środa, 7 maja 2014

OD Argony

Ta noc była wyjątkowo zimna i ciemna. Mroku nie rozjaśniała nawet najmniejsza gwiazda. W dłoniach dzierżyłam katanę gotową do ataku. Gdzieś w zaroślach wokół mnie czaił się potwór. Czym on był? To Stracony, dawny smok jednego z jeźdźców, który oszalał i zabił swojego pana. Nie znałam jego imienia, nie dał mi możliwości go poznać...
Coś przemknęło za moimi plecami. Nie odwróciłam się. Byłam pewna, że nie zaatakuje z tamtej strony. Czujnie wpatrywałam się w otaczającą mnie ciemność. Nie widziałam nic, więc pozwoliłam moim powieką opaść. Pozostałam przy wrażeniach słuchowych. Ciche szelesty lasu dobiegały zewsząd, żaden z nich nie przypominał kroków gada. Znów szelest. Tym razem wyczułam obecność smoka i w ostatniej chwili uskoczyła w bok przed olbrzymim łbem stwora. Przekoziołkowałam po ziemi i szybko się podniosłam na nogi tylko po to by znów zrobić unik. Tym razem jednak zwinnie wskoczyłam na drzewo i przez chwilę znieruchomiałam na jego gałęzi. Teraz miałam dokładnie 3 sekundy i 4 setne by przyjrzeć się błyszczącym, czarnym łuską przeciwnika:
















Potem byłam zmuszona przez czerwony jęzor ognia do szybkiego opuszczenia kryjówki. Zrobiłam salto w powietrzu i wylądowałam zgrabnie na głowie smoka, lecz ten jednym ruchem łba zrzucił mnie niżej, na szyję przy okazji wytrącając mi katanę z dłoni. Z kieszeni wyjęłam kunai i wbiłam je mocno w łuski wierzgającego gada. Pociekła szkarłatna krew. Usłyszałam ciche wołanie... wołanie o pomoc! Ze zdziwienia puściłam rękojeści sztyletów, ale szybko znów je chwyciłam, jednak tylko prawą ręką, nieco ześlizgując się ze starającego się mnie zrzucić stwora. W lewej ręce wytworzyłam sznur. Miałam pomysł co mogę zrobić z tej pozycji. Przywiązałam koniec liny do kunai, zaciskając jedną ręką mocny węzeł, a drugą nadal utrzymując się na grzbiecie. Potem chwyciłam przeciwległy koniec liny. Odetchnęłam głęboko i puściłam rękojeść noża. Upadłam na ziemię, wykonując przewrót przed łapami smoka, by zamortyzować upadek. Przebiegłam tuż przed jego piersią i po łapie najszybciej jak umiałam wspięłam się na grzbiet, ponownie chwytając kunai. Wykorzystując moją demoniczną siłę pociągnęłam linę tak mocno, że gad pode mną jęknął i upadł do przodu. Zaczął się miotać machając skrzydłami i wijąc łapami, ale nie był w stanie się uwolnić. Chciał chyba odlecieć, ale przeszkadzały mu w tym konary drzew. Szybko zawiązałam porządny supeł obok poprzedniego i zeskoczyłam na ziemię. Jeszcze tylko przy pomocy kunai i kilku lin z cienia przygwoździłam szyję, ogon i tułów smoka do ziemi, po czym chwyciłam leżącą opodal katanę i podeszłam do jego głowy. Wyraz jego pyska nie był już gniewny i żądny krwi. Smok był przerażony i zrozpaczony położeniem w jakim nagle się znalazł. Klinga Drakena odbijała się w jego oczach jak miecz katowski w oczach skazańca.
- Boisz się, co? - syknęłam cicho patrząc z pogardą na pokonaną bestię
W oczach smoka błysnęło zdecydowanie.
"Ja się nie boję! Obyś szczerzła, piekielna pogromczyni!"
Skamieniałam. Ten głos... brzmiał zupełnie jak Jego głos!! Ale... jak to możliwe...?? Poza tym smok właśnie do mnie przemówił wewnątrz mojego umysłu. To było coś... niezwykłego. Zwykle smoka może słyszeć tylko jego pan, który otrzymał jajo, a ja... ja słyszałam tego Straconego! Możliwe, że gdy przebiłam łuski smoka zaistniała pomiędzy nami swoista więź krwi. Możliwe... ale tylko możliwe, że mogłaby dosiąść tego smoka i stać się jego władczynią!
- Uwierz mi, że bym chciała - mruknęłam chowając katanę do pochwy i pochylając się nad pyskiem smoka
Dotknęłam delikatnie olbrzymich nozdrzy i przejechałam po nich dłonią.
- Mów do mnie - szepnęłam spoglądając w zdziwione oczy - Dalej... chcę znów usłyszeć twój głos...
"Co, może ty się boisz?" w jego głosie była niepewność, nie rozumiał zmiany w moim zachowaniu
- Wręcz przeciwnie... Jakie jest twoje imię?
"A po diabła ci to wiedzieć...?"
Podrapałam go delikatnie po powiece, a stwór zamruczał lekko i przymrużył oczy. Puściłam mroczne kajdany. Smok nawet tego nie poczuł.
"Nazywam się Mordor" zamruczał, a ja uśmiechnęłam się do niego i wstałam
Spojrzał na mnie z zawodem.
"To już koniec?" spytał smutno "Teraz znasz moje imię, więc mnie zabijesz?"
- A po co miałabym to robić? - uśmiechnęłam się do niego delikatnie - Już nie jesteś Straconym. Teraz należysz do mnie. Idziemy!
Mordor zrobił coś, co mogło być odpowiednikiem zmarszczenia brwi, ale posłusznie pomaszerował za mną...

(...) Następnego ranka przed naszymi oczami pojawił się olbrzymi zamek.
- To tutaj - szepnęłam do Mordora patrząc na budynek Akademii - To miejsce wskazał mi tamten mężczyzna. Pozostaniemy tu jakiś czas. W okolicy grasuje mnóstwo potworów, które trzeba zlikwidować.
"A ty ciągle o tym... możemy zmienić temat?"
- Chodźmy do Akademii - uśmiechnęłam się kącikiem ust - Trzeba się zameldować!

(...) Rozmowa z dyrektorką odbyła się bez zakłóceń. Nie była w stenie wyczuć kłamstw w mojej wypowiedzi. Zbytnio już oswoiłam się z nimi. Powiedziałam jej, że mam 19 lat, jestem demonem i przysłali mnie tu rodzice na naukę. Kupiła wszystko i zapisała do klasy demonów. Dostałam przydział do dormitorium żeńskiego. Miałam być w pokoju z kilkoma dziewczynami, ale nie przeszkadzało mi to. Bywało gorzej. Potem poszło już gładko. Rozpoczęły się te irytująco nudne lekcje, nauczyciele gadali, uczniowie siedzieli i przysypiali na lekcjach... standard. Inaczej wyglądała moje pierwsza lekcja ze smokiem. To było ciekawe. Dowiedziałam się jak właściwie wykorzystywać umiejętności smoka do swoich celów.
Na przerwie po piątej lekcji ktoś mnie zaczepił.

(Ktośu?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz