piątek, 4 lipca 2014

Od Karou CD Vigo

Gdy Vigo wyszedł, usiadłam na podłodze, odwiązałam moją bransoletkę i zaczęłam nawlekać na rzemyk kolejne koraliki. Myślałam. Myślałam nad moim życiem, Tym i wcześniejszym. W zamyśleniu dotknęłam rozwidlonej kostki, mojego naszyjnika. Wspomnienia przyszły znowu.
Znowu. Znowu... Znowu żyję.
Koniec. Ostatni naszyjnik skończony. Spakowałam go do pudełka, w którym były już inne. Było ich około 50. To dużo, ale i tak za mało. Teraz muszę dostać się do zamku, najlepiej od razu do Thiago. Boję się, ale muszę. Spakowałam wszystkie skrzynki i wzięłam szkicownik.
Dawno, dawno temu małą dziewczynkę wychowały potwory. Ale anioły spaliły drzwi do ich świata i została całkiem sama.
A jednak odnalazłam ostatnie drzwi, były tylko dla mnie. Zaczęłam kreślić w szkicowniku zamek, który znałam ze wspomnień. Przy ostatnich kreskach rysunku zaczęłam wymawiać słowa w języku, który na tym świecie znam tylko ja. Gdy skończyłam rysunek poczułam, jakbym kurczyła się w jeden punkt, a później znalazłam się w komnacie Thiago.
Usłyszałam dyszenie. Był tu.
- Karou, jakże miło, że nas odwiedziłaś. Wspaniale, brakowało nam cię. - powiedział, kładąc na moich barkach swoje łapska.
- Ja tez cieszę się z tego spotkania, Biały Wilku. - powiedziałam. - Mam coś dla ciebie. Dla was.
- Dla nas. - poprawił mnie - Nie zapominaj, kim jesteś. Chodźmy.
Poszliśmy. Poszliśmy do katedry. A oni tam byli. Leżeli na kamiennych stołach, zimnych tak jak ich ciała. Wzdragałam się przed tym, ale wiedziałam, że muszę. Zawiesiłam naszyjniki na ich szyjach. Wzięłam kadzidło i przeszłam nad nimi wypowiadając odpowiednie sekwencje słów. Koniec.
Odłożyłam kadzidło pod ścianę i podeszłam do obserwującego moje poczynania Thiago.
- Teraz trzeba poczekać. - powiedziałam. - Wyjdźmy, muszę z tobą porozmawiać.
- Dobra robota, Karou. - powiedział otwierając drzwi do korytarza - Dzięki tobie mamy szansę wygrać tą wojnę. - teraz jest zadowolony. Tak, teraz. Za chwilę nie będzie.
- Taak.. Właśnie o to mi chodzi. Musze wracać.
- Słucham? Czy ja właśnie usłyszałem, że chcesz wrócić?
- Chcę wrócić. - powtórzyłam. - Tam jest moje miejsce.
- Ha! I co jeszcze? To był bardzo dobry żart. - w jego oczach pojawił się ogień.
- Thiago, ja nie żartuję, rozumiesz mnie?
- Chyba źle się czujesz, dziewczyno! - był gruntownie wściekły. Złapał mnie za ramię raniąc je pazurami, podniósł mnie w górę - TUTAJ jest twoje miejsce, rozumiesz to?! TUTAJ! - warczał potrząsając mną i raniąc moje ramie jeszcze bardzie - Chcesz, to wracaj do tych głupich ludzi. Pasujesz tam! Gdyby nie to, że mamy już Brimstone'a zabiłbym cię. - rzucił mną o ścianę. Odwrócił się ode mnie - Tylko pamiętaj, że gdyby nie ja, nie byłoby cie tu. - warknął. 
Zebrałam się na odwagę i ignorując rozrywający ból odezwałam się.
- Z tego, co pamiętam, to przez ciebie zginęłam. - Thiago odwrócił się jak rażony gromem z dzikim grymasem na twarzy. Uderzył mnie w twarz rozorując pazurami policzek.
- Kochanica Anioła! Załatwiłaś się przez własną głupotę. Mogłaś mieć mnie, a wybrałaś jego! Wracaj do tych swoich ludzi! Nie chcę Cię widzieć! Dzięki tobie mamy Brimstone'a, poradzimy sobie. - i poszedł.
Wyjęłam z torby szkicownik oraz ołówek. Naszkicowałam to, co pierwsze przyszło mi do głowy, czyli jezioro, przy akademii. Nie zważając na rozrywający ból wypowiedziałam zaklęcie, dzięki któremu znalazłam się w Akademii.
Wpadłam do jeziora, a woda wokół mnie zabarwiła się na czerwono. Poprawiłam rozerwane ubranie, brakowało mi jednego buta. Moja bluzka była w strzępach, szelka od stanika rozerwana, spodnie poszarpane, wszystko było we krwi. Paskudna rana na policzku była głęboka i cały czas krwawiła, tak jak ta idąca od obojczyka do barku. Wyszłam z jeziora i skierowałam się między drzewa. I poczułam dotyk na ramieniu.
- Karou... Mój Boże, Karou... - nie zważając na ból, złapałam dotykającą mnie dłoń, wykręciłam ją i przerzuciłam osobnika do przodu.
Wylądował na plecach z głuchym tąpnięciem. Choć wiedziałam, że to był Vigo odruch ćwiczony tak długi czas wygrał.
- Przepraszam Vigo... - powiedziałam ledwie słyszalnym głosem.
Przerażony chłopak wstał.
- Karou, co Ci się stało? - chciał mi pomóc, ale odepchnęłam go.
Usmarował sobie ręce moja krwią.
- Nie Twoja sprawa, nie wtrącaj się. - warknęłam i utykając ruszyłam do Akademii.
Nie miałam energii na teleportowanie się. Traciłam coraz więcej krwi, ale doszłam do mojego pokoju, gdzie opatrzyłam rany. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Po prostu. Bez większego sensu. Usiadłam i płakałam.

<Vigo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz