tylko mnie. Amelka ma zostać z Shinem. I że nie pozwolisz mu iść za mną. Możesz mu powiedzieć, że to mój wybór, ale dopiero po fakcie.
Nie chciała się zgodzić. Prosiłam ją bardzo długo cały czas przy tym płacząc. To nie była łatwa decyzja. Chciałam być przy nich do końca, ale nie chcę, żeby coś się im stało. Amelka przynajmniej by się wychowywała z ojcem. Moja decyzja została niezmieniona aż w końcu mama mi uległa. Maleńka przestała już płakać. Lenobia zostawiła mnie samą, żebym jeszcze wszystko przemyślała, ale ja wiedziałam, że nie zmienię zdania. Nie wiem czemu, ale zmieniłam się w wilka. Amelce się to spodobało, bo zaczęła bawić się moim ogonem. Uszy już należały do niej wyginała je we wszystkie strony. Wsadziłam ją na łóżko i położyłam się obok. Długo nie musiałam czekać, żeby się wtuliła w moje futro. Otuliłam ją ogonem, a głowę położyłam nad nią. Łzy nawet w wilczej postaci napływały mi do oczu. Leżałam tak myśląc - Gdzie jest tata. - usłyszałam w głowie czyjś słodki głos. Podniosłam głowę, a błękitne oczka Amelii były skierowane na mnie. Jest bardzo podobna do tatusia po mnie ma tylko oczy. - Niedługo skarbie wróci. - odezwałam się i polizałam ją po policzku. 

(Shin ?)

Od Alana CD Fatin

Wzruszyłem ramionami.
- Opuszczona posiadłość jakiegoś elfiego młynarza - powiedziałem.
Fatin spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
- Jesteśmy w tej twojej magicznej krainie? - spytała.
Skinąłem głową.
- Tak - potwierdziłem. - A dalej w królestwie jest jeszcze piękniej. Ale jak na razie nie mogę tam wracać - przewróciłem oczami.
- Czemu?
Machnąłem lekceważąco ręką.
- Miałem się w tej szkole czegoś nauczyć. Nie nauczyłem się prawie nic. I jeszcze sprzeciwiłem się woli ojca. Wątpię by był zadowolony z mego powrotu.
- Nie mów tak - powiedziała Fatin.
- Niby czemu? Jakoś nigdy nam się nie układało. Nie zbyt go lubiłem. Raczej wzajemnością.

<Fatin?>

wtorek, 2 września 2014

Od Kelly CD Seth'a

Otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale zamiast tego zawstydzona spuściłam wzrok.
- Kelly? Co się stało? - spytał Seth z troską, ale i z pewną dozą stanowczości.
- Ja... Nie mogę ci powiedzieć - powiedział cicho.
- Jak to nie możesz? - zdziwił się chłopak.
- Ja po prostu... Nie.
- Kel, mi zawsze możesz powiedzieć - zadeklarował i objął mnie ramieniem.
Westchnęłam.
- Wiesz... Bo ja mam narzeczonego.

<Seth? Wybacz, że tak długo i krótko>

OD Shadowe'a CD Lirael

Trzymałem mocno Kebala, by nie spadł z grzbietu feniksa. Tymczasem malec podnosił wysoko rączki, piszcząc z uciechy. Kazałem Ignisowi wylądować na trawie w pobliżu Sabriel. Stworzenie zataczało kręgi nad głową Lirael i Lili łagodnie zniżając lot. Dzięki temu chłopiec mógł podziwiać wszystko z góry. Kiedy wreszcie znaleźliśmy się na ziemi, usiadłem przy Anielicy i naszej córeczce, która spała smacznie w ramionach matki. Posadziłem Kebala na kolanach i objąłem Lirael.
- Jestem szczęśliwy kochanie, a ty?
Oparła głowę o moje ramię, uśmiechając się ciepło.
- Ja też Shadow, ja też. - dostrzegłem w jej oczach cień smutku.
- Coś cię martwi?
- Czasem tęsknię za dawnym życiem. - powiedziała z wahaniem w głosie. 
- Za piekłem i torturami? - uniosłem wysoko brwi ze zdziwienia - Myślałem....
- Nie mówię o tym. Chodzi o młodzieńczą beztroskę...
- Kochanie...
Przerwało mi oślepiające światło, z którego wyłonił się Archanioł.
- Lirael, przykro mi, że przerywam  wam tą sielankę. - skrzywił się, spoglądając na nasze dzieci.
Instynktownie zacisnąłem pięści postanowiłem podnieść się z ziemi, jednak Anieclica powstrzymała mnie dotknięciem dłoni. 
- O co chodzi Gabrielu? - spytała chłodnym tonem.
- Mamy problem z pewnym demonem... - co ciekawe, Gabriel wydawał się mocno zawstydzony tym faktem.

<Lirael? Sorki, że takie krórtkie...>

poniedziałek, 1 września 2014

Od Vigo CD Karou

Przyglądałem się przez chwilę zawstydzonej dziewczynie. Odwróciła głowę, bym nie dostrzegł uroczego rumieńca. Przysunąłem się do niej bliżej i delikatnie ująłem podbródek błękitnowłosej.

- Karou, skarbie spójrz proszę na mnie. - niechętnie spełniła prośbę - Bardzo się zmieniłem odkąd cię poznałem. Stałaś się dla mnie najważniejsza i będę walczył o twoje szczęście. - pogładziłem jej policzek - Znajdziemy sposób, by pokonać Wilka.
- To nie takie proste. - znów spuściła głowę i przytuliła się do mnie. 
- Znajdziemy sposób. - powtórzyłem jak marną mantrę.
Chciałem przekonać nas oboje, że obecna sytuacja tylko wydawała się tak beznadziejna. Przymknąłem oczy i wciągnąłem słodki zapach Karou, zawsze mnie uspokajał. 
- Najważniejsze, że jesteś blisko kochanie. - wyszeptałem, gładząc jej włosy.
Nie wiem jak długo trwaliśmy w bezruchu. Czas zdawał się płynąć własnym torem, omijając nas z daleka. Wreszcie dziewczyna wyswobodziła się z moich ramion i podeszła do okna. Wpatrywała się przez dłuższą chwilę w zapadający na zewnątrz zmrok.
- Widzisz ten punkt? - wskazała coś niewidocznego dla mnie na odległym horyzoncie.
- Co takiego dostrzegłaś.
- Nasze szczęście. - uśmiechnęła się w zamyśleniu. 

<Karou? Wybacz, że takie krótkie...>

niedziela, 31 sierpnia 2014

Od Ann Cd Michael

- Są naprawdę ładne, ale trochę nie w moim stylu. - odparłam patrząc w swoje oblicze w lustrze i przygryzając wargę.
Teoretycznie wszytko było normalnie, ale nie widziałam siebie. Figura była niby taka sama tylko bardziej niż zazwyczaj podkreślona, karnacja też ta sama..., ale ja bym raczej nigdy się tak nie ubrała, choć nie wyglądałam źle.
- Dobrze jest. - stwierdził diabeł z uśmiechem.
- Nie mówię, że nie. - mruknęłam nie odwracając wzroku od lustra, by po chwili założyć ręce na piersi i zauważyć kolejny minus mojego ubioru.
Dekolt byl zdecydowanie zbyt duży, tak samo jak rumieniec, który pojawił się na mojej twarzy. Cholerny diabel...
- Hej, mam wrażenie, że nie chce Ci się iść na zajęcia równie mocno co mi. - Michael po chwili wyrwał mnie z zamyślenia i podszedł stając koło mnie.
- Czy ty coś sugerujesz? - spytałam, gdy tylko dostrzegłam nieco niepokojącą iskrę w jego oczach.
- Być może. - odparł rozbawiony odsłaniając przy tym zęby w uśmiechu, ale po chwili odchrząknął. - Proponuję byśmy zrobili sobie dziś wolne.
- Brzmi jak plan... - odpowiedziałam bez zastanowienia, by po chwili się poprawić. - To znaczy nie mam zamiaru opuszczać zajęć.
Diabeł posłał mi dziwne spojrzenie, na które odwróciłam wzrok. To normalne, że czasem chcę zrobić coś złego, ale sekundę później odzywa się mój rozsądek i natychmiast zmieniam zdanie. To ponoć normalne u upadłych podobnych do mnie...
- No weź nie bądź taka. Nie za grzeczna jesteś jak na upadłą? 
Trafia w mój czuły punkt i nie potrafię tego zignorować. Moja poupadkowa strona pragnie pokazać, że nie boi się wagarować, a ja nie mogę jej już dłużej powstrzymywać.
- Niech Ci bedzie...

(Michael?)

sobota, 30 sierpnia 2014

OD Michaela CD Ann

Spojrzałem na siebie i byłem cały mokry. Super drugi prysznic, a to dopiero ranek to co będzie dalej? Nie mogąc wytrzymać zacząłem się głośno śmiać. Ann poszła w moje ślady i też wybuchła śmiechem. Po chwili opanowałem się. Pstryknąłem palcami i już miałem na sobie suche ciuchy. Wyczarowałem sobie czarką koszule (która jak zwykle była rozpięta), ulubioną skórę i najzwyczajniejsze czarne dżinsy. Patrzałem na dziewczynę, która nadal zakrywała się kołdrą. Miałem świetny pomysł i zamierzałem go wykonać. Na dziewczynie pojawiły się jasnoniebieskie dżinsy pocięte wzdłuż, biała koszulka z czarną czaszką i piszczelami oraz czarna skóra która idealnie podpasywała się pod jej figurę. Czegoś mi brakowało zastanawiałem się przez dłuższą chwilę aż w końcu doszedłem i na jej nagach pojawiły się glany. 
- I jak podobają ci się? - zapytałem, a dziewczyna spojrzała zaskoczona na siebie. Podeszła powoli do lustra i przyglądała się sobie uważnie. Wiedziałem, że zaraz wyskoczy jak ja mogłem to zrobić, ale się nie przejmowałem tym. Wyglądała naprawdę ładnie w tych ciuchach.

(Ann podobają się?)

Od Lirael Cd Shadow

- Tuma... co? - zapytałam.
A Lili zapiszczała na widok Sabriel idącej ku nam. Pies obwąchał dziewczynkę, po czym wyciągnął jęzor i zaślinił jej policzek. Lili zaczęła rączką wycierać swój policzek... a rączkę o moje spodnie, aż się doczyściła.
- Dzięki córcia. - mruknęłam, a ona zapiszczała radośnie. - To był sarkazm Lili.
Ona spojrzała w górę tak jak i ja po chwili. Shadow latał z Kebalem na Feniksie...
- Mmm! - Lili wyciągnęła rączki do góry.
- Sabriel. - zwróciłam się do psa. - Zmień się w smoka. - powiedziałam, a ona po chwili przemieniła się w skrzydlatego gada.
Liliel zapiszczała kiedy usiadłyśmy na grzbiecie smoczycy i wzbiłyśmy się w powietrze. Po chwili Lili wyrosły błoniaste, brązowe skrzydełka zakończone małymi grotami.
- Mama?! - dziewczynka wskazała wzrokiem na swoje plecki.
- To twoje skrzydła skarbie - posłałam jej uśmiech. - Niedługo nauczę cię latać. - powiedziałam, a Lili, gdy to usłyszała zaczęła radośnie piszczeć.
Dogoniłyśmy Shadowa i Kebala bez problemu. Zauważyłam zdziwienie na twarzy ukochanego.
- Co się stało skarbie? Zapomniałeś o moim smoku? - zaśmiałam się.
- Jak one szybko będą rosły? - zapytał.
- Za trzy lata będą wyglądać i zachowywać się jak trzynastolatkowie, ale będą więcej rozumieć i przewyższać oczywiście innych sprytem i wiedzą, a potem będą rosnąć już normalnie jak ludzkie dzieci, aż do dwudziestki, potem są wiecznie młodzi i bla bla bla. - posłałam uśmiech Shadow'owi.
- Mama! -zawołał Kebal.
-Tak skarbulku? - uśmiechnęłam się do niego, a on zapiszczał radośnie.
- Taaataaa! - tym razem Lili zawołała, a jak Shadow na nią spojrzał, ona schowała twarz w rączkach śmiejąc się. 
- Shadow, wiesz... właśnie sobie wyobraziłam nasze dzieci za te trzy lata jak się ścigają. - powiedziałam. -Kebal na feniksie, a Lili na smoku.
Shadow się do mnie uśmiechnął, co chyba oznaczało, że podoba mu się ta wizja. Lili machając skrzydełkami zaczęła mi dawać do zrozumienia, że chce sama polatać. Sabriel zniżyła lot i wylądowała na trawie, zeszłam z niej razem z Lili, a smoczyca znów była psem... tylko że zostawiła sobie skrzydła i wbiła się w powietrze zaraz po mnie i latała robiąc swoje wariacje z wywalonym jęzorem. Lili zaczęła machać swoimi skrzydełkami aż w końcu udało jej się wzbić w powietrze dziesięc centymetrów nad moimi ramionami.. Jednak po chwili opadła w moje ramiona. Zaczęła znów próbować i za każdym razem wpadała mi w ręce. Spojrzała na mnie smutno.
-Mi też się nie udawało za pierwszym razem. - powiedziałam. - Ćwicz dalej skarbie. - zachęciłam ją.
Próbowała tak długo dopóki się nie zmęczyła i po chwili spała już w moich ramionach. Jej skrzydełka zniknęły, a na pleckach miała już tatuaż skrzydeł. Stanęłam na ziemi i wyczarowałam koc, na którym się położyłam razem z Lili.

<Shadow? Kochanie? Jak ci idzie?>


czwartek, 28 sierpnia 2014

Od Darkness Cd Michael

- Przecież mieszkam niedaleko. - zaśmiałam się.
-A no tak.
-Ty mój zapominalski demonie. - zmierzwiłam mu włosy.
-Ty moja pamiętna wilczyco. - przytulił mnie mocniej.
-W sumie... to też jestem zapominalska. - zaśmiałam się i złączyłam z nim usta w namiętnym pocałunku.

<Michael?>

Od Karou CD Vigo

- W takim razie.. To ja ją wypuszczę, bo to moja sprawa. - powiedziałam zamykając oczy.
- Nie, Karou! Nie możesz..
- Czemu? - spytałam ponownie je otwierając.
- Bo ja nie chcę, żebyś... - zaczął.
- Ja też nie chcę, żeby coś Ci się stało. - powiedziałam z naciskiem. Odeszłam od Vigo i zapatrzyłam się w okno. - Chyba wiem, co trzeba zrobić. - powiedziałam i uśmiechnęłam się smutno. - Muszę znaleźć się u Thiago...
- Ale on Cię zabije! Nie da się pomylić Cię z kimś innym. Musi być inny sposób. Znasz jakieś jego słabe punkty...? - spytał Vigo. W jego głosie dało się czuć strach i rozpacz.
- Nie ma innego sposobu. - powiedziałam.-Ale jestem ja. Ja jestem jego słabym punktem. - dodałam uśmiechając się smutno. 
Zaległa cisza. Vigo odwrócił wzrok. Ja zamknęłam oczy i skupiłam się. Zaczęłam się zmieniać. Moje włosy stały się ciemne i długie do ramion, oczy czarne, z głowy wyrosły mi kręcone rogi gazeli, na plecach miałam skórzaste skrzydła, a nogi zmieniły się w nogi gazeli. Twarz, ręce i tors zostały człowiecze, ale skóra była ciemniejsza, bardziej opalona. Miałam na sobie tylko krótką skórzaną sukienkę. Vigo spojrzał na mnie i wydał z siebie zduszony krzyk.
- Karou?! Co...
- To jest moje wcześniejsze wcielenie. Tak wyglądałam, gdy byłam Madrigal. - powiedziałam. - Nikt nie wie o mojej mocy, bo chimery jej nie mają. To jest mój plan. - rzekłam. - Stanę się Madrigal, przejdę do świata chimer i zabiję Thiago. Spalę jego ciało, by nie mogli go wskrzesić i ucieknę stamtąd. Ale będziesz musiał pójść ze mną, bo sama mogę nie dać rady. Będziesz moim wsparciem, w razie, gdyby mnie złapali.
- Pomogę Ci tak, jak tylko będę mógł. - powiedział Vigo obserwując mnie uważnie. Zmieniłam się z powrotem w Karou.
- Dziękuję, Vigo. - rzekłam. - Ale jeszcze nie czas. Nie teraz. - znowu cisza. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
- Karou...?
- Teraz chcę być z Tobą. - powiedziałam z mocą. - Chcę być z Tobą dopóki mogę. - powiedziałam już nieco ciszej. Spojrzałam na Vigo, a on na mnie. Uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam wzrok, bo nie wiedzieć czemu na twarz wpełzł mi rumieniec.

<Vigo, co zrobisz?>

Od Fatin CD Alana

-Tu jest ślicznie.-powiedziałam uśmiechając się rozmarzona.
-Cieszę się, że Ci się podoba.-odparł.
-Jak znalazłeś to miejsce?-spytałam. Chłopak uśmiechnął się lekko.
-Tajemnica.-odparł. Wywróciłam oczami i wydęłam wargi.-Ej... Nie obrażaj się.-powiedział, przytulił mnie i pocałował w policzek.-Ja mam swoje sekrety i Ty masz swoje sekrety... Na przykład to, jak robisz, że jesteś taka słodka.
-To mój naturalny urok.-zaśmiałam się.-Ty też jesteś słodki.-dodałam i pocałowałam go lekko.-A powiesz mi po co mnie tu zabrałeś?-spytałam.
-Jeszcze nie teraz...-odparł.-Chodźmy.-dodał, ujął moją dłoń i poprowadził mnie ścieżką, na której końcu stała ławeczka. Kwitnące drzewa dodawały temu miejscu uroku i romantyczności. Usiedliśmy na ławce.
-To miejsce jest naprawdę piękne.-powiedziałam zachwycając się całą scenerią.
Alan? Przepraszam, że tak długo i do tego takie krótkie =(

Vigo CD Karou

Zerwałem się z łóżka i zacząłem spacerować po pokoju. Dziewczyna przyglądała mi się ze smutkiem w oczach i niemą zaciętością. Tymczasem ja biłem się z myślami. Nie chciałem podejmować decyzji w tej sprawie, nie teraz. A jednak nie miałem wyjścia... 
Zatrzymałem się gwałtownie, rozpinając kilka górnych guzików koszuli.
- Co robisz? - 
- Nadszedł czas. - ująłem sporej wielkości medalion przedstawiający dwa węże splecione ze sobą w skomplikowane supły  i pożerające własne ogony. Zdjąłem ciężki, srebrny łańcuszek, pokazując go dziewczynie - To pieczęć. Widzisz kochana, ja również mam swoje tajemnice.
- Pieczęć do czego? - Karou wpatrywała się intensywnie w rzeźbiony przedmiot.
W jej oczach pojawił się cień zrozumienia i... przerażenia.
- Czy to...?! - w jej głosie wkradła się nutka histerii
- Tak, Karou... - spuściłem głowę - To Pieczęć Siedmiu Bram, za którymi czeka bestia.
- Zwariowałeś?! - zerwała się na równe nogi i uderzyła mnie w twarz, następnie ze łzami w oczach przytuliła najmocniej jak umiała - Na pewno jest inne wyjście... - wyszeptała cicho.
- Bestia pomoże nam pokonać twojego Wilka... - gładziłem jej błękitne włosy.
- A potem zażąda zapłaty i pożre tego, kto ją wypuścił.... - dodała ledwie dosłyszalnie.
- A kto powiedział, że to my mamy ją wypuścić? - zaskoczona Karou odchyliła głowę,  by z niedowierzaniem spojrzeć mi w oczy.
- Nadal pozostaje życzenie tego, kto ją uwolni....

<Karou?>

środa, 27 sierpnia 2014

OD Shin'a CD Tanatos

- Nie pozwolę, żeby stała się wam jakakolwiek krzywda! - zacisnąłem pięści ze złości - Jesteśmy na ziemi Centaurów i pod opieką Vojmy. Jeśli nawet wasza arcykapłanka odważy się wkroczyć na te ziemie, nie zajdzie daleko! - powiedziałem z naciskiem.
- Nic nie rozumiesz. Ona jest potężna... - Tanatos wyszeptała cicho, a w jej oczach dostrzegłem łzę.
Pospiesznie usiadłem na oparciu sporego fotela i położyłem łagodnie rękę na ramieniu blondynki.
- Nasza pradawna magia jest potężniejsza. Nie musisz się bać tej starej....
- Anastazja wygląda na 20-latkę... - Dziewczyna pociągnęła nosem i przycisnęła mocniej niemowlę do piersi - Nie dostanie Amelki. - powiedziała twardym głosem.
Dziewczynka najwyraźniej wyczuła Zmartwienie matki i rozpłakała się.
- Muszę wyjść skarbie i obmówić parę rzeczy z Opiekunem.
- Co chcesz zrobić? - dosłyszałem w głosie Tanatos nitkę lęku.
- Wszystko będzie dobrze najdroższa, zobaczysz. - pocałowałem ją pospiesznie i wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Nie było czasu do stracenia. Zamierzałem chronić Tanatos i Amelkę za wszelką cenę. To jednak mogło wymagać pewnego poświęcenia... Skierowałem się w stronę odległej chaty Najstarszego Centaura w naszym plemieniu. Vidoqu'a. Udzieli mi niezbędnych wskazówek. Anastazja dostanie dziewczyny po moim trupie!

<Tanatos?>

Od Ann Cd Michael

Zerwałam się z łózka przestraszona gwałtowną pobudką i od razu zaszczękałam zębami. 
- Co ty sobie myślisz?! Wchodzisz mi tu i oblewasz mnie wodą, a jedyne co masz do powiedzenia to ,,Czas wstawać, zaraz lekcje"?!
Diabeł śmieje się wyraźnie zadowolony z "ice bucket challenge", które mi zaserwował, a ja chciałam już mu coś zrobić, gdy spojrzał na mnie i przestał się śmiać.
- Na co się gapisz? - burknęłam, patrząc na siebie i choć na początku nie zauważyłam nic nadzwyczajnego to po chwili zorientowałam się, że wszystko mi prześwituje przez cienką piżamę, wiec złapałam mokrą kołdrę i się nią zakryłam. 
- Czemu to zrobiłem? - spytał z kpiarskim uśmieszkiem nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć.
- Ty..., jak ty w ogóle..., jak ty możesz mieć czelność włazić mi tak do pokoju i się jeszcze ze mnie nabijać?! - czuję na policzkach rumieńce wywołane wstydem i złością. Nie wytrzymuję i myślę tylko o tym, że chciałabym oblać go lodowatą wodą i po chwili stoi przede mną mokry Michael.

(Michael? Teraz tez jesteś mokry .w.)

OD Shadow'a CD Lirael

Obserwowałem wyczyny Lirael z naszym maleństwem w ramionach. Kebal piszczał z uciechy i wyciągał małe rączki do matki, kiedy tylko wylądowała. 
- Czekaj. My faceci mamy coś lepszego. - puściłem oko do synka i zagwizdałem cicho.
Dziecko obserwowało mnie z wyrazem wyczekiwania na maleńkiej buźce. Po chwili na niebie pojawił się mój feniks. Kołował nad nami, aż znalazł dogodne miejsce i łagodnie wylądował tuż przede mą. 
- Shadow, to nie fair! - Lirael uśmiechnęła się z wyrazem udawanego oburzenia.
- Masz własne skrzydła kochanie. - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, zajmując miejsce za włochatym łbem.
- Tylko pilnuj go dobrze. 
- Nie martw się kochanie, wrócimy nim zdążysz wypowiedzieć: "Tuma mērī sārī duniyā hō!". - Feniks wzbił się w powietrze pozostawiając zdumioną Anielicę z Lili w ramionach. 
Uśmiechnąłem się pod nosem i mocniej przytrzymałem synka. Kebal nie okazywał strachu, wręcz przeciwnie, krzyczał radośnie i rozłożył rączki. Chwilę później z jego pleców, w okolicach łopatek wyrosły śnieżnobiałe skrzydła. Uszczęśliwiony tym faktem zaczął wymachiwać nimi energicznie. Mało brakowało, a wyrwałby się z moich objęć.
- Nie tu synu. - powiedziałem z troską.
- Tata! - maleństwo pisnęło z szerokim uśmiechem na twarzyczce.
Zdębiałem. Lirael wspominała, że Anielskie dzieci rozwijają się o wiele szybciej niż zwykłe, ale żeby aż tak....?

<Lirael?>

OD Michaela CD Ann

- Masz pokój naprzeciwko mnie. - zaśmiałem się podając dziewczynie klucz, który dostała od dyrektorki.
- No, to się nazywa fart. - mruknęła pod nosem.
- Nie będzie aż tak źle. A może będzie, sam nie wiem.
- Dzięki za pocieszenie.
- Chodź, przy okazji dowiesz cię gdzie masz pokój. No, chyba, że chcesz włóczyć się po szkole w środku nocy i szukać go. A uwierz mi nie znajdziesz go sama.
- Dobra pokaż mi go. - westchnęła 
Posłusznie poszła za mną. Po jakiś dziesięciu minutach doszliśmy do właściwych drzwi.
- To jest pokój. No to teraz pozostaje mi powiedzieć tylko pa i iść. - skierowałem się w głąb korytarza.
- Czekaj. Myślałam, że masz pokój naprzeciw mnie.
- Bo mam, ale jeszcze do niego nie idę.- zmieniłem się w mgłę i poleciałem na dwór. Lubię tak czasem powędrować sobie z wiatrem. Po jakiejś godzinie wróciłem do pokoju wchodząc przez okno. 
Obudziłem się jakoś po siódmej. Wziąłem prysznic i ogólnie się ogarnąłem. Była już prawie ósma i zaraz miały się rozpocząć lekcje, a czułem że Ann jeszcze nie wstała. Postanowiłem jej zrobić pobudkę. Wziąłem wiadro wody i dosypałem tam lodu. Drzwi od jej pokoju otworzyłem bez problemu. Spała tak, że ledwo mogłem dostrzec jej głowę z pod kołdry. Odkryłem ją ( na szczęście była ubrana) i wylałem całą zawartość wiadra w prost na nią .
- Czas wstać zaraz lekcje. - zaśmiałem się. 

(Ann ?)

OD Michaela CD Darkness

- Stęskniłam się za tobą. - wymamrotała, przytulając się do mnie.
- Ja też się stęskniłem bardzo.
- Co robiłeś przez ten cały czas? Jakieś diabelskie sprawy?
- Tak, całkiem sporo diabelskich spraw.
- Mogę wiedzieć jakie?
- Niestety nie. Teraz zejdźmy z tematu o mnie. Co moja wilczyca robi w tej części lasy ?
( Darkness?)

Od Ann Cd Michael

Spojrzałam na jego dłoń podejrzliwie, a potem znów na twarz Michael'a i w końcu z wahaniem przyjęłam jego pomoc.
- Jeśli nie masz nic lepszego do roboty i sam się zaoferowałeś. - odpowiadam przygryzając dolna wargę.
- No dobra, to najpierw do dyrektorki. - stwierdził z lekkim uśmiechem i nakazał mi ruchem dłoni iść za sobą.
Szkoła nie okazała się daleko, wiec nie minęło wiele czasu nim doszliśmy i stanęliśmy przed wejściem. Diabeł ruszył energicznym krokiem do drzwi i po chwili zerknął na mnie przez ramię. Widząc jak zapatrzyłam się na budynek szkoły zawołał do mnie odrobinę zniecierpliwiony:
- Hej, idziesz czy nie?
- Tak, tak już idę. - zamrugałam kilka razy wyrwana z zadumy i podbiegłam do drzwi.
Gdy byliśmy już w środku skręciliśmy w odpowiednie miejsce, a Michael zapukał do najbliższych drzwi, na których była srebrna tabliczka z pięknie zdobionym napisem o treści: ,,Dyrektor Elizabeth Montgomery''. 
- Proszę. - doszedł do nas głos zza drzwi należący najwyraźniej do jakiejś starszej kobiety.
Weszliśmy, diabeł od razu przeszedł do rzeczy:
- Przyprowadziłem nową uczennicę. - poinformował kobietę za biurkiem kładąc mi dłoń na głowie.
Chciałam zwrócić mu za to uwagę, ale tylko się lekko odsunęłam, bo uznałam to za zbędne szczególnie, że jest tu dyrektorka. Zaczęliśmy rozmowę i po pewnym czasie wyszłam z gabinetu dyrektorki już jako uczennica.

(Michael? Niechętnie, ale owszem c: Przepraszam, że nie opisałam rozmowy, ale bateria mi siada x.x)

Od Seth'a CD Kelly

-Wiesz, jeśli chcesz, to możemy wrócić.-powiedziałem marszcząc brwi. Kelly uśmiechnęła się lekko.
-Nie, nie trzeba...
-Nawet mi nie mów. Chodźmy.-powiedziałem i ująłem Kelly za rękę.
***
Odprowadziłem ją pod drzwi jej pokoju. Robiło się już późno, zachodziło słońce
-Dziękuję, że mogłem miło spędzić z Tobą dzień.-powiedziałem i przytuliłem Kelly. Dziewczyna pocałowała mnie w policzek i uśmiechnęła się z wdzięcznością.
-To ja Ci dziękuję.-powiedziała i przytuliła się mocniej.
-Nie ma za co. Na takie spacery możemy chodzić codziennie.-powiedziałem. W tej chwili zza winkla wyłonił się jakiś chłopak z dziewczyną. Spojrzał na Kelly i podrapał się w głowę.
-O, cześć..-A potem spojrzał na mnie i lekko zmarszczył brwi.-Kto to jest?-spytał. Kelly wywróciła oczami.
-To jest Seth, mój chłopak...-powiedziała. Chłopak jeszcze bardziej zmarszczył brwi.
-Przecież wiesz, że...-zaczął.
-Wiem, Alan! A Ty wiedziałeś?!-krzyknęła nagle elfka.
-Fatin już o wszystkim wie.-odparł niejaki Alan rzucając spojrzenie dziewczynie stojącej za nim, a później wbił wzrok w podłogę.-Ok. Zostawiam to dla was...-powiedział w końcu i poszli.
-O czym on mówił?-spytałem patrząc się na Kelly.
Kelly?

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Od Darkness Cd Michael

Nie wiem co się stało, ale przez dłuższy czas z nim nie rozmawiałam. Jest aż tak pochłonięty swoimi diabelnymi sprawami?

Bezlitosny budzik zadzwonił równo o 6. Ogarnęłam się przygotowując na kolejny dzień w akademii. Godzinę potem ruszyłam na niekończące się zajęcia..., które skończyły się o 16. Zostawiłam torbę w domu i wyszłam na dwór. Szlajałam się miedzy drzewami, aż ktoś zasłonił mi dłońmi oczy. Z ciągnęłam je i odwróciłam się wpadając w ramiona Michaela.
- Myślałam, że już o mnie zapomniałeś. - powiedziałam wtulając się w niego.
- Jak mógłbym zapomnieć? -zaśmiał się.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go.

<Michael?>

OD Michaela CD Ann

Chciało mi się śmiać, kiedy tak burknęła, ale się powstrzymałem. Rozumiem, że ty nie powód do chwały i zadziwiłem się, że powiedziała prawdę. Nawet jak na upadłą była dość odważna. Inni upadli, kiedy mnie zobaczą albo wyczują to wieją jak najdalej. Ona jednak jest inna usiadła blisko mnie, choć słyszałem jak jej serce nagle przyśpiesza.
- Jesteś dość odważna nawet jak na upadłą, skoro usiadłaś tak blisko mnie. - stwierdziłem, a ona się jeszcze bardziej zarumieniła.
- Ja... - nie wiedziała co powiedzieć - Jestem teraz sobą. 
- Jednym słowem uwolniona spod klosza. - zaśmiałem się co trochę ją przestraszyło. Wstałem w mgnienia okiem i podałem jej rękę.
- Więc jak zaprowadzić cię do dyrektorki i oprowadzić po szkole? - zapytałem nadal trzymając rękę wyciągniętą ku niej.

(Ann, przyjmiesz pomocną dłoń diabła XD)

niedziela, 24 sierpnia 2014

Od Ann Cd Michael

Moja pierwsza myśl... ,,Kłamca". To diabeł, mój naturalny wróg, przeciwieństwo. Może i od lat jestem upadła, ale dalej nie mam do takich jak on zaufania, ale z drugiej strony nie spotkałam jeszcze diabła w cztery oczy. Chcę uciec, powinnam uciec, ale zostaję i patrzę mu w oczy. Są szczere, jak na diabła. Wiem, że jego słowa nie były fałszywe, ale i tak ściska mnie w żołądku. Nigdy nie byłam tchórzem, więc wstaję i podchodzę do niego. Kiedy jestem w odległości metra, spogląda na mnie i unosi brew, a ja siadam. Mimo wszystko wolę zachować odległość...
- Więc też należysz do Akademii? - spytałam starając się, by mój głos brzmiał pewnie.
- Owszem, od jakiegoś czasu. Ciebie widzę tu pierwszy raz. - odparł drapiąc się po brodzie i przyglądając mi się.
- Jestem tu od niedawna. - zdobywam się na szczerość. Jestem lekko zdziwiona, że rozmowa z nim nie sprawia mi tak wiele problemu jak oczekiwałam.
Michael kiwa głową i zwraca się do mnie z pytaniem, które zbija mnie z tropu:
- Jesteś upadła?
- A co Cię to obchodzi? - udaje mi się burknąć, po chwili czuję rumieniec na twarzy i widzę jego uniesione brwi. To pytanie wydaje mi się zbyt osobiste, ale odchrząkuję - To znaczy, tak...

(Michael? Mam nawet niezły przypływ weny)

sobota, 23 sierpnia 2014

Od Kelly CD Seth

Rozejrzałam się po jaskini.
- Bardzo tu ładnie - powiedziałam i uśmiechnęłam się do Setha. Mimowolnie ziewnęłam.
- Spać ci się chce? - spytał.
- Tak, trochę - przymknęłam oczy. - Jestem zmęczona.
- Czym?
Nagle otworzyłam oczy. Zrozumiałam, że prawie coś mu powiedziałam, a to musi zaczekać.
- Niczym - skłamałam. - Po prostu nie mogę się wyspać. Co robimy dalej?

<Seth?>

Od Alana CD Fatin

Obudziłem się. Fatin leżała wtulona we mnie. Patrzyłem tak na nią przez chwilę, uśmiechając się pod nosem. Dziewczyna w końcu otworzyła oczy i wsparła się na łokciach. Pocałowałem ją w czoło.
- Dzień dobry, moja księżniczko - powiedziałem z uśmiechem na ustach.
- Witaj, Alan - odparła także się uśmiechając. - Która godzina?
Spojrzałem na zegarek, który był na szafce nocnej.
- Jedenasta.
- Jest wcześnie. Nie wstaję - mruknęła i odwróciła się na drugi bok.
Przewróciłem oczami.
- Jak sobie chcesz - zacząłem ją łaskotać. - Wstawaj śpiochu! Miałem cię gdzieś zabrać, nie pamiętasz?!
Fatin śmiała się bo łaskotałem ją dalej, ale w końcu przestałem.
- Przestałeś - powiedziała dziewczyna. - Czemu?
- Bo nie ma dżemu - odrzekłem śmiejąc się. - Wstawaj, przebieraj się i idziemy. Zamknę oczy, jak chcesz.
Zamknąłem oczy. Otworzyłem je po mniej więcej dwudziestu minutach. Koło mnie siedziała Fatin, już ubrana.
- Teraz ty się ubieraj.
- Zamykaj swe paczały - powiedziałem.
Półbogini westchnęła, ale także zamknęła oczy. Przebrałem się i uczesałem.
- Otwieraj oczy.
- No nareszcie - burknęła i rozwarła powieki.
- To co? Gotowa? - spytałem. Dziewczyna potrząsnęła głową. - Chodź.
Wyszliśmy z mojego pokoju, a potem z Akademii. Przeszliśmy przez kilka miejsc aż w końcu dotarliśmy na miejsce.
- Jak ci się podoba? - spytałem.

<Fatin?>

OD Michaela CD Ann

Wyszedłem do lasu odciąć się trochę od tego wszystkiego. Szkoła zaczynała być coraz bardziej nużąca, a do piekła wolałem nie schodzić, bo ojciec nadal jest wściekły przez Lirael. Szczerze ja się cieszę, że wróciła do swojego domu. Układa sobie życie. Ma kochającego chłopaka i dwójkę dzieci. Od czasu do czasu patrzę jak sobie radzi, ale nie zbliżam się do niej. Położyłem się na ziemi patrząc w pojawiające się na niebie gwiazdy. Od dłuższego czasu czułem, że ktoś czai się za drzewem i mnie obserwuje. Nie zawracałem sobie tym głowy, ale po czasie stało się to męczące. 
- Jeżeli masz zamiar tak mnie obserwować to może usiądź. Krzywdy ci nie zrobię. Nie mam humoru do tego. - powiedziałem nie odwracając oczu od nieba. 
Bardziej wyczułem niż usłyszałem jak niepewnie siada na konarze niedaleko mnie. Chyba użyła jakiegoś czaru, żeby nie było jej słychać. Podniosłem głowę i spojrzałem na nią. Po czarnych skrzydłach poznałem że jest Upadłym Aniołem, a może nawet Archaniołem. Usiadłem leniwie.
- Jestem Michael. Idziesz do Akademii?
- Ann... - odpowiedziała niepewnie 
- Nie bój się, ja ci nic nie zrobię, jeżeli ty też nic mi nie zrobisz. - uśmiechnąłem się do niej. 

(Ann?)

piątek, 22 sierpnia 2014

Od Ann

Był chłodny wieczór, a ja stałam na dworze patrząc na niebo. Pojawiały się na nim już pierwsze gwiazdy, a zachodzące słońce rzucało ostatnie czerwone, pomarańczowe i różowe promienie. To był tak nierealny i niesamowity widok...jak magia, a jednak istniał i każdy mógł go dostrzec gołym okiem. Wróciłam myślami do czasów gdy obserwowałam to wszystko z góry, a nie z dołu i od razu odwróciłam wzrok wbijając go w swoje buty. Jako Archanioł czułam się tak lekko i beztrosko, a jednocześnie jak ciągnięta w dół przez łańcuchy i zamknięta w klatce, do której nie mogłam zdobyć klucza. Nie umiałam sobie odpowiedzieć na pytanie czy jest mi teraz lepiej, może i tak, ale na pewno jakaś cząstka mnie tęskni za dawnym życiem. W końcu zaczynam iść przed siebie pośród półmroku panującego w około. Jestem w lesie...mieszanym. Są tu duże klony, stare i rozłożyste w koronach dęby i chude, całkiem młode brzozy, ale też wysokie modrzewia oraz gęste dobrze zaopatrzone w igły świerki wydzielające mocny, ale przyjemny zapach. Wzięłam głęboki oddech napawając się tą niesamowitą wonią niosącą ze sobą ukojenie. Oparłam się o jedno z drzew i przymknęłam oczy na chwilę odpływając, widząc tylko czarną pustkę w głowie, po prostu się "wyłączyłam" i słuchałam szumu liści na drzewach poruszanych przez lekki wieczorny wiatr. Przez chwilę czuję błogi spokój, nie myślę, nic nie czuję, mam wrażenie, że zaraz odpłynę i zasnę, ale dociera do mnie coś niepokojącego. Zapach...trochę słaby, ale i tak otwieram oczy i rozglądam się czujnie. Woń nie należy do zwierzęcia, ale też nie do człowieka, nie jest to też drzewo, ani kwiat. Przechodzi mnie zimny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, ale nie boję się. Silniejszy podmuch wiatru przynosi ze sobą większą i silniejszą ilość niezidentyfikowanej woni i sprawia, że zaczynam szczękać zębami. 
- Chcę poruszać się bezszelestnie. - szepczę tak cicho, że sama się nie słyszę i robię pierwsze kilka kroków do przodu.
Moje kroki są bezgłośne tak jak tego pragnęłam, więc pocieram ramiona i idę dalej do przodu. Chcę sprawdzić źródło zapachu, ale też obawiam się na co mogę trafić... Ciekawość zwycięża, niedziwne, że jestem upadła. Przyśpieszam, nie zauważam nawet, gdy zaczynam biec. Przez chwilę szybkim truchtem pokonuję kawałek lasu, aż w końcu staję za drzewem i dostrzegam to czego szukałam. Wygląda jak człowiek, ale jest istotą dla ludzi będącą fantastyczną, zmyśloną i nieistniejącą, to wiem na pewno...

(Chce ktoś dokończyć może?)

czwartek, 21 sierpnia 2014

Ann Lynn


























Imię: Ann
Nazwisko: Po upadku przyjęła nazwisko Lynn
Wiek: Ma za sobą naprawdę dużo lat, ale nigdy nie przejmowała się upływającym czasem (nieśmiertelna)
Płeć: Kobieta 
Rasa: Upadły Anioł (były Archanioł) 
Charakter: Ann jest skryta i nieśmiała. Nie lubi tłumów, jest trochę aspołeczna i woli mieć dwie-trzy zaufane osoby niż kilkadziesiąt, których praktycznie nie zna. Nie lubi mówić o sobie, ale jest świetnym słuchaczem przez co często nawet nie zauważysz, gdy ona będzie wiedzieć o tobie wszystko, a ty o niej praktycznie nic. Zna się dobrze na mowie ciała, dzięki czemu wie, gdy ktoś próbuje ją okłamać. Jest urocza, ale pełna gracji i powagi czasem burzonej przez rumieniec lub zakłopotanie. Jednak nie jest upadłą bez powodu, bo w tej małej, słodkiej dziewczynce, kryje się coś bardzo niebezpiecznego...
Aparycja: Ma wzrost ponad 170 cm, ciemno kasztanowe włosy do łopatek, dość nietypowej barwy oczy i szczupłą, atletyczną sylwetkę. Posiada zniewalający i wyjątkowo piękny uśmiech. Porusza się zwinnie i lekko, jest dość szybka, jednak posiada siłę przeciętnej ludzkiej kobiety przez co woli polegać na strategi i sprycie niż sile.
Stanowisko: Zabójczyni
Moce: Zachowała kilka boskich mocy Archaniołów w tym zaglądanie do czyjejś duszy spojrzeniem w oczy, jest złotousta (jeśli czegoś zapragnie wystarczy, że powie to nagłos lub w myślach, a to się spełni), ma wyostrzone zmysły.
Partner: Kiedyś powiedziała, że tylko grzesznicy dopuszczają się czegoś takiego jak partnerstwo, ale teraz może powiedzieć: ,,jak najbardziej szukam"
Historia: Ann pojawiła się na świecie dzięki boskiej mocy dającej życie i odbierającej je. Stała się Archaniołem, służyła oddanie i wiernie swemu panu, ale z czasem zaczęła pragnąć czegoś więcej, gdy patrzyła z góry zazdroszcząc ludziom ich życia. Same takie myśli były grzechem, ale zostało jej to darowane do czasu gdy bez pozwolenia zeszła na ziemie i dopuściła się czegoś, czego nie można był ojej wybaczyć...
Sterujący: nikes
Inne zdjęcia:


środa, 20 sierpnia 2014

OD Tanatos CD Shin

Jednym pstryknięciem palców zgasiłam światło i zapaliłam świecę. Cichy pomruk wydarł się z jego gardła. Jego ciepły oddech pieścił moją mokrą skórę powodując, że dostawałam gęsiej skórki. Leżałam na jego torsie, a on mocno otulał mnie ramionami. Zaczęłam go chlapać i podtapiać, ale on się nie poddawał tylko patrzał i się śmiał ze mnie. Nie chciał nawet mnie podtopić zamiast tego przyciągnął mnie do siebie i zaczął namiętnie całować. Rękami jeździł wzdłuż mojej tali. Zamknęłam oczy rozkoszując się dotykiem jego warg na moim ciele. Wyczułam ( nie mam pojęcia jak ), że Amelia wraca do domu z Lenobią.
- Koniec już zabawy. - westchnęłam - Amelia wraca do domu i coś mi się wydaje, że jest głodna, więc nie będzie czekać.- samo wypowiedzenie tych słów wywołało na mojej twarzy uśmiech. 
U Shina to zadziałało tak samo. Powoli wyszedł z wanny wyciągną do mnie rękę i pomógł mi wyjść. Otulił mnie mięciutkim niebieskim ręcznikiem wytarł się i założył suche spodenki. Przytuliłam się do niego, czując jego ciepło stawałam się spokojniejsza. Zanurzyłam palce w jego mokrych włosach i przeciągłam rozplątując je trochę.
- Kocham cie. - wyszeptałam tuż przy jego uchu.
- Też cię kocham skarbie. Ciebie i naszą córeczkę. - pocałował mnie w czubek głowy i wyszliśmy z łazienki. Akurat wtedy do salonu wchodziła Lenobia, która obdarzyła nas szerokim uśmiechem. Nie myliłam się, maleńka była głodna. Tym razem tatuś mógł patrzeć jak je. Nie odrywał o niej oczu, a uśmiech z twarzy nie znikał nawet, gdy rozmawialiśmy z Lenobią. Amelka nadal będzie rosła tak szybko jak rozwijała się we mnie. Nie jest tak jak ze mną, że całkiem po porodzie wszystko wróciło do normy jak u zwykłego dziecka. Zaniepokoiło mnie to, a w głowie huczała mi jedna myśl: "Jak długo będzie z nami? Czy po jakimś czasie przestanie się starzeć? Jak długo będzie żyła?". Siedzieliśmy w milczeniu, aż odezwała się smutnym głosem moja mama.
- Wiesz, że za tydzień w tą pełnię miałaś mieć oficjalny rytuał, że jesteś prawdziwą kapłanką? - westchnęła smutno - A wiesz kto miał go całego zrobić?
- Na pewno Neferet albo jakaś inna najwyższa kapłanka z okolicy.
- Nie, miała tu przyjechać sama Anastazja. - na sam dźwięk tego słowa przeszył mnie strach.
- Ale jak to ona? Czemu? Przecież ma ważniejsze sprawy niż taka ceremonia. - pisnęłam z przerażenia. Shin delikatnie wyjął Amelkę z moich rąk, które mi prawie całkowicie zesztywniały.
- Nie wiem wszystkiego. Podsłuchałam Neferet jak rozmawiała z nią i o ile się nie mulę chciała cię wziąć do siebie do pałacu ( głównej siedziby) i miała zamiar cie uczyć na swoją zastępczynię.
- Kim jest Anastazja? - zapytał Shin najwyraźniej zakłopotany.
- Anastazja jest to jakby najstarsza kapłanka. Ona wszystkimi kapłankami rządzi. Tanatos ma złe z nią wspomnienia za swój występek, bo dostała niezłą można powiedzieć karę.
- Czemu akurat ja? Jest przecież jeszcze dwadzieścia sześć innych siedzib na całym świecie, a tam multum młody kapłanek.
- Jesteś wyjątkowa tak samo jak twoja córeczka. Na pewno przyjedzie wcześniej, więc dlatego muszę wrócić. Przekonać ją, żeby cię nie szukała. A jak się nie uda to znajdzie cię bez problemu, a tego nie chcę.
- Ja nawet nie mogę się jej postawić ona blokuje komu chce moce. Jest bardziej doświadczona przecież ma gdzieś z pięćset lat, a nadal wygląda jak śliczna dwudziestka. Zgniata mnie samą siłą woli. Co my zrobimy? - cała się trzęsłam ze strachu, nie mogłam chwycić powietrza.
- Hej nie będzie tak źle, poradzimy sobie - pocieszał mnie.
- Nie Shin, ona może tak samo zrobić z tobą. - pisnęłam - I to jeszcze w pełnię kiedy muszę wyjść na dwór. Nie mogę zostać w domu, bo w tedy dzieją się ze mną złe rzeczy.

( Shin?)

OD Lirael Cd Shadow

Tej nocy nie spałam za dobrze... Dzieci obudziły mnie trzy razy, a potem jak wracałam do łóżka nie mogłam zasnąć przez dłuższy czas. Shadow (bezlitosny) obudził mnie godzinę po wschodzie słońca, więc w sumie spałam jakieś dwie-trzy godziny. Zwlokłam się z łóżka i poszłam do jadalni razem z moim ukochanym, ale niczego nie udało mi się przełknąć.
- Coś nie tak? - zapytał Shadow.
- Jestem troszkę zmęczona. - powiedziałam i wypowiedziałam Enochański symbol dodający energii. - Zaraz powinno mi przejść. - wraz z przypływem energii rozwinęły się moje skrzydła.
Po śniadaniu poszłam z Shadowem do pokoju Lili i Kebala. Dzieci gaworzyły między sobą, co chyba rozczuliło Shadowa, ale nie dawał tego po sobie poznać.
- Dogadują się. - powiedziałam do ukochanego i zbliżyliśmy się do kołysek.
Maluchy uśmiechnęły się do nas, a Kebal wyciągnął rączki do nas, Lili piszczała uśmiechając się.
- Ładnie to tak budzić mamusię w środku nocy? - zapytałam biorąc córeczkę na ręce. - Tatuś oczywiście spał jak zabity, nie słysząc was. - westchnęłam i poczułam jak ktoś wyrywa mi pióro. Odwróciłam się, a Kebal jakby zastygł w kołysce trzymając złote pióro, Shadow wziął go na ręce. Nie tylko jego zainteresowały moje skrzydła, Lili również wyciągała swoją dłoń, by je dotknąć.
- Zostawcie moje skrzydła, macie własne. - mruknęłam i wyszłam z pokoju razem z Lili, a za mną Shadow z Kebalem.
- Lira, gdzie idziesz?
- Na dwór, przewietrzyć się. - odparłam.
Wzbiłam się w powietrze jak tylko wyszłam na zewnątrz. Lili się to spodobało, a gdy stanęłam na trawie, ona wciąż chciała jeszcze. Usiadłam na ziemi trzymając ją na kolanach, dziewczynka zaczęła się zachwycać wielkością świata.

<Shadow? Nie miałam pomysły jak ci odpisać - dlatego takie krótkie ;)>

wtorek, 19 sierpnia 2014

OD Shina CD Tanatos

Wynurzyłem się z wody z cichym parsknięciem. 
- To miała być twoja kąpiel, nie moja. - powiedziałem udając oburzenie.
- Coś ci się nie podoba? - dziewczyna chlapnęła wodą.
Spojrzałem na nią groźnie i uśmiechnąłem się przebiegle.
- Właśnie podsunęłaś mi pewien pomysł.
- Zaczynam się bać... - powiedziała cicho i roześmiała się.
Wyskoczyłem z wanny i wybiegłem z łazienki, przy okazji ślizgając się kilkakrotnie na mokrych kafelkach.
- A ty dokąd? - usłyszałem na korytarzu jej głos. 
Czym prędzej pomknąłem do kuchni i wyjąłem z szafki kilka żółtych świec, zapałki, dwa srebrne kielichy i  czerwone wino w wysokim dzbanie. Do łazienki wkroczyłem z drewnianą tacą, niosąc wcześniej przygotowane drobiazgi. 
- Jaka to okazja? - Tanatos uniosła pytająco brew.
- Świętujemy dzisiaj coś wyjątkowego. - postawiłem pełną tacę na półce tuż przy wannie.
- Mianowicie?
- Nasze szczęście. Mam ciebie i naszą córeczkę. 
Dziewczyna przytuliła mnie, przy okazji ponownie wciągając do wody. Ściągnąłem mokre ubranie i podałem blondynce kielich.
- Twoje zdrowie. kochanie. - upiłem łyk i pocałowałem ją.

<Tanatos?>

OD Shadow'a CD Lirael

Kolor skóry Lirael wprawił mnie w osłupienie. Natychmiast podbiegłem do wanny z zamiarem wyciągnięcia Anielicy z farbującej cieczy. Niestety dziewczyna potraktowała to jako świetną zabawę i pociągnęła mnie do wanny. Wynurzyłem się cały w niebieskim kolorze. Na mój widok Lirael zaczęła dusić się ze śmiechu. Wściekły wyszedłem z wanny w ociekającym ubraniu. Podszedłem do lustra i dopiero wtedy poznałem powód wybuchu niezwykłej wesołości Anielicy. Niebieska skóra kontrastowała z mokrymi, czarnymi włosami i długą, różową brodą z piany... Parsknąłem cicho i pospiesznie zdjąłem przemoczoną odzież. 
- Czekaj, czekaj, kobieto. Zaraz się tobą zajmę.
Pół godziny później wyszliśmy z łazienki w szampańskich humorach. Na szczęście nasza skóra wróciła już do normalnego koloru. Posłałem Lirael do sypialni, a sam zajrzałem do dzieci. Spały smacznie jak Aniołki. Ucałowałem każde z nich i wychodząc z pokoju zamknąłem cicho drzwi. 
- Nasze skarby spokojnie śpią. - powiedziałem, kładąc się do łóżka przy Lirael.
- Wiem o tym. - uśmiechnęła się promiennie i przeciągnęła kusząco - Anielskie dzieci szybko rosną, więc skorzystajmy póki są małe i śpią grzecznie za ścianą. - przejechała palcem po moim ramieniu.
- Cokolwiek rozkażesz, Milady. - przykryłem nas oboje kołdrą i przyciągnąłem dziewczynę bliżej.

<Lirael?>  

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Od Karou CD Vigo

-No, wchodź. - powiedziałam wpuszczając Vigo do środka po chwili głuchej ciszy.
-Skąd wiedziałaś...?
-Intuicja. - odparłam. Stanęłam na środku pokoju, poprawiłam ramiączko od koszuli nocnej i założyłam za ucho mokry jeszcze kosmyk włosów. W całym pokoju unosił się zapach bzu.
- Co tak pachnie? - spytał Vigo.
- Mój szampon. A co?
- Nic, nic. Muszę zapamiętać, że lubisz bez. - odrzekł. Uśmiechnęłam się lekko.
- A po co by Ci to było?
- Dobrze jest wiedzieć takie rzeczy. - odparł z uśmiechem. Podeszłam do niego, ujęłam jego dłoń i pociągnęłam go za sobą na łóżko, na którym usiedliśmy opierając się plecami o ścianę.
- Tak w ogóle, to co Ty tu robisz? - spytałam po chwili. - O trzeciej w nocy. W samych spodniach. Czy ty nie dawno jadłeś jajecznicę? - Vigo uśmiechnął się szeroko.
- Nie mogę bez Ciebie wytrzymać. - odparł. - Ale jeść muszę.
- Wiesz, prawdę mówiąc tez myślałam, czy nie pójść do Ciebie... Ale Ty mnie uprzedziłeś. - Odrzekłam. Vigo uniósł lekko brwi.
- A po co Ty miałabyś do mnie przyjść? - spytał. Na twarz wpełzł mi rumieniec, ale uśmiechnęłam się lekko.
- Nie lubię spać sama. - odparłam. - A do tej pory musiałam. - dodałam przytulając się do Vigo. - Zimno. -stwierdziłam po chwili i weszłam pod kołdrę.
- Czy Ty własnie proponujesz mi, żebym został u Ciebie na noc?
- Nie, chcę, żebyś wyczarował mi królika z kapelusza. - żachnęłam się. - Kładź się i mnie grzej. - powiedziała. Vigo z lekkim uśmiechem wszedł pod kołdrę i przytulił się do mnie.
- Cieplutka jesteś.
- Ale jest mi zimno. - powiedziałam. - Grzej mnie. - zażyczyłam sobie i obróciłam się twarzą w jego stronę. Popatrzyłam mu chwilę w oczy. Uśmiechnęłam się lekko i pocałowałam go. - Dobranoc.
- Dobranoc, śpij dobrze. - odparł i przytulił mnie mocniej.
***
Obudził mnie rozrywający ból prawego barku oraz pleców. Musiało być koło piątej, bo zaczynało świtać. Ból był straszny. Odsunęłam kołdrę i wyszłam z łóżka kierując się do łazienki. Przy każdym ruchu bolało coraz mocniej, nie chciałam budzić Vigo, więc ignorując napływające mi do oczu łzy i promieniujący ból poszłam do łazienki. Gdy stanęłam przed lustrem ujrzałam przerażający widok. Od prawego obojczyka do środka pleców miałam wielkie, rozdrapane, prawie wyryte w skórze szramy. Część ran znikała pod koszulą nocną, ale czułam je. Miały brzydkie, zaschnięte brzegi, była w nich ropa. Mało tego, rany układały się w pewien wzór, litery, ale nie ludzkiego języka. Były magicznie zadane, a osoba, która to zrobiła miała w tym cel. "Wracaj" Wiedziałam, że ktoś mnie szantażuje. Ba, wiedziałam nawet kto. "Wracaj". Przeszłam do pokoju i usiadłam na brzegu łóżka. Boli. Prawie nic nie widzę przez te łzy. "Wracaj". Używając lewego ramienia potrząsnęłam śpiącym chłopakiem.
- Vigo... - mój głos był cienki, cichutki, ale Vigo otworzył oczy i spojrzał na mnie. - Pomóż.
***
- Nigdy nie widziałem takich ran. To straszne. - powiedział, gdy już mi pomógł. - Kto mógł Ci to zrobić?
- Zauważyłeś pewnie, że rany układały się we wzór. - powiedziałam patrząc za okno. Vigo kiwnął głową. - To było "Wracaj" napisane w języku chimer. - powiedziałam. - Teraz wiesz, kto mi to zrobił? - Cisza. Vigo ujął moją dłoń. Miał ciepłe ręce.
- Nie mogli powiadomić Cię w inny sposób?
- Nigdy nie przebierali w metodach. - odparłam. Cisza. - Nie odpuszczą. - westchnęłam. Cisza. - Wiem, że muszę tam wrócić.
- Chyba sobie żartujesz! - zawołał Vigo.
- Właśnie, że sobie nie żartuję! - krzyknęłam nagle rozeźlona. - Musze tam wrócić i skończyć to wszystko, w innym wypadku oni znajdą sposób, by przenieść się tu i zabrać mnie do świata chimer. A wtedy nie wrócę. Nigdy. Ale to nie byłoby najgorsze. - Złość odpłynęła ze mnie, a jej miejsce zajął smutek. Oczy wypełniły mi się łzami. - Zabraliby też Ciebie. Boję się, co mogliby Ci zrobić. Tylko za to, że mnie kochasz. Nie chcę tego, rozumiesz? Kocham Cię i nie mogę pozwolić, żeby coś Ci się stało. Dlatego muszę tam wrócić i skończyć to wszystko. - Twarz miałam mokrą od łez. Vigo mocniej uścisnął moją dłoń. - Ale teraz chcę być z Tobą. Mamy czas. Chcę być tylko z Tobą.
Vigo?

Fenris Clow

Imię: Fenris (Fen)





















Imię: Fenris (Fen)
Nazwisko : Clow
Wiek : 125 (wieczny)
Płeć : mężczyzna
Rasa : Hybryda
Charakter : Fenris jest inteligentny, czuły, zabawny, troskliwy. Lubi uczciwe układy, nie znosi fałszu. Jest uparty kiedy broni swoich przekonań.
Aparycja : Szczupły, wysoki, białowłosy. Na ciele ma wąskie, białe tatuaże. Dużo ćwiczy.
Stanowisko: zabójca
Moce : Ma przeczucia, może się komunikować z innymi myślami, potrafi szybko biegać, celnie strzela z łuku, nigdy nie pudłuje. Ma zwinne, szybkie ruchy.
Partner : szuka
Historia: Rodzice oddali go do domu dziecka. Żadna rodzina nie przygarnęła go, bo był hybrydą i nie wiadomo było jakie umiejętności ujawnią się. Po skończeniu osiemnastego roku życia zaczął wędrować po świecie. Zwiedził nie jedno miejsce, a potem z nudów zawędrował do Akademii.
Zwierze: jednorożec Snow (z adopcji)














Sterujący : najada

niedziela, 17 sierpnia 2014

OD Tanatos CD Shin

Obudziłam się, a Amelka przy mnie nie leżała. Od razu skoczyłam na równe nogi co spowodowało, że nieźle zakręciło mi się w głowie. Ktoś chwycił mnie od tyłu i przyciągną do siebie. Miękkie wargi muskały moje ucho i po chwili przeszły do szyj. Powoli odwróciłam głowę, by zdobyć pocałunek ciepły i namiętny.
- Lenobia wzięła maleńką i powiedziała, że mamy czas dla siebie. A ona będzie korzystać z czasu spędzonego z wnuczką. - uśmiechał się do mnie uwodzicielsko.
Był tylko w koszulce i krótkich spodenkach. Pocałował mnie jeszcze raz i wziął na ręce, wędrując w głąb domu.
- Gdzie mnie niesiesz?
- Do łazienki na kąpiel, którą specjalnie dla ciebie przygotowałem.
Łazienka była bardzo ładna, biało-niebieskie kafelki, wanna, prysznic i inne potrzebne rzeczy. Nie była duża, ale bardzo przypadła mi do gustu. Shin ostrożnie postawił mnie na ziemi i zaczął rozbierać. Za dużo roboty nie miał, bo byłam tylko w jego dużej koszulce i majkach. Nie wstydziłam się przed nim stać nago. Wiele razy widział mnie taką, a w części przypadków to on to robił (nieraz z moją prowokacją ). Zbliżył się jeszcze bardziej i zaczął mnie całować. Delikatnie wsadził mnie w wodę z dużą ilością piany. Przerwał pocałunek i przysiad na krawędzi. Zaczął mnie delikatnie chlapać wodą jakby nie wystarczyło, że i tak jestem już cała mokra. Użyłam trochę mocy i wpadł do wanny.
- Hej to nie fair. To miała być twoja kąpiel nie moja. - powiedział, a ja zaczęłam się śmiać.

( Shin coś nie pasuje ?:P)

OD Lirael CD Shadow

- Jasne. - wymamrotałam.
Jak tylko znaleźliśmy się w łazience otworzyłam oczy, a Shadow postawił mnie na ziemi. Zapach cytryny mnie orzeźwił. Rozejrzałam się po łazience - była bardzo ładna, a świece dodawały romantyczną atmosferę. Pstryknęłam palcami i znalazłam się naga w wannie. Spodobała mi się różowa piana. Mój ukochany podszedł do wanny i uklęknął przy krawędzi. Pocałowałam go, a potem zrobiłam mu bródkę i wąsy z piany. Zaśmiałam się widząc wyraz jego twarzy jakby nie rozumiał dlaczego ma pianę na twarzy jednak po chwili na jego twarz wstąpił uśmiech. Zauważyłam, że moja ręka stała się od różowej piany niebieska. Shadow tego raczej nie zauważył. Starł z twarzy pianę... nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Dobrze, że drzwi były zamknięte. Połowa jego buzi była teraz tego samego koloru co moja ręka.
- Spójrz w lustro. - powiedziałam, gdy na chwilę się opanowałam.
Shadow wstał i podszedł do lustra. Przez ułamek sekundy wyglądał jakby dostał zawału po czym spojrzał na mnie (nadal próbującą powstrzymać śmiech który mi się co jakiś czas jeszcze wyrywał). Zanurkowałam, a jak się wynurzyłam Shadow chyba dostał zawału po raz drugi. Byłam cała niebieska, a jego twarz już powracała do normalnego odcienia. Ja znowu się śmiałam pod nosem.

<Shadow? JESTEM NIEBIESKA :3>



OD Vigo CD Karou

Wróciłem do pokoju jak na skrzydłach. Ciesząc się jak wariat wszedłem pod prysznic. Dopiero po minucie zorientowałem się, że namydliłem ubranie.... Pospiesznie zakręciłem wodę i ściągnąłem mokre ciuchy. Mówią, że zakochany facet jest głupcem. W moim przypadku raczej idiotą.... Nie przejmując się zbytnio stanem w jakim się znalazłem, skończyłem pospiesznie prysznic i wytarłem się do sucha grubym, niebieskim ręcznikiem. Wciągnąłem luźne spodnie i podszedłem do umywalki. Tuż nad nią wisiało spore lustro, w którym przyjrzałem się sobie z uwagą. Gdybym zobaczył obserwującego mnie z gładkiej tafli obłąkańca z szerokim uśmiechem na twarzy gdzieś w ciemnej uliczce, pewnie bym się przestraszył. Pech chciał, że patrzyłem na własną twarz.... Spoważniałem natychmiast. Co Karou ze mną zrobiła? Byłem w niej zakochany i potrzebowałem jak powietrza, a każda chwila bez niej wydawała się wiecznością. Wyszedłem wreszcie z łazienki, by wrzucić coś na ruszt. Na małej kuchence stojącej w rogu pokoju usmażyłem jajecznicę z bekonem i grzankami. Kiedy kolacja była gotowa, a aromat gorącej kawy rozchodził się po całym pomieszczeniu, zdałem sobie sprawę, że nie jestem głodny. Patrzyłem tępo na pełny talerz. Jakoś wmusiłem w siebie danie i popiłem duszkiem wrzącym płynem, parząc boleśnie gardło. Brudne naczynia wstawiłem do zlewu i bezcelowo zacząłem wydeptywać ścieżkę w puchatym dywanie na podłodze. Moje myśli wciąż krążyły wokół błękitnowłosej dziewczyny o oczach jak pogodne niebo. Wreszcie dałem za wygraną i nie przejmując się własnym strojem, wybiegłem na ciemny korytarz. Zimne kafelki podłogi przyjemnie chłodziły bose stopy. Stanąłem wreszcie przed właściwymi drzwiami, jednak nie mogłem zdobyć się na odwagę, by zapukać. Zachowywałem się jak zupełny pomyleniec. Co Karou sobie o mnie pomyśli, kiedy zobaczy przed drzwiami natręta w samych spodniach o 3 nad ranem...? Odwróciłem się z zamiarem powrotu do pokoju, kiedy usłyszałem za plecami cichy zgrzyt klamki...

<Karou?>