piątek, 4 lipca 2014

Od Lirael Cd Shadow

-Powinniśmy się ubrać - powiedziałam.
-Nie widzę pośpiechu.
-Ja też. - uśmiechnęłam się lekko i zrzuciłam prześcieradło.
Podeszłam do łóżka, obok którego na podłodze leżała moja czarna suknia, którą jeszcze miałam zanim przyszłam do sypialni. Dotknęłam jej, a ona spłonęła nic po sobie nie zostawiając. Następnie z kierowałam się do szafy i wyciągnęłam z niej inną suknię, zakrywającą więcej i dłuższą. Cały czas byłam zestresowana. Na dnie szafy w szkatułce miałam cztery pierścienie. Wojna, Zaraza, Głód i Śmierć. Klucze zamykające klatkę Lucyfera.
-Kiedy Lilith z pomocą jakiegoś mężczyzny otworzyli klatkę Lucyfera, w której wcześniej został zamknięty przez Michała, gdy miał moją duszę... - powiedziałam. - Jeźdźcy Apokalipsy obudzili się. Ten sam mężczyzna co nieświadomie przyczynił się do jej otwarcia ruszył za czterema braćmi i zdobył trzy pierścienie, a czwarty miałam ja. Zabrałam mu je, bo nie wiedział jak ich użyć.
Wyjęłam szkatułkę i zamknęłam szafę.
-Ja wiem jak ich użyć i wiem gdzie jest klatka. Zwabię go do niej i ją zamknę, ale ty już będziesz na ziemi.
-Co? - zdziwił się.
-To, że zaraz cię odeślę - powiedziałam. - Nie będę cię narażać, już poznałeś Lucyfera i... wolę byś był bezpieczny na ziemi, bo tym razem każe mi na to patrzeć... jak będzie cię torturował. chyba, że zmieni nasze role i to ty będziesz patrzał.
-On...
-Już mnie torturował - odpowiedziałam mu zanim zdążył zadać pytanie.
-Lirael... - przytulił mnie i olśniło mnie.
-Jak długo spaliśmy? - zapytałam.
-Emm... jakieś dziesięć godzin... Dlaczego pytasz?
-Chole... już nic - powiedziałam, zapomniałam o runach, teraz już za późno. - Ubierz się.
Zeszłam na dół trzymając mój trójząb, nie spiesząc się. Przy drzwiach stał mój podwładny i jakiś demon.
-Pani - ukłonił się podwładny i odszedł.
Spojrzałam wyczekująco na posłańca.
-Mój pan życzy sobie, byś oddała mu więźnia - powiedział.
-On nie jest więźniem, i nie oddam mu go.
-Pan przewidział, że to powiesz Pani, więc kazał ci powiedzieć, że twoje czary rzucone na rezydencję już nie działają.
Zapomniałam je wznowić po powrocie z ziemi... ale ja durna. Demon uśmiechnął się i ukazał swoje prawdziwe oblicze. Czerwona skóra, czarne ubranie i włosy... rogi, ogon, błoniaste skrzydła.
-Nie - szepnęłam. - To nie możesz być ty...
Lucyfer tylko uśmiechnął się. Nogi miałam jak z waty, ręce mi się trzęsły
-A jednak tu jestem - powiedział.- Z przykrością stwierdzam, że nie możesz go zatrzymać.
-Nie pozwolę ci - zaczęłam wymachiwać ogonem z nerwów.
-Wiem - odparł ze smutkiem. - Dlatego wezmę ciebie, a on pójdzie za nami. Lykoi, idź.
-Co? - zanim uzyskałam odpowiedź światło mi zgasło.
***
Poczułam zimno na nadgarstku i otworzyłam oczy. Byłam przykuta do ściany. Lykoi siedział przy mnie.
-Zdrajca! - warknęłam na ogara. On położył się na grzbiecie pokazując uległość - Wynoś się!
-Em... Lirael? Co teraz? - zapytał.
Rozgrzałam nadgarstek i łańcuch puścił. Opuściłam rękę, na palcach miałam pierścienie Apokalipsy. Rozmasowałam nadgarstek.
-Czekamy na okazję - mruknęłam i i wstałam. Poczułam się słabo, ale dałam radę uwolnić go.
Drzwi otworzyły się i ,,Lucy'' wszedł do środka. Spojrzał morderczo na Shadowa. A ja tylko mruknęłam pod nosem i byliśmy gdzie indziej... w wielkim czarnym pokoju. Lucyfer leżał na podłodze. Rozłożyłam pierścienie tak, by utworzyły wielki kwadrat, a w nim Lucyfer. Wzięłam sztylet i przecięłam żyły na wewnętrznej części ręki. Szłam od pierścienia do pierścienia robiąc krwawy kwadrat i szepcząc po Enochańsku. Gdy skończyłam klatka zabłysła, ale to było za łatwe. No tak...
Lucyfer cisnął we mnie nożem który przywołał. Idealnie wycelował w mostek.
-Przygotowałaś się córeczko.
-Nie nazywaj mnie tak.
Shadow uklęknął przy mnie, dotknęłam jego dłoni i nakazałam mu mówienie tego co myślałam, czyli Enochańskiego wezwania Michała.
Obudziłam się już na ziemi... dosłownie. Wsparłam się na łokciach i zaciągnęłam świeżego powietrza. Nie miałam już ostrza wystającego z klatki piersiowej. Shadow stał pod drzewem.
-Skoro Lucyfer jest w klatce możemy już cię zabrać do Ojca - powiedział głos za mną. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Michała, Rafała i Gabriela. Zerknęłam na Shadowa, chyba kłócił się jakiś czas z Archaniołami.
Wstałam i powiedziałam:
-Zaraz zwymiotuję.
Rafał podtrzymał mnie bym nie upadła.
-Co ci jest? - szepnął.Archanioł, jakby wyczuł.
-A jak myślisz? - stanęłam już prosto nadal czując mdłości.
-Lirael? - Miachał podszedł do mnie.
-Czekaj - powiedziałam i spojrzałam na Gabriela. - Mir nadal będzie chciała mojej śmierci, ona nie wie jak się zbawia Archanioły, przyzwij ją.
-Co? - zdziwił się Shadow.
-Nie próbuj ich zabić - posłałam mu śmiech.
Rafał położył mi dłoń na ramieniu, obok niego stała już Mir. Michał wyciągnął swój miecz, a Archanielicy rozbłysły oczy. Michał się chwilę wahał, ale wiedział co robi, już kiedyś zbawiał Archanioła i kilka aniołów.
Miecz Michała przebił moje serce i poczułam ulgę.

***
Otworzyłam oczy. Czułam obecność Boga, która szubko zniknęła. Zamrugałam. Byłam... w domu.
-Gabriel? - przetarłam nadal senne oczy.
-Długo spałaś. - powiedział.
-Co się stało?
-Nic, po prostu spałaś... kilka dni, byłaś słaba jak Bóg cię wskrzesił...
Dalszych słów nie słyszałam, bo pobiegłam korytarzem w stronę wrót na ziemię i po chwili byłam już w lesie. Kilka dni... och, co pomyślał Shadow kiedy przebił mnie miecz Michała? Poszłam ścieżką i natrafiłam na mężczyznę siedzącego na pniu.
-Em... Shadow?

<Shadow?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz