sobota, 10 maja 2014

Od Karou

Nowe miejsce - nowe życie? Nie. To tak nie działa. Życie jest to samo, tylko, że nowe jest otoczenie, istoty, które mnie otaczają.
**
Kiedy już wtachałam walizki do pokoju i rozpakowałam się (czyt. wywaliłam wszystko z walizek i upchałam, gdzie popadnie) wzięłam szkicownik, ołówek i poszłam zwiedzać szkołę. Oczywiście musiałam wpaść na kogoś za pierwszym zakrętem. To był jakiś chłopak.
-Sorry.-mruknęłam i chciałam zebrać z podłogi szkicownik i ołówek, ale chłopak mnie uprzedził.
-Nic się nie stało.-odparł machinalnie. Już miał podać mi moje rzeczy, ale oczywiście musiał spojrzeć na pierwszą stronę szkicownika. Widząc rysunki podniósł nieco brwi ze zdumienia, ale szybko zreflektował.-Ładnie rysujesz.
-Dziękuje.-mruknęłam zabierając je od niego i idąc dalej.
**
Szkoła ładna. Teraz czas na błonia i przyległe lasy.
Siedziałam nad jeziorem i rysowałam. Usłyszałam cichy szelest w zaroślach. Sięgnęłam po schowany za paskiem nóż do rzucania. Gdy się odwróciłam, nóż był już w powietrzu, po chwili wbił się w młodą brzózkę, a ja obserwowałam wzbijającego się w niebo pegaza. Poszłam po nóż i podniosłam z ziemi kremowe pióro istoty. Włożyłam je do kieszeni bojówek , podniosłam szkicownik i ołówek i ruszyłam na poszukiwania niezwykłego konia.
**
Jest. Był stosunkowo niedaleko. Bezszelestnie usiadłam na skraju polany i zaczęłam go rysować. Po chwili miałam skończony szkic. Patrzyłam jeszcze chwilę na niego, położyłam szkicownik na ziemi i zaczęłam po cichu i powoli podchodzić do konia. Zaciekawiony, a może zaniepokojony podniósł głowę i patrzył na mnie dużymi czarnymi oczami. uniosłam ręce w geście pokazania, że nie chcę użyć broni, po chwili sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam z tamtąd jabłko, rozłupałam je i położyłam na trawie w odległości kilku kroków od osobliwego zwierzęcia. Pegaz podszedł do niego, obwąchał je i zjadł. Teraz mogłam do niego podejść. Szłam powoli, a koń też postąpił parę kroków do przodu. To była klacz. Podałam jej drugą połówkę jabłka na otwartej dłoni, a ona wyciągnęła szyję i ją zjadła. Podeszłam jeszcze na krok i delikatnie pogłaskałam ją po szyi, a widząc pozwolenie w jej oczach zaczęłam głaskać ją trochę śmielej. Uśmiechnęłam się lekko.
-Zuma.-wypowiedziałam głośno imię, które postanowiłam jej nadać. głaskałam ją jeszcze chwilę, w moim umyśle pojawiła się szalona myśl, by spróbować się na niej przejechać (polecieć?). Przeszłam wzdłuż boku konia, odbiłam się od ziemi i usiadłam na jej grzbiecie. Zuma nie zrzuciła mnie, nawet się nie zdziwiła. Chwyciłam się jej grzywy, przycisnęłam łydki i pięty do jej boków. Zuma chwilę biegła kłusem,potem zaczęła się wznosić, udało mi się zebrać z ziemi szkicownik, zanim na dobre poleciałyśmy.
**
Po wspaniałej przejażdżce wylądowałyśmy na szkolnych błoniach. Zsiadłam z niej, poklepałam ją po szyi i uśmiechnęłam się. W końcu ruszyłam w kierunku szkoły. Po chwili usłyszałam głos jakiegoś chłopaka.
-Ładny ten Twój pegaz.-powiedział.-Nie dziwie się, podobno te konie zawsze miały słabość do pięknych dziewic...-odwróciłam się lekko wkurzona.
-Skąd Ty w ogóle...? Zresztą to były jednorożce, nie pegazy.-warknęłam odwracając się z powrotem i idąc we wcześniej zamierzonym kierunku.
Dokończy ktoś?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz