piątek, 4 lipca 2014

OD Vigo CD Karou

- Oczekiwałem, że rzucisz mi się na szyję. - powiedziałem z ironicznym uśmieszkiem, by ukryć dziwny ból w piersi po jej słowach.
- Rozczarowany? - uniosła jedną brew i oparła ręce o biodra.
- Może. - mrugnąłem okiem, stawiając jednocześnie figurkę pegaza na półce.
- Zabierz to...
Nim zdążyła dokończyć zdanie, wskoczyłem na grzbiet Boodiego i zniknąłem w mroku nocy. Kazałem Feniksowi wylądować nad jeziorem niedaleko Akademii. Czarna toń upstrzona odbiciem gwiazd wyglądała przepięknie i uspokajająco. Ogarnął mną nagle smutek. Powinienem być to z nią... Potrząsnąłem głową zaskoczony własnym potokiem myśli. Jak nie ona to następna - pocieszałem się w duchu. Mimo to, z nieznanych mi powodów, ból w sercu stawał się nie do zniesienia. Co było jego źródłem? Czułem się rozczarowany i odrzucony. Przecież zdarzało się już w przeszłości, że panna powiedziała pas. Niestety to było coś innego, bardziej złożonego... Skoncentrowałem się na przedziwnym doznaniu, które silnie wiązało się z niebieskowłosą dziewczyną kilka kilometrów stąd. Czyżbym się zakochał?
- O nie... - rzuciłem w przestrzeń, jednak głos zabrzmiał bardziej niepewnie, niż powinien.
Rozmasowałem pulsujące skronie i przymknąłem oczy. Starałem się uparcie skupić myśli na wszechobecnej ciszy. Mimo usilnych starań, ciągle wracałem do wizerunku dziewczyny u boku białego, skrzydlatego konia. Wyobraziłem sobie, jak razem szybujemy po nocnym niebie. Jej włosy w kolorze wiosennego nieba po burzy... Przetarłem twarz rękoma.
- Dość! Bloody - Feniks przyjrzał mi się z uwagą. Miałem wrażenie, że potrafi zajrzeć w duszę - wracamy do domu.
Ptak posłusznie zbliżył się i podstawił wielki łeb do głaskania.
- Co cię tak nagle wzięło? - zdziwiony zacząłem drapać go za prawym okiem i po karku.
Uwielbiał to, mrucząc cicho jak kot. Byliśmy ze sobą mocno związani i z czasem Feniks nauczył się odgadywać moje nastroje, a także zaglądać w głąb serca. Patrzył przy tym ciemnoczerwonymi oczami, jakby wszystko rozumiał. A może tak było? Usiadłem na ziemi, opierając plecy o gruby pień drzewa. Bloody położył głowę na moich kolanach. Głaskałem go nadal nieświadomie wymawiając własne myśli na głos.
- Wiesz stary, nie ufaj kobietom. Są jak gryfy - przebiegłe, piękne i niebezpieczne. Ledwie zdałem sobie sprawę, że zależy mi na jednej, a już zachowuję się przy niej jak piesek. - pokręciłem głową ze złością. Mimo to jest wyjątkowa... - roześmiałem się, słysząc własne słowa - Jeszcze nigdy, żadna nia zdołała sprawić, bym się tak poczuł.
Bloody cicho mrucząc, wydawał się być w siódmym niebie i wcale nie słuchał mojego paplania. Nagle uniósł łeb, wpatrując się w ciemność.
- Czyżbyśmy mieli gości?

<Karou?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz