poniedziałek, 30 czerwca 2014

Od Karou CD Vigo

Siedziałam w moim pokoju robiąc naszyjniki. Ciągle zastanawiam się, po co to robię. Muszę wrócić do normalnego życia i pogodzić się z tym, że sama nigdy nie będę normalna. Tylko po co ja robię te naszyjniki? Znajdę przejście i odniosę je Thiago. W pierwszej kolejności będzie Brimstone, potem inni. Nadzieja.. Ale ja odejdę. Nie mogę.
Pukanie w okno.
Zaklęłam pod nosem chowając skrzynki pod łóżko. Robiony przeze mnie naszyjnik owinęłam wokół nadgarstka i zawiązałam. Nie musiałam otwierać okna, by wiedzieć, kto zawitał. A jednak otworzyłam je. Czemu? Za dużo pytań. Gubię się.
Tak, moje obawy się sprawdziły, gdy tylko otworzyłam okno ujrzałam Vigo dosiadającego feniksa.
-Witaj.-powiedział chłopak.
-No, cześć.-burknęłam.-Teraz będziesz nachodzić mnie też w moim pokoju? Wejdziesz?-spytałam w końcu.
-Dziękuję.-powiedział wfruwając do środka na swoim "zwierzątku".-Mam coś dla Ciebie, Karou.
-Kolejną porcję słów, jaka to jestem piękna? W takim razie proszę, żebyś od razu wyszedł.
-Myślałem, że kobiety lubią komplementy.-powiedział.
-Już taki jeden był.-mruknęłam pod nosem, a Vigo spojrzał na mnie czujnie. Usłyszał...
-W każdym razie..-zszedł z feniksa.-Proszę bardzo.-powiedział podając mi przedmiot owinięty w niebieski jedwab.-No, otwórz.-zachęcił mnie. Rozwinęłam opakowanie i ujrzałam figurkę Zumy. Muszę przyznać, że była piękna.
-Jest świetna.-powiedziałam oglądając ją.-Na pewno dużo się nad nią napracowałeś. Dziękuję, ale nie mogę tego przyjąć.
-Czemu?-spytał zawiedziony chłopak.
-Nie przyjmuję prezentów od niezaufanych osób.-odparłam oddając mu figurkę.
-Nie ufasz mi?-spytał patrząc mi w oczy, jednak po chwili jego uwagę przykuło coś innego. Pudełko z zębami stojące za mną. Wspaniale. Spojrzał na mnie jeszcze raz, a potem ujrzał moją bransoletkę. Nawet nie rzuciłam się, by zamknąć pudełko czy zdjąć bransoletkę. Stałam patrząc się w czubki butów. Vigo patrzył się na mnie zmrużonymi oczyma. "Jesteś tajemnicą, którą pragnę odkryć", powiedział wcześnie.
Teraz właśnie odkrywa tą tajemnicę. Bez mojej woli.
-Karou, w co ty się bawisz? - spytał. - Tatuaże, potwory w szkicowniku, teraz to. Karou, kim Ty jesteś?
Zaufać mu? Nie mogę. Ale czy na prawdę nie mogę, czy są to tylko moje wymysły? Czy podświadomie rozpaczliwie chwytam się każdego poznanego człowieka, by po prostu nie być samotną? Tak dużo straciłam... Na pewno nie teraz. Muszę przekonać się o jego zamiarach.
-Na pewno nie tym, za kogo wszyscy mnie uważają. - powiedziałam, podnosząc głowę i patrząc mu w oczy. - Proszę, wyjdź, mam zajęcie.

<Vigo?>

OD Shna CD Tanatos

- Przybyliśmy po Lenobię, ale ty Sadiro, również możesz lecieć z nami. - Tanatos wydawała się mocno zmartwiona zachowaniem przestraszonej kapłanki.
- Neferet znajdzie nas i załatwi.... - wyszeptała chicho.
Zsunęła się po ścianie na podłogę  i ukryła twarz w dłoniach.
- Kiedyś też miałam dziecko... - usłyszeliśmy jej zduszony szloch - Nie wiem co Neferet z nim zrobiła. Nigdy nie miałam odwagi jej się przeciwstawić.
Lenobia podniosła się z krzesła i przykucnęła przy kapłance.
- Nie możemy jej tak zostawić. Zna naturalną magię, mogłaby się bardzo przydać. Zwłaszcza przy tak niezwykłym dziecku jak twoje córeczko.
Kobieta pod ścianą podniosła zaczerwienioną twarz i wpatrywała się w nas z nadzieją.
- Co o tym sądzisz skarbie? - Tanatos nie była zadowolona, że tak ważną decyzję składamy na jej barkach.
- Znasz je obie dobrze i wiesz czy możemy im ufać. Do narodzin dziecka tymczasowo możemy mieszkać razem, potem mam zamiar zabrać cię w moje rodzinne strony.
- Widzę, że podjąłeś już decyzję. Chcesz, żebyśmy żyli jak twoi rodzice? - kończąc wypowiadanie ostatnich słów, zasłoniła usta ręką.
Niestety zbyt późno zdała sobie sprawę, że to bolesne wspomnienia i nie powinna tego tematu porusać przy osobach trzecich.
- Shin, przepraszam. Nie powinnam...
- Wszystko w porządku kochanie. - przytuliłem ją mocno i pocałowałem w czoło - Teraz najważniejsze jest bezpieczeństwo twoje i dziecka.
- Lepiej zabierzmy je obie. Mam dziwne przeczucie, że Neferet wkrótce tu będzie. - ciche słowa dziewczyny potwierdziło zamieszanie na dziedzińcu - Szybko! - powiedziała z naciskiem.
- Podejdźcie do okna. - pospiesznie wskoczyłem na parapet i przemieniłem się w smoka.
Bijąc ogromnymi skrzydłami powietrze, zdołałem utrzymać ciało tuż przy oknie.
- Na co czekacie? - echo wielu stóp docierało aż tutaj.
Wszystkie kobiety zajęły miejsce na moim grzbiecie w kwili, gdy do pokoju wpadła wściekła Neferet. Nie wyglądała najlepiej. Wiele ran nadal krwawiło, miałem tylko nadzieję, że mojej babci nic nie jest.
- Gotowe? - nie czekając na odpowiedz wzbiłem się w powietrze.
Kapłanki z lękiem obserwowały wrzeszczącą kobietę tuż przy oknie. Na dole wojownicy w różnych postaciach biegali bez ładu w panice. Oj komuś się oberwie... - pomyślałem z satysfakcją.
- Dokąd lecimy? Do twojej babci raczej nie powinniśmy wracać...
- O nic się nie martw kotku. Lecimy w bezpieczne miejsce.

<Tanatos? Trzymaj się>

niedziela, 29 czerwca 2014

Od Alana Cd Fatin

Spojrzałem na Fatin. Dziewczyna uśmiechnęła się szyderczo.
- Ja już zrobiłam to co obiecałam - wyszeptała. - Teraz ty musisz zrobić coś dla mnie.
- To chodźmy na lody - powiedziałem.
Półbogini spiorunowała mnie wzrokiem, ale po chwili na jej twarz wlał się uśmiech. Był taki promienny.
- Alan...
Nim skończyła pocałowałem ją. Długo, namiętnie...
- Alan... - jej oczy błysnęły.
Westchnąłem.
- Dobra. Rób co chcesz - uśmiechnąłem się.

<Fatin? Głupie, krótkie... Przepraszam. Brak pomysłu>

Od Lirael Cd Shadow

-No zajebiście - mruknęłam. - Poszedł zwiedzać piekło beze mnie.
-Lirael... - zaczął Michał.
-Wal się, idę po Shadowa.
-Czekaj, nie możesz tam iść sama. - powiedział mój braciszek.
-Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że to co powiedziałeś jest niesamowicie głupie? - zaśmiałam się i poczułam łaskotanie na ramionach... Ogień piekielny.
-No, to pa. - powiedziałam. Chwilę potem byłam już w piekle.
Ach... nie ma to jak w domu. Przeszłam przez szóstą Bramę do mojego terenu, mijając kilka diabłów uciekających mi z drogi. Moja skóra była czerwona, ale przywykłam już do tego. W ręku trzymałam mój trójząb. Poszłam szukać Shadowa. Gdy znalazłam jego trop przypałętał się jakiś pomiot...
-Pan zabrania ci iść po niego. - oznajmił - W razie konieczności mam cię zatrzymać.
-Och... braciszku... najbardziej znienawidzony przez rodzeństwo, wyrzutek. Spełnia każde polecenie tatusia, jakie to słodkie... - mówiłam pieszczotliwym głosem. - Zaraz chyba zwymiotuję siarką. - dodałam już bez pieszczenia i przyłożyłam mu w nos. A potem wbiłam w niego widły. Wyciągnął je z siebie, zaczął intensywnie krwawić, a na grotach wideł zostały płaty jego skóry. Zrobiłam kilka kroków omijając go, ale po chwili, rzucił się na mnie. Leżałam na ziemi przyciśnięta jego ciężarem. Tylko ogon miałam wolny, więc zaczęłam go nim okładać po plecach jak batem. On pazurem rozciął mi ramie, a rana szybko się zagoiła nie zostawiając nawet blizny. Przycisnął mi nóż do szyi jakby nie zważał na to, że wciąż okładam go ogonem.
-Lykoi! Bierz go! - krzyknęłam, i od razu zjawił się wierny mi ogar piekielny i rzucił się na niego. Pomniejszy diabeł zaczął uciekać z wieloma ranami, a ja pogłaskałam Lykoi'a.
-Dobry piesek. - pochwaliłam go. - Gdzie go trzymają?
Lykoi zaczął mnie prowadzić po pustyni... akurat tego miejsca nie lubiłam, wolałam moją rezydencję za pustynią. Zauważyłam mojego brata... teraz już martwego [niech spoczywa w potępieniu wiecznym], mam nadzieję, ze tatulek go nie wskrzesi. Podeszłam do poddanych, którzy trzymali jakieś słabe ciało. Poderżnęłam tym dwóm gardła i podtrzymałam niedoszłe truchło. Po zachodzie jego rany zostaną zagojone, ciało naprawione w oczekiwaniu na kolejny dzień tortur. Lykoi usiadł przy nodze i przestał niuchać, tylko szczeknął, na znak, że wykonał zadanie. Położyłam ciało na ziemi... Och... Shadow. Tutaj jego dotyk nie palił mnie. Chyba zemdlał. Lykoi wziął go na grzbiet i przed zachodem znaleźliśmy się w mojej rezydencji, przy której szwendały się demony oczekujące jakiś dusz, którymi będą mogli się zabawić. Odsunęły się w cień jak mnie zobaczyły. Jak zwykle. Służba w domu tylko się ukłoniła i również zniknęła. Położyłam Shadowa w mojej sypialni na łóżku. Ocknął się dopiero następnego ranka, kiedy akurat piłam wino z krwi dzieci w pokoju obok. Odstawiłam kieliszek i poszłam się z nim przywitać. Jego rany już się zagoiły.
-Witaj śpioszku - uśmiechnęłam się do niego, spojrzał na mnie dziwnie. - Nie poznajesz mnie?
Zmierzył mnie od stóp po głowę i nadal patrzył pytająco.
-To ja głuptasie, Lirael - położyłam się obok niego. - Stęskniłam się i zamierzam cię wyciągnąć z Piekła, zanim ci się tu spodoba. - zaśmiałam się, ale on udał, że tego nie słyszał. Cały czas gapił się na mnie.
-Czyli... tak naprawdę wyglądasz? - powiedział... w końcu.
-Tak, a co? Nie podobam ci się?



<Shadow?>

OD Shadow' a CD Lirael

Diablicy odpowiedziała cisza.
- Shadow? - rozejrzała się niepewnie po pokoju.

***

Czułem ból... Ból i pragnienie...  Otworzyłem ciążące powieki. Straszliwe gorąco nie zelżało. Wokół panowała ciemność i cisza przerywana co pewien czas okrzykami cierpienia i błaganiem o litość. Byłem przykuty łańcuchami do rozgrzanej ściany celi. Klęczałem na lodowatej podłodze, która nie dawała ukojenia. Przeraźliwe zimno wdzierało się w głąb ciała, mieszając się z gorącem i rozpalając na nowo zadane rany. Rozłożone ramiona pozwalały mi tylko na płytki oddech. Jedynym pocieszeniem było bezpieczeństwo Lirael... Przed wejściem do jej pokoju, porozmawiałem z Archaniołem Michaelem. Obiecał przywrócić Diablicy prawdziwą postać. Niestety chwilę potem zjawił się Gabriel. Chciał pomóc Mir w pozbyciu się Liry. Na szczęście dowódca anielskich wojsk przemówił mu do rozumu, co prawda po krótkiej szamotaninie, ale z zadowalającym efektem końcowym. Zaraz potem Michał wrócił do nieba, obiecując, że zjawi się niedługo. Nie znalazłem z Gabrielem wspólnego języka i dziwię się Lirael, że dawniej go kochała. Może oboje zmienili się przez te tysiąclecia? Echo czyiś kroków przywróciło mnie rzeczywistości. Kolejna "przyjacielska" wizyta i fałszywego teścia... Kroki ucichły, a zaraz potem rozległ się przeraźliwy zgrzyt raniący uszy. W ciemności zapłonęły dwie pary czerwonych oczu.
- Odpocząłeś demonie? - szyderczy śmiech przeciął ciszę jak ostrze noża
- Nie jestem demonem... - wyszeptałem. Nie miałem siły na nic więcej.
- Nie w pełni. Jednak płynie w tobie odrobina rozwodnionej, piekielnej krwi, dlatego nie skończyłeś jak zwykli śmiertelnicy. - ponownie śmiech.
Dwa czerwone punkty zawisły zaledwie kilka centymetrów od mojej twarzy.
- Nie wiem dlaczego Nasz Pan tak dobrze cię traktuje. - w głosie diabła dosłyszałem niechęć i źle skrywany podziw.
- Zabieramy go. Wiesz, że Pan nie lubi czekać. - powiedział z naciskiem bies stojący niecierpliwie w drzwiach.
Rozległ się brzęk kluczy i trzask otwieranego zamka. Łańcuchy głośno opadły na ścianę.
- Idziemy kochasiu! 
Diabły dźwignęły mnie na nogi, podtrzymując za ramiona. Nie byłem w stanie zrobić sam kroku. Miałem tylko cichą nadzieję, że Lira będzie szczęśliwa i nigdy nie zobaczy mnie w tym stanie... Ciemny korytarz przeszedł nagle w ogromny, okrągły plac u góry zakończony grubymi kratami. Plac był otoczony murem, w którym dostrzegłem wiele podobnych wejść wypełnionych ciemnością i krzykami. Czerwone słońce wiszące stale na purpurowym niebie paliło skórę.  Zmrużyłem boleśnie piekące oczy. W tej chwili czułem się jak ślepiec i gdyby nie mocno podtrzymujące mnie diabły, runąłbym na biały popiół pod stopami. Gdzieś w oddali dosłyszałem dźwięki, nie pasujące do dotychczasowych dobrze mi znanych. Z jednego z korytarzy naprzeciw nas wybiegł okrwawiony diabeł i padł martwy na ziemię. Biesy spojrzały na siebie z przerażeniem.
- Nadchodzi... - wyszeptał jeden z nich.

<Lirael?>

OD Vigo CD Karou

- Podobało mi się, jednak zażyczyłaś sobie, żebym odszedł. - spuściłem głowę, dyskretnie obserwując dziewczynę.
Tak jak myślałem, w jej oczach zabłysły ogniki radości i zgasły równie szybko. Sama twarz pozostawała niezmienna i chłodna.
- Żegnaj moja księżniczko, na razie. - dodałem, nie mogąc powstrzymać złośliwego uśmiechu na ustach.
Odwróciłem się na pięcie i zniknąłem w leśnej gęstwinie. W głowie miałem już pewien pomysł... W moich żyłach płynęła krew Druidów, a co za tym idzie, odziedziczyłem po nich pewne... zdolności. Długo chodziłem po zaroślach i szukałem odpowiedniego materiału. Wreszcie stanąłem pod wiekowym drzewem i pieszczotliwie przejechałem opuszkami palców po jasnoszarej korze. 
- Witaj przyjascielu. - szepnąłem ledwie dosłyszalnie.
Klon srebrzysty ma twarde i mocne drewno, jednocześnie jest wyjątkowo elastyczny. Uśmiechnąłem się do swoich myśli. Wybrałem jedną z gałęzi grubości mojego ramienia. Delikatnie przyłożyłem dłoń do miejsca, w którym wyrastała z pnia. Przymknąłem oczy i zacząłem nucić dawno zapomnianą pieśń Druidów. Już po chwili na korze pojawiły się niewielkie pęknięcia, które rosły w szybkim tempie. Wkrótce gałąź oddzieliła się od drzewa i upadła cicho u moich stóp. Uważnie obejrzałem miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą rosła. Było gładkie, nie przypominało rany, jak po złamaniu czy cięciu. Ponownie przyłożyłem rękę do pnia i zanuciłem tym razem inną pieśń. "Rana" zarosła korą, a na miejscu dawnej gałęzi pojawiły się dwa niewielkie listki. Zadowolony z efektu, podniosłem potrzebny materiał i wziąłem się do kolejnej żmudnej pracy. Po kilku godzinach prawie skończyłem. Podniosłem głowę i zerknąłem na jasne niebo. Pora wracać, za niedługo nadejdzie wieczór. Wróciłem do Akademii i zaszyłem się w zaciszu pokoju. Po dokładnie 135 minutach dzieło było gotowe. Spojrzałem z dumą na figurkę konia stojącego dęba z rozłożonymi skrzywłami. Pomalowałem go śnieżnobiałą farbą. Zaznaczyłem elementy anatomiczne jak oczy, chrapy i kopyta. Zwierzę łudząco przypominało pegaza, towarzyszącego Karou. Figurka miała 35 centymetrów wielkości i udała się zaskakująco dobrze. Dotknąłem niewielkiego łba palcem wskazującym i zamknąłem oczy, wymawiając cicho zaklęcie. Efekt końcowy przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Zwierze wyglądało, jakby miało za chwilę wzbić się do lotu. Patrząc w czarne, bystre oczka, odnosiło się wrażenie, że pegaz obserwuje wszystko uważnie. Im dłużej przyglądałem się białemu koniowi, tym bardziej zdawało mi się, że wydaje ciche rżenie. Wszystko to było oczywiście złudzeniem. Uśmiechnąłem się zadowolony. Teraz jeszcze prezent należy dostarczyć. Otworzyłem na oścież okno i przez chwilę wsłuchiwałem się w nocną ciszę. Niebo było czyste i usiane jasnymi gwiazdami. Cienki, srebrny sierp oświelał delikatnie ziemię w dole. Gwizdnąłem cicho jak nocny ptak łowny.  Po minucie odpowiedział mi podobny głos. Jedna z gwiazd zaczęła rosnąć i zbliżać się do Akademii. Wreszcie ukazał się w pełnej postaci - Ognisty Feniks.
- Witaj Bloody. Dawno cię nie było.
Ptak zgrabnie wylądował na dywanie. Ledwie mieścił się w małym pokoju. Na szczęście już jako młody osobnik, nauczył się, że zbyt wiele ruchu to bałagan i mój gniew. Stał spokojnie, pozwalając się drapać po szyi. Jego pióra wyglądały z bliska jak żywe złoto wymeszane z ognistą czerwienią i pomarańczem. Był wspaniałym towarzyszem i przyjacielem. Tylko czasem, kiedy wpadał w złość, jego ciało pokrywały płomienie. Za młodu wielokrotnie zdażało mu się tak podpalić mi ubranie... Na szczęście już tego nie robił. 
- Przed nami ważne zadanie. Musisz być grzeczny i godnie nas zaprezentować. - Feniks słuchał mnie uważnie, gdy tymczasem pakowałem prezent w błękitny jedwab.
Niebieski jak jej włosy... Pokręciłem głową, odganiając nieproszone myśli.
- Gotowy do drogi, Bloody? 
Pospiesznie dosiadłem zwierzę, trzymając się złotych piór na karku. Feniks wydał cichy pomruk zadowolenia i wystartował przez okno. Już po chwili bił potężnymi skrzydłami w powietrzu, by utrzymać odpowiednią wysokość. Trafiliśmy pod właściwy adres, tyle, że nie pod drzwi... Okno przesłaniała zasłona. Delikatnie zastukałem w szybę. Usłyszałem ciche przekleństwo. Zastanawiałem się tylko jak mnie przywita, bo na pewno nie okrzykami radości... - pomyślałem zgryźliwie.

<Karou? Wpuścisz mnie?>

piątek, 27 czerwca 2014

OD Tanatos CD Shin

- Shin! Boję się o twoją babcię, ona została tam samo z Neferet! - piszczałam, na prawdę bardzo się o nią bałam. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś się jej stało z mojej winy.
- Spokojnie. Ja bym teraz żałował Neferat. Wyjdzie z tego okropnie. - zaśmiał się. 
- Skąd takie podejrzenia?
- Słyszałaś babcię, powiedziała: "Zostałyśmy tylko my Neferet. Jak za dawnych czasów. Mistrzyni i jej uczennica." Czyli babcia ją uczyła. A podejrzewam, że tak jak zawsze, gdy jakaś uczennica babci sprzeciwi się przeciwko niej, zbuntuje, ponosi srogą karę. Sam nie raz oberwałem za swoje zachowanie. Pamiętam jak babcia uczyła jakąś dziewczynę. Nigdy nie chciała mnie uczyć, ale ja podglądałem ją i się trochę czegoś nauczyłem. Ale uwierz mi Neferet nie wyjdzie z tego bez szwanku.
- To dobrze - wtuliłam się w jego łuskowatą szyję.
- Prześpij się kochanie. Mamy jeszcze ważną sprawę do załatwienia, a ty potrzebujesz przynajmniej trochę odpoczynku. Obudzę cię, kiedy będziemy już w pobliżu.
- Dolecimy tam jeszcze tej nocy? W pełnię moja moc jest o wiele silniejsza.
- Dolecimy. Ale to ja wkroczę do środka, a ty zostaniesz grzecznie schowana w lesie. 
- Jeszcze czego! To moja mama i ja mam zamiar się zemścić! Nie odpuszczę tej okazji! 
- Porozmawiamy jak się trochę prześpisz. Dobranoc skarbie. - ostatnie dwa słowa wyszeptał, ale ja i tak je usłyszałam. 
- Kocham cię. Nie zapominaj o tym, choćby nie wiem co by się stało. - wyszeptałam i zapadłam w sen. Obudziły mnie spowolnione ruchy skrzydeł smoka. Byliśmy już prawie na miejscu. Kazałam Shinowi wylądować na dziedzińcu. O dziwo posłusznie spełnił moje żądanie. Gdy wojownicy pojawili się, zasłonił mnie swoim ciałem. Odsunęłam go na bok, mówiąc "Nie tym razem" i zamknęłam na chwilę oczy głęboko oddychając. Czułam jak moc we mnie wzrasta. Gdy rozejrzałam się, byłam pewna, że moje oczy zmieniły kolor na czarny. Niektórzy zaczęli się dusić i mdleć, innych porozrzucałam po całej posesji i przywarłam ich stale do ziemi. Wchodząc do budynku Shin stał przy moim boku, ale nic nie mówił. Od razu skierowaliśmy się do pokoju Lenobii. Shin zajął się wojownikami - całkiem nieźle mu z nimi poszło - i razem nadal kierowaliśmy się ku jej pokoju. Gdy otworzyliśmy drzwi moja mama wtulała się w ramiona Sadiry i płakała. Gdy kapłanka mnie zobaczyła odskoczyła od kobiety jak oparzona i przywarła do ściany. Podbiegłam do Lenobi i mocno przytuliłam. 
- Nie powinnaś tu wracać, Neferet chce ciebie i dziecka. Uciekajcie puki jeszcze macie czas. - wyszeptała powstrzymując kolejną falę łez. Jej słowa nie brzmiały zbytnio przekonująco. Shin przysiadł obok nas nadal obserwując kapłankę pod ścianą.
( Shin? Co dalej?)

Od Kendry CD Lukasa

Lukas wyszedł, a ja uśmiechnęłam, się do siebie. Wzięłam piżamę, poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i położyłam się spać. 
** 
Rano wstałam wcześniej, żeby się spakować. Wzięłam plecak i włożyłam do niego wszystko, co wydało mi się potrzebne. No, a później były lekcje, które przetrwałam dzięki myśli o wyprawie z Lukasem. Po lekcjach pobiegłam do pokoju, z którego wzięłam plecak oraz bluzę i poszłam do umówionego miejsca. Lukas już tam był 
-Hej! - przywitał mnie ciepło. Gdy tylko podeszłam, objął mnie i ucałował w czubek głowy. 
- Cześć! To powiesz mi, gdzie idziemy, czy dowiem się na miejscu? 
- Dowiesz się na miejscu. - odparł uśmiechając się 
- Ok, chodźmy. - powiedział i ruszyliśmy trzymając się za ręce. 
<Lukas? Gdzie poszliśmy? =3>

czwartek, 26 czerwca 2014

Od Lukasa CD Kendra

Jej słodki zapach dał mi się odprężyć
-Niewierzę, że poznaliśmy się dopiero wczoraj. Jak ja przeżyłem ten cały czas bez ciebie?
-Nie wiem, ale teraz tym się nie musisz martwić.
-Mhm...- zacząłem bawić się jej kosmykiem włosów, gdzieś w oddali zegar wybijał 12
-Już tak próżnio?
-Niestety, pójdę już.- wstałem i rozciągnąłem się - Jutro, chociaż właściwie dzisiaj, po szkole porywam cię gdzieś. Przygotuj się, bo nie wrócimy wcześnie. - pocałowałem ją jeszcze raz - A i najważniejsze, śnij o mnie.
-Chciałbyś.
-Bardzo. - uśmiechnąłem się i ruszyłem do wyjścia.

<Kendra?>

Od Lirael Cd Shadow

Michał złamał moje zaklęcie przez co teraz stało nade mną dwóch Archaniołów. Michael zamknął drzwi. Otarłam twarz z łez. Gabriel usiadł obok mnie i dotknął mojej dłoni. Jego dotyk nie parzył mnie tak jak Shadowa.
-Lirael - zaczął mój brat, prawdziwy brat.
-Idź sobie!- warknęłam wstając. - Gabriel mnie porzucił, a ty nawet nie kiwnąłeś palcem, by mnie ratować z łap Lucyfera!
-Miałem związane ręce siostro... naprawdę. - powiedział Michael.
-Naprawdę mam was dosyć. - powiedziałam. - Powinniście mnie zabić. Mir w tedy powinna mnie zabić, w tedy byłabym wolna, a przynajmniej przez chwilę, póki Lucyfer znowu by mnie nie ożywił. Zostawcie mnie w końcu samą...
-Przeciecz wiesz, że tak się nie stanie. - odezwał się zacny pan Gabriel.
-Ty tym bardziej masz mnie zostawić. - warknęłam.
-Lirael, spokojnie. - powiedział Michał.
-Zamknij się. - mruknęłam.
-Chciałaś wrócić do domu...  -zaczął - Shadow...
-Gadałeś sobie z Archaniołami o tym czego chcę, a może najpierw byś uwięził Lucyfera w tej jego klatce!!! - wydarłam się na Shadowa.

<Shadow?>

OD Shina CD Tanatos

Przytuliłem dziewczynę i wtedy poczułem coś dziwnego. Zaskoczony spojrzałem w dół na jej brzuch. Uśmiechnąłem się i pogładziłem Tanatos po policzku.
- Zadbam, żebyście oboje byli bezpieczni.
- To dziewczynka. - wyszeptała.
Odwróciłem się do dziewczyny plecami i zasłoniłem ją ciałem. Znajome wilki powoli podchodziły otaczając nas ze wszystkich stron. Przymknąłem oczy i machnąłem ramionami w przód. Jednocześnie zmieniłem kształt. Podmuch skrzydeł odrzucił wilki w zarośla poza granicę łąki.
- To na nic chłopcze. - Neferet za śmiała się triumfalnie.
- Nie masz najmniejszych szans, Tanatos jest moja i będę jej bronił do końca! - wrzasnąłem.
- Nie potrzebujemy jej. Przybyliśmy tylko po dziecko. Przetrzymamy Tanatos do narodzin niemowlęcia, a potem ją odzyskasz. W zamian darujemy wam życie.
W powietrzu zabrzmiał czyjś znajomy głos.
Srebrny smok przemknął po niebie i wylądował między mną a kapłanką.
- Nie tym razem, moje drogie.
- Mari Rottos... - wokół rozległy się zalęknione szepty.
- Pogromczyni ze Srebrnej Góry. - dokończyła smoczyca ukazując w uśmiechu ostre kły.
Mimowolnie spojrzałem na szczyt niewielkiej góry, u której stóp stał drewniany domek babci. W świetle księżyca rzeczywiście mieniła się jak czyste srebro.
- Lenobię odzyskałyście tylko dlatego, że do was wróciła z własnej woli!
- Co z moją mamą?! Co z nią zrobiłyście?! - Tanatos stanęła u boku smoczycy.
- Jest w domu, pod strażą. Ciężko było ją okiełznać. - Neferet zaśmiała się na wspomnienie tamtych chwil.
- Uciekajcie dzieci, zajmę się nimi. - srebrny łeb bestii znalazł się przy głowie dziewczyny.
Babcia nie spuszczała oczu z kapłanki.
- Shin na co czekasz?!
- Najpierw muszę...!
Wzbiłem się w powietrze, łapiąc delikatnie Tanatos przednią łapą.
- Nie uciekniecie! - kapłanka w dole wygrażała nam pięścią.
- Zostałyśmy tylko my Neferet. Jak za dawnych czasów. Mistrzyni i jej uczennica.
Odniosłem dziwne wrażenie, że w głosie babci zabrzmiało szyderstwo. Tanatos tymczasempróbowała się wyrwać z uścisku.
- Shin zawróc, muszę dowiedzieć się, gdzie trzymają mamę!
- Znajdziemy ją kochanie. Lecimy do legowiska wilków i zabierzemy ją daleko. - powiedziałem sadowiąc dziewczynę na grzbiecie.

<Tanatos? Co dalej?>

OD Shadow'a CD Lirael

Ostrożnie przyklęknąłem przy łóżku Lirael, zachowując jednak bezpieczną odległość. Czułem potworny ból w sercu, że nie mogę ani dotknąć, ani przytulić bliskiej mi osoby.
- Kochanie pamiętasz nasze wspólne plany? Zrobię wszystko,by ci pomóc.
- Najlepiej zostaw mnie w spokoju! - krzyknęła zrozpaczona kryjąc twarz w poduszce.
- Lirael, chciałem z tobą porozmawiać...
- Zamknij się, bo ci tą aureolkę wsadzę w... - rzuciłem przez ramię do Archanioła.
- Uspokójcie się i odejdźcie! - rozległ się stłumiony głos dziewczyny.
- Chcę tylko pomóc. Lirael, minęło sporo czasu od naszego ostatniego... spotkania. Wiele przemyślałem i nadal cię ko...
- Zamknij się i wynoś! - diablica uniosła zapłakana twarz znad poduszki, jej oczy płonęły - Nazwałeś mnie potworem i wygnałeś!
- Ale ja...
- Sprowadź Michała, on jej pomoże. - dostrzegłem w postaci Gabriela wewnętrzny ogień wyrzutów sumienia, które go trawiły od tysiącleci.
- Dobrze... - przymknął zmęczone oczy i zniknął.
- Bądź cierpliwa kotku, za niedługo uwolnisz się spod władzy Lucyfera.
W odpowiedzi usłyszałem zduszony szloch dziewczyny. Po pokoju przemknął cień.
- Nigdy się ode mnie nie uwolnisz córeczko. - szyderczy śmiech Lucyfera wypełnił całe pomieszczenie.
:Poczułem jak we mnie wzbiera złość, a krew zaczyna wrzeć.
- Nigdy jej nie dostaniesz, póki żyję! - wstałem i wyprostowałem ramiona. Przemiana zaszła natychmiast. To, co Nauczyciele chcieli ukryć głęboko podczas szkolenia wydostało się na wolność. Poczułem, że pokój stał się dziwnie mały, spojrzałem w dół. Przybrałem postać demona, a wielkie, błoniaste skrzydła z trudem mieściły się z czterech ścianach. Cały świat przesłoniła lekko czerwona mgła.
- Jesteś słabiutkim demonem Shadow, ale podziwiam twoją odwagę. W nagrodę osobiście zajmę się tobą w piekle!
Nagle cień ustąpił jasności. Przybył Archanioł Michał, a wraz z nim odszedł Lucyfer. 
- Zajmij się nią. - poprosiłem, nim piekielna siła zabrała mnie ze sobą...

<Lirael? Ratuj!>

OD Tanatos CD Shin

To było dziwne. Wyleczyłam niby zwykłego wilka, a tu się okazało coś niezwykłego. Przeszłam próbę bogini nocy. Nie rozumiałam na czym polegała ta próba, ale bogini mi się ukazała w postaci pięknej kobiety o srebrnych włosach. Zamieniłyśmy kilka wstępnych zdań i w tym samym czasie poczułyśmy, że ktoś nas obserwuje. To był Shin. Ucieszyła mnie jego obecność, ale najwyraźniej nie spodobała się ona Nyks. Bogini podniosła rękę do góry, a wokół nas i wilków powstała ciemna osłona tuż przed nosem chłopaka. Trochę wzdrygnęłam się być w samotności z boginią, ale na szczęście śmierć raczyła trochę mnie nauczyć. Kobieta podeszła do mnie i ujęła moją twarz w swoje delikatne dłonie. Długo wpatrywała mi się w oczy jakby czytała mi w myślach, czułam się niezręcznie nie mogąc oderwać oczu.
-Jesteś piękną i silną kobietą. W tobie rośnie niesamowite dziecko o niezwykłej mocy. Chroń je razem ze swoim wybrankiem, który jest trochę za bardzo nadopiekuńczy. - zaśmiała się - Ale kochasz go, a on ciebie. - uśmiechnęła się szczerze, a jej ręka zaczęła wędrować ku mojemu brzuchowi. Odskoczyłam jak oparzona, a ona tylko uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
- Spokojnie. Nic ci nie zrobię, ani jej. - uspokajała mnie, a ja wzięłam głęboki oddech i stałam. 
Ręka Nyks odsunęła koszulkę i dotykała mojego brzucha. Wstrzymała raptownie oddech. Dopiero po chwili zauważyłam, że się powiększył i już było trochę widać. Na samą tą myśl uśmiechnęłam się do siebie.
- Mówiłaś, że nic mi nie zrobisz ani jej. Czyli to dziewczynka? - zapytałam niepewnie, a ona znowu obdarzyła mnie uśmiechem .
- Tak, to dziewczynka. Podaj mi swoją rękę.- zażądała, a ja posłusznie podnosiłam dłoń w jej stronę. Dałam jej prawą, ale ona tylko się uśmiechnęła i sięgnęła po lewą. Przyjrzała się jej dokładnie, przyłożyła dwa palce do nadgarstka i zamknęła oczy. Czułam pieczenie pod jej palcami, ale nie zabrałam dłoni. Gdy już otworzyła oczy i odsunęła palce, na moim nadgarstku widniał czarny półksiężyc. Tak, a ja nie chciałam tatuaży.
- Co to jest?
- Mój symbol. Ty i twoja córeczka zostałyście naznaczone przeze mnie.
- Do czego to służy?
- Dowiesz się w swoim czasie skarbie, a teraz wpuszczę twojego chłopaka, bo tam szleje. - uśmiechnęła się i opuściła zasłonę. 
Shin natychmiast pobiegł w moją stronę i zasłonił mnie z bojową postawą.
- Spokojnie, nic mi nie grozi. - starałam się go uspokoić, ale nie wyglądał się na przekonanego.
- Uważajcie na siebie, one się zbliżają - powiedziała bogini i znikła razem z wilkami a chłopak (ku mojemu zdziwieniu ) mocno mnie przytulił.
(Shin one się zbliżają)

Od Lirael Cd Shadow

-To Lucyfer mnie przemienił głąbie - powiedziałam. - A Gabriel odrzucił. Mówiłam ci! Widać jak mnie słuchasz - mruknęłam odsuwając się. - I nie zamierzam z nim rozmawiać, nienawidzę go, będę rozmawiała z Michałem, on ma większą moc i tylko on da radę mnie oczyścić z grzechy nałożonego przez gówni*nego Lucyfera, niech zginie!!! - wkurzyłam się i powiedziałam to na głos, no... krzyknęłam... poczułam jak ziemia się trzęsie od moimi stopami. - Cho*era - jęknęłam.
-Lirael... -zaczął.
-Zamknij się - syknęłam.
Trzęsienie ustało.
-Smakowała krew niemowlęcia? - zapytał głos za plecami Shadowa.
-Tak tato - spuściłam głowę.
Shadow się odwrócił .
-Piłaś krew niemowlęcia? Lirael! - warknął Shadow
Spuściłam głowę. Do oczu napłynęły mi łzy. Przy Lucyferze czułam się zniewolona, ale teraz czułam się dodatkowo opuszczona.
-Nie ujarzmisz Diabła - uśmiechnął się tata. - Nigdy. A co do ciebie Lirciu, musimy pogadać.
-Nie, błagam! - pisnęłam i poczułam ból wewnątrz mnie, był nie do wytrzymania, upadłam na ziemię wrzeszcząc. Ból zniknął. Shadow uklęknął przy mnie i dotknął mnie w ramie. Ból wrócił.
-Jakie to smutne, zakochani, którzy nie mogą się dotknąć - uśmiechnął się i zniknął.
Cofnęłam się i dotknęłam plecami... odwróciłam się... stał tam Gabriel. Miał podkrążone oczy, spojrzał na mnie z troską. Najgorszy dzień mojego życia... Gabriel jak zawsze ubrany na biało, nie miał skrzydeł a on niego biła jasność, czystość... bla bla bla. Puściłam się biegiem przez las, jak najdalej od nich. Zaklęciem wysuszyłam twarz od łez biegnąc nie wiem gdzie... potem dotarłam do akademii, poszłam do swojego pokoju i zamknęłam je zaklęciem przed Gabrielem, ale przed Shadowem nie znalazłam odpowiedniego. Położyłam się na łóżku. Ktoś zapukał, do pokoju wszedł Shadow zanim zdążyłam się zorientować, że ktoś się do mnie dobija.
Gabriel stał w progu, nie mógł wejść... i dobrze.
-Nie chcę was widzieć - powiedziałam. - Jego bardziej -dodałam patrząc na Gabriela.

<Shadow? Nie możesz mnie dotknąć.>

Od Karou CD Vigo

Odkleiłam się od niego.
-Powinnam Cię zabić. - warknęłam, ale potem uśmiechnęłam się. - Ale cieszę się... - na twarzy Vigo pojawił się triumfalny uśmiech, korzystając z tej okazji, wywinęłam się odpychając go. - Cieszę się, że mój szkicownik nie jest zamoczony. - dokończyłam biorąc go z ziemi i odchodząc. Nie będę jego zdobyczą, nie będę taka głupia. Znowu...
Odesłałam szkicownik do mojego pokoju, a sama poszłam szukać Zumy. Znalazłam ją leżącą przy jednym z dzikich jezior. No, no, ładna sceneria, jeszcze tu nie byłam. Podeszłam powoli do pegaza i pogłaskałam ją po chrapach. Koń zarżał i wstał. Przytuliłam się do jej szyi, a potem wsiadłam na jej grzbiet. Pegaz zamachał skrzydłami i odlecieliśmy. Lecieliśmy nad terenami szkoły, widoki zapierały dech w piersiach. W końcu wylądowałyśmy przy jakimś innym dzikim jeziorze, zmierzchało. Tutaj też było pięknie. Zsiadłam z Zumy, a ona odleciała zostawiając mnie samą. Usłyszałam głos za moimi plecami.
- No, no. Pięknie wyglądałaś na tym koniu. Nic dziwnego, one zawsze lubiły piękne dziewice. - odwróciłam się z twarzą wyrażającą jednocześnie zdziwienie, rozbawienie i niechęć.
- Skąd Ty w ogóle wiesz, że... Poza tym to były jednorożce, a Zuma to pegaz.. - warknęłam, Vigo podszedł do mnie.
- Nie złość się, moja piękna.
- Wiesz, Vigo... Jeśli zrobię dla Ciebie coś, a Tobie się to spodoba, to odczepisz się ode mnie? Obiecaj.
- Ok. Ale nie mogę obiecać. - odparł.
- Przyjmuję to jako obietnicę. - powiedziałam podchodząc do niego. Przejechałam opuszkami palców po linii jego szczęki i pocałowałam go namiętnie.
-Mam nadzieję, że się podobało. Moja rola skończona. - powiedziałam.

<Vigo? Podobało się? =)>

OD Vigo CD Karou

Nie zrażony jej zachowaniem, przysiadłem na trawie tuż koło niej. Wykrzywiła usta i westchnęła z rezygnacją. Zapatrzyłem się na spokojną taflę stawu.
- Próbowałem ci wczoraj zaimponować, wiesz?
- Trzeba było być ślepym, żeby tego nie zauważyć. - powiedziała z przekąsem.
- Mogę obejrzeć? - wskazałem na szkicownik.
- Nawet o tym nie myśl!
- Wiesz, że jesteś niezwykła? - ręką ująłem jej podbródek i spojrzałem w głębię szmaragdowych oczu.
Zaskoczona moim gestem zarumieniła się lekko. Korzystając z jej nieuwagi, wyszarpnąłem szkicownik i wstałem pospiesznie. Dziewczyna również podniosła się z ziemi. Jej wściekła mina nie zapowiadała raczej niczego dobrego.
- Oddaj to draniu!
Zręcznie uskoczyłem przed wyciągniętymi rękoma i zacząłem niespiesznie kartkować notes.
- Masz niezłą wyobraźnię i spory talent.
W ogólnym zamieszaniu nieświadomie zbliżyłem się do brzegu jeziora. Po raz kolejny odsunąłem się, uniemożliwiając odebranie dziewczynie szkicownika. Nagle niebieskowłosa krzyknęła wystraszona i zniknęła z chlupotem pod wodą.
- Karou! - rzuciłem zeszyt na trawę, a sam wskoczyłem do wody. 
Po chwili oboje wynurzyliśmy się na powierzchnię. Dziewczyna kaszląc i prychając próbowała się wyrwać z moich objęś. Niestety dla niej trzymałem mocno.
- Puszczaj ty zboczeńcu!
Przy brzegu było głęboko, na szczęście wymacałem stopą na dnie spory kamień, dzięki któremu zdołałem wystawić głowę nad powierzchnię wody i utrzymać dziewczynę. Niestety jej wrzaski doprowadzały mnie do szału. Bez namysłu opuściłem ramiona, pozwalając topielicy zanurkować... Kiedy po kilku sekundach złapała oddech, myślałem, że zabije mnie wzrokiem. Przy okazji osiągnąłem coś jeszcze - zamilkła. W błogiej ciszy i... nieświadomości co mnie czeka, z trudem wygramoliłem się na brzeg. Moja ofiara ponowiła próbę ucieczki. Próbowała bić rękoma, kopać i drapać, a to wszystko w dziwnym, zaciętym milczeniu.... Jakimś cudem unieruchomiłem ją na trawie, przytrzymując szczupłe nadgarstki. 
- Wiesz, że jesteś piękna?
Zdziwiona spojrzała na mnie jak na niespełna rozumu. Uśmiechnąłem się nieznacznie i zaskoczyłem ją o wiele bardziej... pocałunkiem. Pewnie będę tego żałował, ale w tej chwili nie istniało nic po za słodkim smakiem jej ust...

<Karou...? Tylko nie zabijaj... ;)>

OD Shina CD Tanatos

Obie kobiety długo starały się przemówić mi do rozumu. Wreszcie zgodziłem się puścić Tanatos pod opieką innych wilków. W tajemnicy postanowiłem ją śledzić. Zbyt mocno obawiałem się o jej bezpieczeństwo. A jeśli ktoś z rodziny pod postacią wilka będzie jej towarzyszył? Niestety dziewczyna była głucha na moje argumenty. Być może przewidziała jak się zachowam, mimo to nie dała niczego po sobie poznać. Przez cały dzień nie odstępowałem blondynki na krok. Wreszcie, kiedy wpadła na mnie po raz kolejny, krzyknęła coś w stylu "Ja przez ciebie zwariuję!" i wybiegła z domu. Byłem bardzo zdziwiony jej zachowaniem. Babcia położyła mi dłoń na ramieniu.
- Nie pomagasz jej. Potrzebuje twojego wsparcia i miłości. Zwłaszcza teraz. - powiedziała z naciskiem.
- Przecież ja właśnie...
- Czyżby chłopcze? - przerwała mi w pół zdania. 
Wieczorem Tanatos nadal nie wracała, nie potrafiłem usiedzieć na miejscu. W końcu zdesperowany rzuciłem przez ramię "Wychodzę!" i chciałem wprowadzić zamiar w czyn, kiedy babcia rzuciła mi sweter.
- Tylko pamiętaj, co ci powiedziałam.
Pospiesznie wyszedłem z drewnianego domku. Noc rzeczywiście była chłodna, jednak w obecnym stanie nie dostrzegałem tego. Przedzierałem się przez las, bezskutecznie szukając Tanatos. Mój zmęczony umysł podsuwał różne wizje co mogło ją spotkać. Wreszcie po kilku godzinach błądzenia po, zdawałoby się, niewielkiej wyspie, dostrzegłem światrło księżyca w pełni na bezchmurnym niebie. Skupione promienie padały w jednym miejscu, które niestety zasłaniały drzewa. Rzuciłem się na przód, uważnie obserwując światło. Dotarłem na skraj niewielkiej polanki otoczonej lasem. Na samym środku pod niewielką skałą stała Tanatos w ludzkiej postaci. Wokół niej zebrały się wilki z okolicy. Dziewczyna pochyliła się nad chorym zwierzęciem leżącym u jej stóp. Delikatnie położyła dłoń na łbie białego wilka. Nagle oboje otoczyło srebrne światło na chwilę przesłaniając widok. Niewielkie iskierki opadły równie szybko jak się pojawiły. Teraz zwierzę stało dumnie prezentując wspaniałą sylwetkę i śnieżnobiałą sierść. Wilk był znacznie większy niż pozostałe. Zwierzęta tworzące krąg zawyły radośnie. Pełen podejrzeń postanowiłem wyciągnąć stąd Tanatos, choćby siłą. Nie podobał mi się wielki wilk! Nim zdążyłem wykonać choćby jeden krok, zwierzę przeobraziło się w kobietę o niezwykłej urodzie i srebrnych włosach. Wyciągnęła rękę do dziewczyny i uśmiechnęła się z wdzięcznością. Obie wymieniły szeptem parę zdań i równocześnie spojrzały w moim kierunku....

<Tanatos? Oberwie mi się?>

OD Shadow'a CD Lirael

- Więc powinienem grzecznie czekać, aż cię zabije? - spytałem ze złością.
- Nie o to chodzi... - spuściła głowę, bym nie dostrzegł nowych łez spływających po policzkach.
Rzuciłem sztylet na ziemię i podszedłem pospiesznie do dziewczyny. W milczeniu obserwowałem złożone błoniaste skrzydła. Dostrzegła moje spojrzenie i uśmiechnęła się ze smutkiem.
- Tym się stałam... - powiedziała bardziej do siebie niż do mnie.
W tej chwili przypominała Archanioła, jakim była dawniej. Uklęknąłem przy niej i objąłem drobną pstać.
- Nie przeszkadza mi kim się stałaś. Taką cię poznałem i taką pokochałem.
Przytuliła się do mnie, płacząc w milczeniu Czekałem cierpliwie, aż wyleje cały swój smutek i ból.
- Cieszę się, że Argona tu przybyła i postanowiła cię zabić.
- Co?! - spytała z niedowierzaniem.
- Pamiętaj, że podążałem jej śladem, aż tutaj i dzięki temu cię poznałem. - musnąłem opuszkami palców jej mokry policzek - Rozmawiałem z Gabrielem...
- Po co...!
- Przybędzie tu, by porozmawiać. To przez niego stałaś się Diablicą i tylko on może przywrócić ci twoją dawną postać. Wszystko zależy od ciebie kochanie. - nie czekając na odpowiedź, pocałowałem ją - Bez względu na wszystko będę przy tobie.

<Lirael? Co postanowisz?>

środa, 25 czerwca 2014

Od Fatin CD Alana

-Wiesz...-zrobiłam niezdecydowaną minę.
-Nie? Czemu...?
-Czy ja powiedziałam, że nie? Chciałam Ci coś zaproponować.
-Hmm?
-Chodź do mojego pokoju. -powiedziałam. - Pójdziesz sobie, jeśli będziesz chciał.
-No nie wiem... - Alan popatrzył się na mnie niepewnie, ale uśmiechał się lekko.
-Nie rzucę się na Ciebie, nie schlebiaj sobie. - powiedziałam z szelmowskim uśmiechem. - Chociaż sama nie wiem.. - dodałam wciągając go do środka. 
Gdy weszliśmy uderzył nas zapach kilkunastu kadzidełek (składnikami kilku były afrodyzjaki, haha), podeszłam do okna i otworzyłam je.
-Ładny pokój powiedział Alan opierając się o ścianę i patrząc na mnie. - Taki egzotyczny. Tak jak tym. - uśmiechnął się siadając na moim łóżku. Stał się taki jakoś bardziej pewny siebie.
-Dziękuję. - odparłam stojąc na środku pokoju i opierając się o rurę do tańczenia. Alan otaksował mnie wzrokiem i uśmiechnął się.
-Pamiętasz, jak mówiłaś mi, że pokażesz mi kiedyś, co umiesz? - spytał z szelmowskim uśmiechem.
-I co? Chcesz, żebym dla Ciebie zatańczyła? Dobrze. - powiedziałam, a uśmiech na jego twarzy się powiększył. - Ale Ty potem też coś dla mnie zrobisz.
-Ok, niech Ci będzie.
-Usiądź wygodnie, a ja się przebiorę... - powiedziałam całując go lekko w policzek, podchodząc do szafy i wyciągając z niej strój do tańca. 
 Poszłam do łazienki, przebrałam się i uczesałam. Gdy wyszłam z łazienki stanęłam przed Alanem
-Jak wyglądam? - spytałam uśmiechając się i kokieteryjnie mrużąc oczy.
-Jesteś piękna. - powiedział wstając, obejmując mnie w pasie i całując namiętnie. - Zatańczysz dla mnie? - spytał.
-Oczywiście, ale pamiętaj, że Ty potem zrobisz coś dla mnie. - odparłam. Podeszłam do rury i zaczęłam tańczyć. 
Tańczyłam, a Alan patrzył się na mnie, nawet nie patrzył, on chłonął cały ten widok. Gdy skończyłam podeszłam do chłopaka. Widziałam, że siłą woli powstrzymuje się od "strzelenia karpika".
-Podobało się? - spytałam siedząc mu na kolanach. Pocałowałam go w policzek. - teraz Ty zrób coś dla mnie. Wymyśl coś, co mi się spodoba. - szepnęłam mu do ucha
 
<Alan? =D =3>

wtorek, 24 czerwca 2014

Od Alana Cd Fatin

Musiałem przyznać. To było coś niesamowitego! Fatin pachniała tak słodko. I ogólnie była słodka.
Całowaliśmy się tak przez dłuższą chwilę, ale Fatin przerwała na chwilę.
- To koniec? - spytałem ze smutkiem.
- Nie głuptasie - powiedziała z uśmiechem.
Spojrzałem na niebo. Było już dość ciemno.
- Musimy wracać do Akademii - mruknąłem wstając.
Podałem dłoń dziewczynie. Ujęła ją i także wstała.
- Jest dość ciemno - powiedziała.
Rozłożyłem wolną dłoń. Buchnęło w nim światło. Półbogini wytrzeszczyła oczy.
- Czy ty...
- Wszystkie żywioły - uśmiechnąłem się promiennie - Nawet te poboczne.
Poszliśmy z Fatin do Akademii. Odprowadziłem dziewczynę do jej pokoju.
- Dobranoc - powiedziałem i pocałowałem ją delikatnie w policzek. - Może zobaczymy się jutro?

<Fatin? <3 :3>

Od Kendry CD Lukasa

Najpierw nasz pocałunek był lekko nieśmiały, później zgraliśmy się i było wspaniale. Delikatnie odkleiłam się od Lukasa.
-Chodź, wejdziemy do mnie.-powiedziałam otwierając drzwi. Weszliśmy do środka i usiedliśmy na łóżku.
-Na prawdę uważasz, że jestem piękna?-spytałam patrząc mu w oczy. Lukas uśmiechnął się, odnalazł moją dłoń i nakrył ją swoimi
-Masz jakieś wątpliwości?-spytał, a ja uśmiechnęłam się i odwróciłam głowę. Lukas uniósł jedną dłoń i delikatnie przekręcił moją głowę w jego stronę tak, że patrzyliśmy sobie w oczy.
-Jesteś piękna.-powiedział i pocałował mnie jeszcze raz. Pocałunek był długi i namiętny.
-Dziękuję.-powiedziałam kładąc głowę na jego ramieniu i podciągając pod siebie nogi, a Lukas objął mnie i położył swoją głowę na mojej.

<Lukas?>

niedziela, 22 czerwca 2014

Od Argony

Upadłam na podłogę w moim pokoju. Moim ciałem nadal wstrząsają konwulsje. Dyszę ciężko. Nie jestem w stanie się poruszyć. Ból, jaki sprawiła mi ta dziewczyna... niechaj zginie! Niech wszyscy zginą! Znikną! Przepadną!
Opieram się na prawej dłoni i olbrzymim wysiłkiem woli podnoszę się do góry. Drugą ręką chwytam się szafki. Staję na wyprostowanych nogach, choć wciąż trudno mi utrzymać równowagę. To... tak bardzo boli...
Spoglądam zimno przed siebie, na okno. Prostuję się i podnoszę palec do góry. Zmęczenie ustępuje zastąpione przez wściekłość. Zgińcie. Szyba pęka, a dźwięk rozpadającego się szkła dzwoni w uszach. Podchodzę powoli do okna. Podłoga pod moimi stopami czernieje i wygina się. Zgińcie. Miękko wskakuję na parapet i zeskakuję na ziemię. Trawa więdnie, kwiaty usychają. Zgińcie. Czarny płomień zapłoną u mych stóp, nieregularnym, strzępionym jęzorem. Zgi...
Otworzyłam szerzej oczy. U mych stóp pełgał płomień. Szybko zgasiłam go uderzając w niego butem, ale obok pojawił się kolejny.
- Nie... - szepnęłam widząc jak moja wewnętrzna moc zaczyna wypływać z mojego ciała przez ciasną szczelinę
Przez chwilę słabości. Przez szramę na mojej beznamiętnej cerze. Przez...
Płomienie wokół mnie stawały się coraz większe. Zaczęłam biec w las. Nie tam, gdzie spotkałam hybrydy. Nie. Nie miałam zamiaru zbliżać się do tych mieszańców. Szukałam jakiegoś ustronnego miejsca, najlepiej pustkowia, gdzie moje płomienie nie zniszczą nic, nie zrobią nikomu krzywdy, gdzie nikt ich nie zobaczy!
Wypadłam na jakąś polanę. Poczułam zabójczą moc płomieni, cichy szept mówiący i zniszczeniu, chaosie, pustce... o błogosławionej i czystej pustce... Nie! Nie mogę się mu poddać! Nigdy!
Upadłam na kolana. Starałam się uspokoić, załatać szramę w barierze... ale była zbyt duża... Olbrzymie płomienie ogarnęły całą polanę, pochłaniały życie z trawy, drzew, powietrza... Trzęsłam się ze strachu. Nie mogłam nic zrobić... Nic!
- Argono, uspokój się... - cichy głos przebił się przez czarne płomienie
Poczułam jego obecność, jego zbawczą obecność! Poczułam jak płomienie się cofają, jak moje oszalałe serce zwalnia... On przy mnie czuwa... jestem bezpieczna... Uśmiechnęłam się lekko. Gniew zniknął razem z płomieniami. Upadłam na bok w ciemność... Błogą i spokojną ciemność...

(Ktoś?)

sobota, 21 czerwca 2014

Od Lukasa CD Kendra

- Powiedziałem, że dowiesz się w swoim czasie.
- No, Lukas proszę.
- Do twojego pokoju tędy?
- Tak. - odpowiedziała zniesmaczona - Do pokoju już nie musisz mnie odprowadzać.
- Wiem, ale chcę. - szliśmy w milczeniu, na całym korytarzu słychać było tylko nasze kroki. W końcu stanęliśmy pod właściwymi drzwiami.
- Dzięki jeszcze raz i pa.
- Poczekaj. - chwyciłem jej dłoń - Teraz mogę ci powiedzieć.
- To co to jest?
- Nie co, tylko kto. - zrobiłem jeszcze krok w jej stronę tak, że nasze twarze były oddalone od siebie o parę centymetrów i patrzeliśmy sobie prosto w oczy - Ten ktoś to ty. - na jej twarzy pojawił się rumieniec. Nie czekając dłużej, pocałowałem ją.

<Kendra?>

Od Fatin CD Alana

- To teoria Twoja, czy tego ptaka? - spytałam uśmiechając się lekko.
- Czemu "teoria"? - spytał patrząc mi w oczy.
- Serio uważasz, że jestem piękna? - spytałam, uśmiechając się i patrząc mu w oczy. 
Szczerze mówiąc, ja "wycofałam" moje czary już trochę wcześniej, więc to była jego inicjatywa, bez mojego wpływu. Czy nadal był dla mnie kolejną ofiarą? Chyba już nie... Alan kiwnął głową. Uśmiechnęłam się patrząc mu w oczy i pocałowałam go lekko w policzek.
- Dziękuję. - powiedziałam. 
Alan odwrócił głowę, na jego twarzy pojawił się uroczy rumieniec Słońce zachodziło ślicznie odbijając się w tafli jeziora.
- Ładnie tu, prawda? - powiedziałam.
- Tak, bardzo. - przyznał Alan. 
Patrzyliśmy się na taflę jeziora, a ja odszukałam jego dłoń, złapałam ją. Alan popatrzył się na mnie lekko zaskoczony, ale się uśmiechnął, odwzajemniłam uśmiech. Na nas i na otaczającą nasz faunę padały ostatnie słoneczne promienie. Nachyliłam się do Alana i pocałowałam go najpierw delikatnie, a później troszkę mocniej, Alan z początku wydawał się być zaskoczony, ale później zgraliśmy się.
 
<Alan? =3>

Od Karou CD Vigo

- Odejdź ode mnie. - powiedziałam odwracając głowę. - Dwa razy nie popełnię tego samego błędu. A Ty lepiej trzymaj się ode mnie z daleka. - odwróciłam się i poszłam intensywnie rozmyślając. Nie, już nie. Już kiedyś dałam się nabrać na takie gierki. Poszłam do mojego pokoju i usiadłam na łóżku rozmyślając o słowach Białego Wilka. Wyjęłam spod łóżka skrzynki z "materiałem" na naszyjniki. Wzięłam do ręki rzemyk oraz pierwszy "koralik". Nawlekłam go i odchyliłam głowę do tyłu. Po co ja to robię? Sama nie wiem... Zaczęłam nawlekać kolejne "koraliki", wszystkie musiały być ułożone w odpowiedniej kolejności. Gdy skończyłam, odłożyłam naszyjnik do specjalnego pudełka i zaczęłam chować wszystkie skrzynki z powrotem pod łóżko. Wzięłam szkicownik i wyszłam z pokoju. Było popołudnie, koło trzeciej. Skierowałam się nad staw. Położyłam się na zielonej trawie i zaczęłam rysować, to mnie odstresowywało. Narysowałam moja Zumę, swoją drogą dawno na niej nie jeździłam, potem narysowałam naszą szkołę. W końcu zaczęłam przeglądać moje stare rysunki, te sprzed dołączenia tutaj. W tym szkicowniku było ich mało, jednak widnieli tam Issa, Yasri, Kishmish, Twiga i Dealer Marzeń. Mój Boże... Był tak jeszcze Kazmir. Co rysunek tego idioty tu jeszcze robi?! W każdym razie nie mogłam go wyrwać. Nie chodzi tu o sentyment (Sentyment! Jeszcze czego!), tylko o szkicownik.
Przewróciłam kartę z powrotem na moje "potwory".
- Niezłą masz wyobraźnię. - usłyszałam przy uchu. 
Stał nade mną ten sam chłopa, dla którego jestem tajemnicą do odkrycia. (Tajemnicą... Szkoda, że nie kimś. Po prostu. Czy wszyscy muszą mnie tak przedmiotowo traktować.) Zamknęłam szkicownik.
-Ja ich nie wymyśliłam. - powiedziałam uśmiechając się leniwie. 
Ten uśmiech zawsze wystarczał, by rozwiązać wszystkie sprawy. Dzięki niemu ludzie (i nie tylko) myśleli, że to wszystko wytwór wyobraźni niebieskowłosej dziewczyny i bagatelizowali. Zawsze lepiej powiedzieć najbardziej niesamowitą prawdę, w którą nikt nie uwierzy niż zmyślić jakieś wiarygodne kłamstwo. Chłopak prychnął.
- Czemu w ogóle tu przylazłeś? - spytałam siląc się na spokój.
<Vigo?>

Od Kendry CD Lukasa

- Jeśli możesz. - powiedziałam uśmiechając się,
- Jasne, że mogę. - powiedział Lukas, odwzajemniając uśmiech.
Szliśmy chwilę w ciszy przerywanej trzaskami nadeptywanych gałązek.
- Wiesz, lubię Cię, chociaż tak krótko Cię znam. - powiedziałam patrząc mu w oczy. - Bardzo. - dodałam. Lukas tez popatrzył na mnie i uśmiechnął się.
- Też Cię lubię. - powiedział.
Szliśmy jeszcze chwilę, aż w końcu weszliśmy do budynku szkoły.
- Dziękuję Ci za miło spędzony dzień. - powiedziałam, uśmiechając się z wdzięcznością
- Nie ma za co. - odparł. - Poza tym, ja też powinienem Ci podziękować. - Lukas zapatrzył się na księżyc, który było widać przez duże okno w holu.
- Wiesz, chcę się Ciebie o coś spytać. - powiedziałam, przygryzając dolną wargę.
- Tak?
- Co tak pięknego widziałeś? Proszę, powiedz...

<Lukas?>

OD Tanatos CD Shin

- Jak na razie mam zamiar być jak najbliżej Shina i uciekać przed kapłankami. Bardzo kocham pani wnuka i on chyba mnie też.
- Kocha cię i to bardzo. Widzę po nim jak chce cię bronić, jaki jest troskliwy dla ciebie. Szczerze, pierwszy raz w życiu widzę, żeby tak się zachowywał. Zmieniasz go na bardzo dobrą osobę. Czemu w ogóle kapłanki was ścigają? Zazwyczaj nie chce im się ruszać z domu, a teraz chce im was się gonić.
- Może będę wyliczać. - zaśmiałam się - Jeden - od dziecka przygotowywały mnie na kapłankę, a przyznam, że nie ułatwiałam im tego. Często uciekałam no i mnie ścigały i jakimś cudem zawsze znajdywały. Dwa - chcą zabrać nam dziecko, kiedy się urodzi i spowodować, że nigdy go nie zobaczymy. Trzy -  Shin mnie rozdziewiczył i przez to nie mogą mnie złożyć w darze dla jakiegoś "Wybawiciela", który wszedłby w moje ciało, no i przez to wpadły w niezłą furię. Cztery - i to najprostsze, chcą rozłączyć mnie i Shina i złamać mi serce. Pięć - chcą wykorzystywać moją moc.
- Jesteś taka młoda, a już chcą ci niszczyć życie. Mam nadzieje, że was nie znajdą, że będziecie mogli żyć pełnią życia.Walcz zawsze o wolność dla siebie i swoich bliskich. Jesteś bardzo silną kobietą, dasz sobie radę ułożyć życie.. Jestem tego pewna.
- Będę, będę. - wzięłam głęboki oddech i wyczułam coś - Jutro jest pełnia. Teraz będę musiała namówić Shina, żeby puścił mnie w nocy na dwór.
- Czemu? Pełnia jest dla ciebie taka ważna?
- Pani tego nie czuje? Więzi z pełnią?
- Nie, nigdy nie czułam z nią więzi. Może dlatego, że zmieniam się w smoka, a ty jak podejrzewam w wilka.
- Tak, ja w wilka. A jak jest pełnia, muszę być na dworze sama w postaci wilka. No, nie będę całkiem sama wyczuwam tu inne dzikie wilki. Zawsze nie wiem czemu jest tak, że prowadzą mnie z szacunkiem do chorego wilka i nie wiem jak, ale on zdrowieje dzięki mojej obecności. A teraz jak niedawno dostałam nową moc, czuję jeszcze większe przywiązanie do pełni tak, jakby mnie wzywała Nyks.
- Nie ma mowy, żebyś sama wyszła na zewnątrz w nocy. - w drzwiach rozległ się głos mojego chłopaka. Chyba się trochę zdenerwował...

(Shin?)

Od Lirael Cd Michael

-Spotkałam dziś Archanielicę. - powiedziałam, przytulając brata - Chciała poderżnąć mi gardło, Shadow się nią zajął.
-Mir? - zapytał dla pewności, jej imię wymówił z obrzydzeniem.
-Tak. - odpowiedziałam - Uczepiła się mnie. Opuszczając Niebo, oczywiście nie z własnej woli, dałam jej szansę na zdobycie Gabriela, a ona ją zignorowała. Teraz chce się mnie pozbyć.
-Mówiłaś, że Gabriel cię nie kocha, że cię nienawidzi tak samo jak ty go. - powiedział Michael.
Westchnęłam.
-Współpracuje z demonicą, Argoną. - dodałam.
Michael rzucił kilka wyzwisk o niej.
-Nie pozwolę ci tu siedzieć, chodź. - powiedział wstając.
-Gdzie idziemy? - zapytałam.
-Słabniesz...
***
-...więc powinnaś zebrać siły. - powiedział, a raczej dokończył gdy przenieśliśmy się do szpitala.
Spojrzałam w prawo, za szkłem były niemowlęta. Michael wciągnął mnie przez drzwi. Na nocnym dyżurze chyba nikogo nie było na tym piętrze. Michael dla pewności wyłączył pstryknięciem palców prąd w pokoju, w którym byliśmy. Widzieliśmy bez światła wszystko doskonale. Małe gaworzące lub śpiące niemowlaki. Zatrzymałam się przy przypadkowej kołysce dziewczynki. Dotknęłam jej policzka, była taka delikatna. W kołysce obok leżał chłopiec. Obydwoje patrzyli na mnie swoimi dużymi oczkami. ,,Nika i Johnny - Feasey'', byli rodzeństwem. Zrobiło mi się słabo. Świat wirował wokół mnie, nogi miałam jak z waty. Potem poczułam ból w jednym boku, a chwilę potem na tej samej stronie chłód. Zapiekł mnie policzek i otworzyłam oczy.
-Dałeś mi z liścia. - mruknęłam.
-Zemdlałaś. - tłumaczył się i podał mi jakiś kieliszek.
-Nie mogę na to patrzeć. - powiedziałam.
-Kiedy ostatnio piłaś krew? - zapytał.
-Przed wyjściem z Piekła. - odparłam niechętnie - Na ziemi jadłam ludzkie jedzenie, ale mi nie smakowało.
-Pij. - nalegał.
Walcząc z wymiotami wypiłam. Słodka krew napłynęła mi do ust. Poczułam też coś demonicznego w niej. Michael wymieszał swoją krew z niemowlęciem? A może leży tu też demoniczny bachor. Poczułam się lepiej. Nawet bardzo dobrze, ale po chwili dostałam strasznego bólu głowy.
-Ktoś chce paktować. - wysyczałam.

***
Rozdroża. Głupi ludzie.
-Nie jestem demonem z rozdroży byś mnie wzywał w takim miejscu. - podeszłam do mężczyzny, który od razu się odwrócił. - Czego chcesz?
Mężczyzna ukląkł. Usłyszałam przytłumiony śmiech Michaela, niesłyszalny dla tego nędznego człowieczka.
Splotłam ręce na piersi czekając, aż skończy się kłaniać. Wstał. Był młody, dwudziestolatek.
-Moja pani - powiedział, z trudem powstrzymywałam się od śmiechu, ale dałam jakoś radę zachować kamienną twarz. - Prosiłem o to inne demony, żaden mi nie odpowiedział na wezwanie, a diabły odrzuciły oferty, które im składałem.
Jeszcze chwila, a rozśmieję się, czego on ode mnie chce?
-Nie rozumiem jaką ofertę chcesz mi zaoferować, ty mnie wezwałeś, więc ja powinnam ci składać oferty. Czego chcesz? Pieniędzy? Miłości? Sławy? Szczęścia?
-Nic z tych rzeczy. - powiedział i zaczął mówić czego chce.
Jego oferta była poważna.
-Dlaczego nie składasz tej propozycji memu ojcu? Dlaczego pytałeś słabe demony i pomniejsze diabły?
-Chciałem być inny od reszty wyznawców - powiedział. - Na początku nie znałem twego imienia.
-Niech ci będzie. - powiedziałam w końcu. - Jeśli którykolwiek członek z twojego kościoła pod moim imieniem łącznie z tobą się mnie wyprze spłonie po zachodzie słońca tego samego dnia.
-Tak jest. - powiedział.

Kiedy znów byłam sama z Michaelem powiedziałam.
-Nie sądziłam, że będę miała własny kościół.
-Powiesz Shadow'owi? - zapytał.
-Nie. - odpowiedziałam.

<Michael? Nudziło mi się i troszkę się rozpisałam>

Od Lirael Cd Shadow

-Od Kiedy Demonica i Archanielica współpracują? - zdziwiłam się, chowając sztylet.
Byłam na placu ćwiczebnym, rzucałam sztyletami do celu... z nudów. Słońce co jakiś czas chowało się za chmurami, dzięki czemu nie drażniło tak bardzo moich oczu.
-Od niedawna. - powiedział, na jego twarzy wyraźnie malowało się zaniepokojenie.
-To trochę dziwne. Niebiańscy nienawidzą Piekielnych, to jakiś podstęp ze strony Archanielicy? Zamierza zgładzić na raz dwie duszyczki i nakarmić nimi Głód - Jeźdźca Apokalipsy?
-Na pewno chce się ciebie pozbyć. - powiedział po dłuższej chwili. - Od chwili kiedy jestem łowcą nie słyszałem, byś jakkolwiek złamała jakieś prawo i nie mówi się o tobie zbyt często.
-O najpotężniejszych nigdy się często nie mówi. - mruknęłam.
- Więc, jej chodzi o Gabr...
-Na litość Boską! - podniosłam głos patrząc w niebo. - Gabriel mnie zostawił, nazwał potworem kilkaset tysięcy lat temu! Gówniara mogła wykorzystać ten czas na zdobycie go, a nie na polowanie na mnie! Do Gabriela czuję już tylko nienawiść. - dodałam znów patrząc na Shadow'a, a w kącikach oczu zbierały mi się piekące łzy zabarwione krwią.
Poczułam potrzebę bycia samej. Uciekłam do lasu w dymnej postaci. Nigdy nie mówiłam co naprawdę czuję do Gabriela od kiedy mnie zostawił, każdą uwagę o nim starałam się ignorować. Uklękłam na mchu puszczając swobodnie łzy i złożyłam skrzydła, tak jak robią Niebiańscy w głębokim smutku.
Nie liczyłam czasu, ignorowałam wszystko co się w okół mnie dzieje - to jak jeleń szturcha mnie nosem, wiewiórka zasypia przy kolanach i jak lis przemyka obok ocierając się ogonem.
Poczułam coś zimnego na szyi, podniosłam powoli wzrok. Archanielica. Cudownie! Patrzyła na mnie ze złością.
-Wyglądasz żałośnie. - powiedziała.
-Ty nie lepiej. - rozległ się męski głos za Niebiańską, a po chwili i na jej szyi był sztylet.
-Od kiedy pomagasz Diabłom? - zapytała.
-A od kiedy ty współpracujesz z demonami? - zapytał.
-Ona torturowała naszych. - powiedziała.
-Raczej nie o to ci chodzi. - powiedział.
Odwróciła się do niego z zamiarem wbicia w niego swój nóż, ale on był szybszy. Nie zadał jej śmiertelnej rany, ale wystarczającą, by ją osłabić.
-Wrócę po nią. - powiedziała.
-Niewątpliwie. - mruknął.
Archanielica zniknęła w białej mgle, która opadła równie szybko jak powstała.
-Nie musiałeś Shadow. - powiedziałam wstając.

<Shadow?>

OD Vigo CD Karou

- To było niezwykłe. - zrobiłem kilka kroków w stronę dziewczyny.
Czułem się jakbym podchodził tygrysa. Karou obserwowała uważnie każdy mój ruch. Wreszcie uznałem, że zbliżyłem się dostatecznie.
- Chciałbym przyjrzeć się tatuażom na twoich dłoniach. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego.
- I nie zobaczysz! - warknęła cicho, odsuwając się ode mnie na bezpieczną odległość.
- Przecież cię nie ugryzę. Jesteś tajemnicą, którą pragnę odkryć.
- Trzymaj się z daleka. - zarumieniła się delikatnie.
Westchnąłem w duchu. Intrygowała mnie. Niestety sprawdzone metody nie skutkowały albo dziewczyna była tak oporna. Mogłem się poszczycić zdobyciem wielu serc, nawet tych najbardziej niedostępnych. Z Karou sprawy miały się inaczej. Za punkt honoru postawiłem sobie, że poderwę niebieskowłosą. Będzie ukoronowaniem mojej kolekcji. Powoli zbliżyłem się po raz drugi.
- Karou, przecież wiesz, że nie zdołałbym cię skrzywdzić. - powiedziałem spokojnie, patrząc ofierze prosto w oczy.
Nadal obserwowała mnie podejrzliwie.
- Postąpiłem nierozważnie, a ty prawdopodobnie uratowałaś mi życie, Jestem ci za to wdzięczny. - niespodziewanie ująłem jej rękę w swoje - Masz delikatną skórę. 
Zaskoczona dziewczyna odsunęła się o kilka kroków, wyrywając przy okazji rękę z mojego uścisku.

<Karou? Uciekniesz?>

OD Mir CD Argona

Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Taki mam zamiar. - odwróciłam się do diablicy - Z Lirael łączą mnie pewne niezałatwione sprawy. Zajmij się nią, a braciszka zostaw na deser. Jeśli wykonasz zadanie, dostaniesz w zamian spokój. Wieczny. - zaśmiałam się cicho.  - Tymczasem Argono. - uniosłam rękę w geście pożegnania i zniknęłam łowczyni z oczu. 
Przybrałam postać wiatru pachnącego łąką o poranku. Szukałam pewnego znajomego, który gdzieś się tu ukrywał. Chciałam przekonać go, by pomógł w pozbyciu się mojej dawnej rywalki. Westchnęłam. Niestety nawet jako diablica nadal spędzała sen z powiek Gabrielowi. Myślał o niej po tylu tysiącleciach... To nie potrwa długo, jeśli plan się powiedzie...

<Argona?>

OD Shadow'a CD Lirael

Spędziliśmy z Lirael miły wieczór, snując plany na przyszłość. Spojrzałem na zegarek, z którym diablica miała tyle problemów.
- Jest późno kotku, powinienem już iść.
- Musisz? - przeciągnęła się kusząco i ziewnęła dyskretnie.
- Widzisz? Jesteś śpiąca.
- Nie zapominaj, że diabły nie śpią tylko...
- ...zapadają w trans. - dokończyłem i pocałowałem dziewczynę w czoło - Wiem kochanie. Niestety ja muszę się wyspać.
- Przecież jutro sobota, nie ma zajęć. Co kombinujesz?
Uśmiechnąłem się z miną pokerzysty.
- Nic kotku. Jutro mam kilka spraw do załatwienia.
- Mam nadzieję, że nie wpakujesz się w żadne kłopoty. - przewróciła się na brzuch i machała nogami jak mała dziewczynka.
- Obiecuję. Dobranoc i śpij dobrze. - pocałowałem ją na pożegnanie.
- Nie możesz spać ze mną? - spytała rozżalona.
- Nie dzisiaj. Dobranoc. - pospiesznie wyszedłem, chcąc uniknąć dalszych pytań.
Lirael była bystra i z pewnością zaczęła coś podejrzewać. Jak najciszej skierowałem się do swojego pokoju. Z szafy wyjąłem swój długi płaszcz - nieodłączny przyjaciel wszystkich chcących skryć się w mroku. Zabrałem jeszcze kilka niezbędnych drobiazgów i wyszedłem z pokoju na ciemny korytarz. Nie było potrzeby zapalania światła. Poza tym nie chciałem wzbudzać niczyich podejrzeń. Wstępując do Akademii, obiecałem sobie, że będę uważnie obserwował Argonę. Stanowiła spore zagrożenie i nie wolno było jej lekceważyć. Dyskretnie zakradłem się w pobliże jej pokoju i czekałem. Nad ranem wyszła ze swojej kryjówki rozpoczęła kolejny dzień. Nie wiem czy mnie nie dostrzegła, czy tylko udawała. Przez cały dzień stanowiłem jej cień. Obserwowałem również jak w lesie spotkała niebieskowłosą dziewczynę. Na moich oczach rozegrała się scena pełna gniewu i zaskoczenia, kiedy do kłótni dołączył jakiś młokos. Zgubiłem ślad Demonicy dopiero, kiedy dziewczyna z tatuażami na rękach odesłała Argonę, jak powiedziała, do pokoju łowczyni. Postanowiłem to sprawdzić. Przed samym powrotem do Akademii zasięgnąłem języka u własnych informatorów i dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy. Argona zawiązała sojusz z Archaniołem i planowała pozbyć się kilku uczniów, w tym Lirael. Czym prędzej pospieszyłem do Diablicy. Musiałem ją ostrzec!

<Lirael?>

piątek, 20 czerwca 2014

OD Shina CD Tanatos

- Jesteś młoda skarbie. Całe życie przed tobą. - babcia uśmiechnęła się do własnych wspomnień. Nagle potrząsnęła głową - Gdzie moje dobre wychowanie. Jestem Mari Rottos, a tobie jak na imię?
- Nazywam się Tanatos Argent. - skrzywiła się nieznacznie, wymawiając nazwisko - Shin opowiadał mi o pani.
- Naprawdę? - starsza kobieta rzuciła mi podejrzliwe spojrzenie - Mam nadzieję, że nic złego.
- Babciu...!
- Podobno w przeszłości - dziewczyna ruszyła mi na ratunek - nazywano panią Pogromczynią ze Srebrnej Góry.
- Stare czasy, skarbie, stare czasy. - machnęła ręką, jakby chciała odgonić natrętną muchę - Dość tego gadania ptaszyny, na pewno jesteście głodni. Właśnie upiekłam szarlotkę. - podeszła do potężnego pieca kaflowego - Niestety nie ma na wyspie jabłek. Co to za szarlotka bez jabłek. - powiedziała z żalem, wyjmując z czeluści pieca wspaniale pachnące ciasto - Mam nadzieję, że wam zasmakuje.
Oboje z Tanatos przyglądaliśmy się jak Mari kroi każdemu spory kawałek wypieku.
- Częstujcie się moje ptaszyny.
Ciasto było wspaniałe. zjedliśmy wszystko do ostatniej okruszyny. Babcia strzepnęła fartuch i wstała ociężale z krzesła.
- Pomóż mi kochanie, - zwróciła się do Tanatos - a ty Shin idż po wodę. Trzepa pozmywać naczynia.
Uśmiechnąłem się ukradkiem. Wziąłem spore wiadro i wyszedłem bez słowa z domu. Babcia, mimo wieku nadal niejednego potrafiłaby zaskoczyć zwinnością. Podejrzewałem, że ma coś ważnego do omówienia z dziewczyną, dlatego znalazła mi zajęcie. Nadal uśmiechając się od ucha do ucha ruszyłem w stronę gęstego lasu. W pobliżu dostrzegłem niewielką rzeczkę. Tymczasem w Mari postanowiła poruszyć delikatny temat.
- Tanatos, kochanie, wybacz, że chciałabym porozmawiać tak otwarcie. Jesteś w... ciąży z Shinem. Z mojej strony możecie liczyć na pomoc i opiekę. Mam również kilka magicznych talentów, które mogą się przydać. Mój wnuk to dobry chłopak i ręczę za niego, że dobrze zajmie się tobą i dzieckiem. Chciałabym poznać twoje zdanie, skarbie. Co zamierzasz?

<Tanatos?>

Od Michael Cd Lirael

Zmieniłem się w chmurę dymu i po chwili byłem w swoim pokoju. Wszystko było porozrzucane na ziemi, a koło drzwi stała z nieprzyjemną miną dyrektorka. Ta... otworzyła drzwi za pomocą czarów.., ale to oryginalne. Machnąłem ręką i po chwili w pokoju był już porządek. Myśli kłębiły mi się w głowie jak tornado. Kierowałem się do wyjścia, ale ręka kobiety zatrzymała mnie. Była zacieśniona na moim nadgarstku.
- Panie Infernum musimy poważnie porozmawiać. Jest pan w Akademii dopiero kilka godzin, a już pan złamał sporo zasad.
- Nie będę teraz z panią rozmawiać. - przerwałem jej chamsko - Mam do wyjaśnienia bardzo ważną sprawę rodzinną. Więc niech pani łaskawie puści moją rękę. Bo nie chcę pani zrobić krzywdy, a tak się stanie, jeżeli w tej chwili nie puścisz mnie! - puściła dopiero kiedy trochę ją poparzyłem i zmieniłem się w dym kierując się do pokoju mojej siostry. Leżała na łóżku i patrzała się w sufit. Nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności. Pojawiłem się kolo okna.
- Czy to prawda. - podskoczyła na łóżku.
- Och, to ty Michael. Nie strasz mnie tak. O co ci chodzi "czy to prawda"?
- Czy to prawda, że chcesz wrócić do nieba. - mój głos był łagodny i opanowany - I że twoja diabelska natura została przyćmiona?
- Tak, to prawda. - westchnęła - Skąd się tego dowiedziałeś? Myślałam, że nikt o tym nie wie.
- Przypadkiem miałem spotkanie z Archaniołem Urielem i on mi to powiedział. Czemu mi o ty mnie powiedziałaś? Wiesz, że pomimo, że jestem diabłem, kocham cię naprawdę mocno i nie chcę, żeby coś ci się stało.
- Bałam się, że nie zrozumiesz, że zabijesz Shadowa i że Lucyfer się o tym dowie i znowu mnie zamknie. Wybacz, ja też ciebie kocham jak brata, ale bałam się. Ja naprawdę chcę tam wrócić. - podszedłem do niej i ją przytuliłem.
- Ode mnie nikt się o tym nie dowie. Nie martw się o to. A jeśli ojciec się pojawi, żeby cię zabrać stanę za tobą murem nawet, jeżeli miałby mnie zabić. A jeśli chodzi o łowcę, jeśli cię skrzywdzi to na pewno go zabiję. Pomimo wszystko pamiętaj, że nawet jak będziesz Archaniołem to i tak będziesz moją małą siostrzyczką.
- Dziękuję ci naprawdę i nie zapomnę, że jestem twoją malutką siostrzyczką. Chociaż na prawdę mam o wiele więcej lat, więcej od ciebie. - zaśmiała się.
- Cicho i tak jesteś młodsza, a ja i tak będę cię bronić pomimo wszystko. Tylko jak już będziesz tym Archaniołem, nie zabij mnie. Mogę zginąć w twojej obronie, ale nie od ciebie. Nie chcę stracić tego kawałka serca którym kocham ciebie i Darkness.

(Lirael i tak jesteś moją małą siostrzyczką)

Od Michael Cd Darkness

Otuliłem moją słodką Dark mocno ramionami i ucałowałem w czubek głowy.
- Jeśli tylko zapragniesz kochanie. Wiesz, że dla ciebie zrobię wszystko.
- Cieszę się, że znów jesteś przy mnie. Bardzo tęskniłam za tobą. - wtuliła się we mnie jeszcze mocniej. Pogłaskałem ją po pięknych włosach i westchnąłem.
- Wiem kochanie, że bardzo długo mnie nie było, przepraszam. Bardzo cię kocham skarbie i postaram się już nigdy nie zrobić czegoś takiego.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. Obiecuję, a jak już będę musiał to ci powiem, a jak będziesz chciała to wezmę cie ze sobą. Tylko wątpię, żebyś chciała, bo w piekle dla takich osób jak ty nie jest przyjemnie.
- Czyli jakich osób?
- O takim łagodnym charakterze jak ty skarbie. No i ogółem nie jest tam miło. - leżeliśmy na podłodze całkiem nadzy. Moja słodka Darkness wtulała się we mnie. Przy ścianie za nami coś lub ktoś zaczął się pojawiać. Po chwili dojrzeliśmy że to Castiel się pojawił. Miał niezadowoloną minę. Szybko zakryłem dziewczynę kołdra i schowałem za siebie.

(Darkness?)

Od Alana Cd Fatin

- Już wcześniej proponowałem miejsce. - powiedziałem. - Teraz ty.
- Nie boisz się, że wybiorę jakieś straszne miejsce? - Fatin uśmiechnęła się szelmowsko.
Przewróciłem oczami i westchnąłem.
- Chodź na Jezioro Bringen. - powiedziałem w końcu.
- A po co akurat tam? - zapytała dziewczyna.
- Nic nie mów tylko chodź. - uśmiechnąłem się i skierowałem na jezioro.
Jak już dotarliśmy usiedliśmy na skraju pomostu.
- Wyjaśnisz mi po co tu przyszliśmy?
- To nieważne.
Fatin prychnęła. Między nami znalazł się jakiś ptak. Przyjrzałem mu się trochę. On przyjrzał się mojej towarzyszce, zaczął ćwierkać po czym odleciał.
Uśmiechnąłem się w jego stronę.
- Czemu się uśmiechasz? - spytała.
- Bo on coś mi powiedział. - odparłem. - Chcesz wiedzieć co?
Kiwnęła głową.
- Powiedział, że jesteś piękna.

<Fatin? Nie śmiej się z Alana. Proszę>

Od Luasa CD Kendra

-Tak, miejsce jak z bajki- przyglądaliśmy się zachodowi w milczeniu zachwyceni tym widokiem.- Chociaż widziałem coś piękniejszego
-Co?
-Może kiedyś ci powiem
-Już się boje
-Hmm..... raczej nie powinnaś
-Spójrz Wielki Wóz
-Tam Mały, czyli gdzieś tam będzie Gwiazda Polarna- wskazałem na jedną z gwiazd
-A tam spadająca gwiazda!
-Pomyślałaś życzenie?
-Tak
-Jakie?
-Nie mogę ci powiedzieć bo się nie spełni
-Dobra-rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas, wracaliśmy gdy było już całkiem ciemno- Odprowadzić Cię?

<Kendra?>

Od Darkness Cd Michael

Gdy zobaczyłam ojca mina mi zrzedła. Tyle razy mu mówiłam, że ma pukać zanim wejdzie do pokoju! Opuściłam wzrok zawstydzona. Nieśmiało złapałam za rękę Michaela.
- Tato... - zaczęłam.
-Nienawidzę diabłów - przerwał mi Cass. - Tam gdzie jesteście to same problemy. W takich chwilach jak ta żałuję, ze nie jestem Archaniołem. Zmieniłbyś się w czarną bezkształtną kałuże, a potem bym cię spalił, by nikt nie mógłby cię wskrzesić.
Posłali sobie mordercze spojrzenia.
-Ja również cię nienawidzę - powiedział bezwstydnie Michael. - zabiłbym cię z wielką chęcią, ale tego nie zrobię przez wzgląd na Darkness.
,,Ale nie jesteś jej prawdziwym ojcem'' - usłyszałam cichą myśl Michaela. Fakt... zabiłam mojego prawdziwego ojca kilka lat temu, a Castiel mnie adoptował ratując przed schroniskiem dla zmiennokształtnych. Traktowałam go jak ojca, a on mnie jak córkę, mimo, że on był Aniołem.
- Przez was straciliśmy wiele Aniołów - powiedział Castiel. - Oraz jedną z najlepszych Archaniołów.
-Kogo? - zastanowiłam się na głos.
-Lirael - powiedział z westchnieniem Anioł.
Zapadła grobowa cisza, zauważyłam, że mam już na sobie ubranie ( dzięki Cass ) i wyszłam z spod kołdry. Spojrzałam na Michaela, on również wyszedł, miał ubranie na sobie i... jego oczy dziwnie błysnęły, wyrosły nagle błoniaste skrzydła, ogon i rogi. Castiel miał delikatną aureolę i pierzaste, białe skrzydła. Poczułam się obca.
-To moja siostra - powiedział Michael.
-Nie jest, niebyła i nigdy nią nie będzie - głos Cass'a był nadal spokojny.
-Stworzył ją Lucyfer - upierał się mój chłopak.
-Stworzył ją Bóg, a Lucyfer ją porwał i razem z Lilith zmienił w jedną z was.
-Jakoś nie narzeka - prychnął.
- Twój ,,ojciec'' ją torturował, teraz ona zadaje ból.
-I...? - Michael sprawiał wrażenie zirytowanego.
-Niebiosa chcę ją z powrotem. Moi bracia ją chcą widzieć w niebie, wolną i szczęśliwą.
-Jest szczęśliwa w piekle!
-Nie jest. W pełnię Michał zejdzie na ziemię, ona wróci do domu.
-Zamknij się Aniele - burknął Michael.
-Nie możesz mi nic zrobić - powiedział Castiel.
-Nie? - uśmiechnął się łobuzersko.
-Nie póki jest tu Archanioł - na twarzy ojca wstąpił lekki uśmiech. - Uriel.
Odwróciłam się, przy drzwiach stał mężczyzna ze złotymi skrzydłami i przyglądał się bez cienia zaciekawienia kłótni. Nie zauważyłam go wcześniej. Michael zrobił wielkie oczy.
-Lirael jest siostrą Michała - powiedział Uriel. - Ale tego na górze.
Głos Archanioła był głęboki i przyjemny dla uszu a przynajmniej moich. Michaela denerwował, a Castiela nie obchodzi ( pewnie się już nasłuchał).
-To co jej zrobił Lucyfer... uch... Siostra Michała cierpi, jej diabelna natura jest teraz przyćmiona, ale może powrócić...
-Jak to przyćmiona?! - Michael podniósł głos.
-To dzięki łowcy, obudził w niej tęsknotę do domu. Jesteśmy mu wdzięczni.Chyba powinieneś wrócić do domu Michaelu.
Michael posłał mu mordercze spojrzenie.
-Do jutra Dark - powiedział i rozpłynął się w powietrzu.
-Powinienem pójść do Lirael, ale nie teraz. Nie chcę jej przeszkadzać - powiedział Uriel do Castiela.
-Tak, powinieneś - przytaknął ojciec.

<Michaelu? Co porabiasz tam?>

Od Karou do Argony i Vigo

Dziewczyna, która przypuściła na mnie atak zmieniła się w demona, instynktownie to wyczułam. Stała teraz za plecami Vigo przykładając mu do pleców katanę.
-Odsuń się od niej.-warknęła, Vigo nie chciał ustąpić. 
Wtedy ja wstałam w mgnieniu oka, otworzyłam zaciśnięte do tej pory w pięści dłonie i skierowałam je w stronę demona. Tatuaże oczu w kolorze głębokiego indygo znajdujące się po wewnętrznej stronie moich dłoni prawie eksplodowały strumieniem niewidzialnej energii, która sprawiła, że demon wypuścił z rąk katanę, która upadła na ziemię. Ręce istoty rozłożyły się na boki, głowa odchyliła do tyłu, a oczy zaszły szarą mgłą.
-Na taki ból chyba jednak nie jesteś odporna. - powiedziałam trzymając wyprostowane ręce z otwartymi dłońmi skierowanymi w jej stronę, jej ciało zaczynało trząść się w konwulsjach. - Ta magia jest starsza niż Twoja. I mam nadzieję, że wiesz, co to obrona własna. Ja nie zaatakowałam pierwsza. A poza tym, obiecałaś, że mnie nie zabijesz. Jesteś demonem. - powiedziałam. - A teraz pozwolisz, że "odprowadzę" cię do twojego pokoju. - dodałam "puszczając" ją i wysyłając ją razem z jej kataną do jej pokoju. Usiadłam na trawie rozmasowując nasadę nosa.
-No nieźle.. Co to było...?! - usłyszałam głos lekko zdezorientowanego i przestraszonego Vigo.
-Nie Twoja sprawa. - warknęłam wstając i oglądając moje tatuaże. Nadal były ciepłe. Vigo odsunął się ode mnie.
-Kim Ty jesteś Karou? - spytał patrząc na mnie.
-Niech Cię to nie interesuję. - powiedziałam dotykając opuszkami palców mojego naszyjnika- rozwidlonej kostki.
-Jesteś córką dymu i kości, tak? - spytał. - To znaczy Twoje imię,
prawda?
-Karou znaczy "Nadzieja". - powiedziałam, spoglądając mu w oczy. 
W końcu zmarszczyłam brwi i odwróciłam głowę. Byłam zła, że z taką łatwością opowiadam o sobie komuś obcemu. Odwróciłam się naciągając na głowę kaptur bluzy i poszłam.
-Zaczekaj! - krzyknął za mną Vigo. Stanęłam i odwróciłam się szybko, wycelowując w niego palec. Chłopak skulił się.
-Nie bądź głupi. - warknęłam. - Tobie nic nie zrobię. W każdym razie, czego chciałeś?
<Vigo?>

czwartek, 19 czerwca 2014

Od Argony do Vigo i Karou

- Kretyn - warknęłam - Chcemy pozabijać się nawzajem, a ty dokładasz swój nędzny mały sztylecik mieszańcu! Zabieraj tą zabawkę i spierda**
Nie lubiłam, gdy podczas rozprawy z jednym celem pojawiał się inny. I to jeszcze z takimi debilnymi pomysłami. Potrójny pat. Bezsensu. Na mojej szachownicy za białym i czarnym gońcem stoi damka, za damką król. Różowy król.
- Jakbyś nie widziała to ja aktualnie mogę wydawać polecenia - głos chłopaka był szyderczy i nieprzyjemny. Drażnił mnie.
Dziewczyna nade mną zaczęła się trząść ze wściekłości. Nie dziwię jej się. Uznałam, że to wyjątkowa sytuacja. Wyjątkowa i bardo nieprzyjemna. Drażnił mnie paskudny odór dwóch hybryd w jednym miejscu.
Pozwoliłam, by moje ciało przybrało niematerialną formę i rozwiało się w czarny dym. Po chwili stałam za plecami kretyńskiego chłopaka z kamienną miną przykładając katanę do jego pleców. Jeszcze przez chwilę w moich oczach lśnił czarny pentagram, ale wkrótce stały się normalne. Nienawidziłam mojej demonicznej formy. Formy, która sprawiała, że nie mogłam zginąć.
- Odsuń się od niej - powiedziałam spokojnie.

(Vigo? Karou?)

Od Kendry CD Lukasa

Spojrzałam na moja bluzkę i zaczerwieniłam się lekko. "Odkleiłam" ją od ciała.
-Zdarza się. Ale oczy mam trochę wyżej.-powiedziałam i teraz na twarz Lukasa wpełzł rumieniec. Strzepnęłam ręce, wyszeptałam pojedyncze słowo i zaczęłam przesuwać dłońmi nad ubraniem susząc je za pomocą czarów.
-Ciebie też wysuszyć?-spytałam.
-Jak możesz.-powiedział uśmiechając się lekko. Podeszłam bliżej niego i zaczęłam przesuwać dłońmi nad jego ubraniem i po chwili on też był suchy.
-Dzięki.-powiedział.
-Ni ma za co.-odparłam zakładając za ucho kosmyk włosów. Zaczynało już zmierzchać, usiedliśmy oboje na brzegu stawu i zapatrzyliśmy się na tafle wody, na której odbijało się czerwone Słońce.
-Pięknie tutaj.-powiedziałam, a wiatr zaszumiał w ślicznie ukwieconych drzewach.
 
<Lukas?>



Od Lirael Cd Shadow

-Myślisz, że...?
-Nie, starzejesz się, staruszku. - zaśmiałam się przerywając mu.
Na jego twarzy pojawił się dziwny grymas, przez który śmiałam się jeszcze chwilę.
Spojrzał na mnie posępnie, ale wiedziałam, że w duszy się z tego śmieje. Cmoknęłam go w policzek.
- Naprawdę do twarzy ci z tym. - powiedziałam. -Zimno mi.
-Tobie nigdy nie jest zimno, masz ognistą krew.
-Wiem, ale myślałam, że tym cię oderwę od lustra i wrócisz do łóżka przytulając mnie.
-Więc chodź. - położył się na łóżku, a ja obok niego.
-Mamy piętnaście dni - powiedziałam.
-Do czego?
-Do pełni, do przybycia Gabriela, Rafaela i Michaela, trójca najważniejszych.
Mruknął coś w odpowiedzi. Westchnęłam i podniosłam się na łokciu i zaczęłam wycinać na swojej skórze runy, o których mówiłam wcześniej. Potem błysnęły i zniknęły... jak zawsze.
-Póki nie jestem aniołem wolę nie ryzykować. - powiedziałam, widząc jego zdziwioną minę.
-Masz rogi. - stwierdził.
-Błoniaste skrzydełka i ogonek w prezencie. - zakpiłam.
-Ale naprawdę...
-Jestem diabłem, skarbie. To przez runy.
-Do twarzy ci w nich, ale jakoś nie widzę skrzydełek i ogonka.
Uśmiechnęłam się do niego.
-Szkoda. - powiedziałam, machając długim czerwonym ogonem zakończonym grotem. - Skrzydeł nie rozwinę, nie zmieszczą się tu.
Powiedziałam, a on nadal patrzył na moje rogi, zerkając kątem oka na ogon.

<Shadow?>

OD Vigo CD Karou, Argona

Patrzyłem jak niebieskowłosa znika w oddali. W myślach nadal powtarzałem sobie jej imię. Nagle mnie olśniło. Czy przypadkiem "Karou" nie znaczy w dosłownym tłumaczeniu zrodzona z dymu i kości? Dziewczyna zaczęła mnie coraz bardziej intrygować. Postanowiłem w przyszłości ponowić próbę nawiązania znajomości. W końcu zdradziła swoje imię, które również wiele mówi o człowieku. Uderzyłem otwartą dłonią w czoło. No, tak, przecież w tej szkole prawie nikt nie jest człowiekiem... Wolnym krokiem wróciłem do Akademii. Postanowiłem zmusić się  i pójść na lekcje, z ciekawości. Czegóż to uczą w tak niezwykłej szkole wybryki natury podobne do mnie. Niestety rozczarowałem się. Lekcje prowadzono normalnie, jak w każdej szkole. Jedynie poruszane tematy odbiegały mocno od normy... Po męczących godzinach spędzonych na wysłuchiwaniu tego i owego, postanowiłem przejść się do lasu. Lekki wiatr przegonił chmury, odsłaniając błękitne niebo. Wziąłem głęboki wdech, ciesząc się słodkawym, orzeźwiającym zapachem żywicy i słuchając świergotu ptaków. Wkroczyłem w przyjemny półmrok gęstego lasu. Spacer zapowiadał się przyjemnie. Nagle gdzieś w oddali usłyszałem strzępki przyciszonej rozmowy. Od tej chwili stawiałem kroki ostrożnie i bezszelestnie. Udało mi się zakraść niepostrzeżenie i zaobserwować ciekawą sytuację. Karou siedziała okrakiem na brunetce, która przykładała nieieskowłosej katanę do brzucha. Pierwsza nie pozostając dłużna trzymała ostrze sztyletu tuż przy gardle nieznajomej.
- Jestem demonem. - poczułem dreszcz na plecach. 
Postanowiłem troszkę się zabawić. Korzystając z okazji, że obie panie były sobą zajęte, bezszelestnie pojawiłem się tuż nad głową czarnowłosej i za Karou. Obu dziewczynom przystawiłem własny sztylet z rzeźbioną runicznie rękojeścią. Kocham iluzje! Obie przypatrywały mi się zaskoczone
- Jak zamierzacie rozwiązać swój mały konflikt? - zapytałem rozbawiony.

<Karou? Argona?>

środa, 18 czerwca 2014

Od Lukasa CD Kendra

- Poddaj się, ze mną nie wygrasz!
- Aleś pewny siebie.
- Bo ja nigdy nie przegrywam. -po krótkiej wymianie zdań znów zaczęliśmy się chlapać wodą. 
W mojej głowie zaczęły wirować pomysły jakby tu wygrać. W końcu, gdy już miałem gotowy plan, wtoczyłem go do akcji. Najpierw większą falą zaatakowałem Kendrę. Ona zamknęła oczy, a ja w tym czasie pod wodą podpłynąłem do niej. Gdy byłem już wystarczająco blisko chwyciłem ją w talii i zanurkowałem.
-Teraz przyznaj, że wygrałem. - powiedziałem, gdy w końcu się wynurzyliśmy.
- No dobra, dobra. Wygrałeś. - puściłem ją.
- Mówiłem, że zawsze wygrywam. - powiedziałem i roześmialiśmy się.
- Chyba wypadałoby wyjść.
- Mhm... Dobra. - wyszliśmy z wody, byliśmy cali mokrzy.
- Następnym razem nie wygrasz.
-Tia.. Pomarzyć sobie możesz. - powiedziałem i odwróciłem głowę w kierunku Kendry, zamurowało mnie
- Co się tak patrzysz?
- Emm.. Bo... Twoja bluzka jest mokra.... I ...

<Kendra?>

OD Shadow'a CD Lirael

- Trudny wybór. - przyciągnąłem diablicę do siebie - Od pewnego czasu budzi się w tobie dusza Anioła. Może jednak zaryzykujemy? - uśmiechnąłem się lekko i musnąłem usta dziewczyny.
- To jak? Czekamy? - nie dawała za wygraną.
- Czekamy. Zrobię wszystko co w mojej mocy, by ci pomóc, kotku.
Lirael nie odpowiedziała, tylko wbiła zdumiony wzrok w czubek mojej głowy.
- Coś nie tak? - zmarszczyłem brwi.
- Twoje włosy, zaczynają siwieć.
Delikatnie odsunąłem dziewczynę, i podszedłem do lustra. Rzeczywiście kilka kosmyków zrobiło się zupełnie białych. Złapałem je w dwa palce.
- Ciekawe. - wyszeptałem.
Lirael podeszła do mnie bliżej i przyjrzała się krytycznie.
- Do twarzy ci w nich. - uśmiechnęła się rozbawiona, widząc moją zakłopotana minę.
- Od pięciuset lat nie mam ani jednego włoska. - parsknęła śmiechem i pogłaskała mnie po policzku.
- Nie martw się, można je zafarbować.
- To nie to. Od czasu, kiedy wspomniałaś o swojej przeszłości, postanowiłem ci pomóc. Chyba przechodzę kolejną metamorfozę... Czuję jakby coś we mnie kiełkowało. W dużej mierze jestem demonem i nie mam duszy. Może...
- Może miłość jest wstanie wiele zmienić. - powiedziała zagadkowo.

<Lirael, co się dzieje?>

Od Argony do Karou

- Pchnij. - uśmiechnęłam się kpiąco, patrząc odważnie w zielone oczy z pionowymi źrenicami.
Nóż mocniej przywarł do gardła, ale nie przeciął go. To był błąd.
- Szkoda - mruknęłam, a z mojej twarzy zszedł uśmiech - W takim razie zejdź ze mnie.
- Czemu miałabym to zrobić? Nadal nie odpowiedziałaś no moje pytanie!
- Jeśli tego nie zrobisz zginiesz teraz - odparłam beznamiętnie - Jeśli to zrobisz zabiję cię później. A może pozwolę żyć? Hybrydo...
- Niby jak zginę! To ty zginiesz! - była wściekła, ciekawiło mnie tego źródło
- Nie rozumiem, czemu tego nie czujesz - odsłoniłam kły w diabolicznym uśmiechu - Do twojego brzucha przylega koniec ostrza mojej katany. Jeżeli teraz poruszysz ręką ona zagłębi się w twoje ciało.
- Jaką mam gwarancję, że dotrzymasz umowy? - syknęła dziewczyna
- Jestem demonem - ucięłam, cały czas patrząc jej w oczy.

(Karou?)

Od Darkness Cd Michael

Spojrzałam wielkimi oczami na Michaela, a on oczywiście tylko pstryknął palcami i znaleźliśmy się w moim pokoju, w domu w lesie, gdzie mogliśmy spokojnie kontynuować Jęki przerodziły się w coś więcej po orgazmie. Moje struny głosowe na całe szczęście były bardzo wytrzymałe. Poczułam jak jego ciemna krew spływającą po moim łokciu - wbiłam w niego mocno pazury. Uśmiech z jego twarzy nie znikał. Mimo, że moje łóżko było duże i tak z niego spadliśmy, nie przestając. Mój kot Loki uciekł przestraszony z pokoju. Michael jednak skupiał całą swoją uwagę na mnie. Po kwadransie wymęczeni leżeliśmy na podłodze. Nie mogliśmy złapać tchu. Przytuliłam się do niego.
-Powtórzmy to jutro, było bosko - powiedziałam.

Michael?

OD Tanatos CD Shin

Weszliśmy do środka i usadowiliśmy się na kanapie w salonie. Czułam się bardzo dziwnie przebywając przy babci Shina. Kobieta zrobiła nam herbatę, mi z miodem i kazała wypić puki ciepła. Smutek przepełniał całą mnie. Nie pożegnałam się z Lenobią, a nawet nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę. Z innej strony byłam szczęśliwa, że jestem tu z moim ukochanym i nic nam nie grozi. Że cieszy się, że będzie ojcem i chce się ze mną ożenić. Wpatrywałam się w obraz, który wisiał nad kominkiem. Były na nim dwa wilki jeden czarny, drugi miał jakby złotą sierść. Wyły razem do księżyca. Wyglądały na smutne, jakby kogoś im odebrano.
- Hej co ci jest? - Shin chwycił w obie ręce moją twarz i zmusił, bym popatrzała mu w oczy. - Maleńka co cię tak gryzie?
- Nie pożegnałam się z Lenobią.... Nawet nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę i... chciałabym, żeby była przy mnie razem z tobą i mnie wspierała. Nawet nie wiem czy jest na mnie zła, że uciekłam czy nie. - łzy zaczęły mi płynąć po policzkach, a on przyciągnął mnie do siebie i głaszcząc mnie po głowie pozwolił się wypłakać.
- Wszytko będzie dobrze zobaczysz się z nią jeszcze, obiecuję. Na pewno nie jest na ciebie zła, bo sama kazała mi cię zabrać z daleka od nich.
- Naprawdę... kazała ci mnie zabrać?
- Tak, jak już wybiegliśmy z sali usłyszałem jej głos w głowie. Powiedziała cytuję "Zabierz ją daleko stąd. Niech ma normalne życie...". Ona naprawdę cię kocha, inaczej nie powiedziałaby mi tak. - uśmiechał się do mnie, a po moich policzkach zaczęła płynąć następna fala łez. Wtuliłam się jeszcze mocniej w niego i szlochałam.
- Hej co ci jest, dlaczego płaczesz? - miła dłoń babci Shina teraz leżała na moim ramieniu delikatnie masując je.
-Przeżywa, że nie zdążyła się pożegnać z Lenobią, jej mamą. - chłopak delikatnie głaskał mnie po głowie. Jego ciepło koiło mój smutek.
- Kiedyś była tu jakaś Lenobia jakieś dwadzieścia lat temu, ale na pewno nie mówimy o tej samej, bo tamta była kapłanką. Uciekła przed pozostałymi kapłankami. Była bardzo smutna, bo zabrali jej córeczkę i nawet jej nie mogła widywać z oddali. Była tu jakiś czas, pomagała mi, ale znalazły ją i znów zabrały do siebie.
- Lenobia uciekła od nich jak mnie jej zabrali? Nie powiedziała mi o tym. Z resztą nie miała nawet czasu mi tego powiedzieć.
- Jesteś córką kapłanki? - kobieta najwyraźniej była bardzo zdziwiona.
- Tak i sama nią jestem, ale można uznać, że nie pełnoprawną, chociaż uczyłam się do tej roli całe życie. Nie chciałam tego, ale one nie słuchają odmowy. Przynajmniej wczoraj dowiedziałam się, że byłam wychowywana przez obcych, których nienawidzę. - otarłam łzy i usiadłam normalnie na kanapie. Kobieta coś powiedziała...

( Shin dziękuję za wszystko.)

wtorek, 17 czerwca 2014

Od Fatin CD Alana

Uszykowałam się już do dłuższego wykładu, gdy zobaczyłam, że moja pomarańczowa sukienka od mamy jest podarta. Zaklęłam po arabsku i zaczęłam oglądać rozdarcie. Alan patrzył na mnie zdziwiony.
-Coś się stało?-spytał z lekkim uśmiechem.
-Rozdarłam sobie ulubioną sukienkę.-warknęłam wydymając wargi.
-Nie zszyjesz jej?-spytał, ale ja tak na niego spojrzałam, że wolał się już nie odzywać. Przeciągnęłam palcami po rozdarciu, a po chwili już go nie było.
-No i po co tak rozpaczałaś?-spytał, jednak ja na powrót spiorunowałam go wzrokiem.-Nie wolisz używać czarów do czegoś pożyteczniejszego?-spytał.
-Do czegoś takiego jak...?
-No nie wiem... Do pomocy innym...?
-A od kiedy ty taki współczujący jesteś?-spytałam z ironią.
-Ok, może powróćmy do Twojej chorej teorii.-powiedział.
-Teraz to już nie ważne. Nie było tematu.-powiedziałam.-Co teraz robimy?-spytałam.-Zaproponuj coś, Elfie.

<Alan? Sorry, mam zaćmienie umysłu spowodowane wysilaniem się na koniec roku (coś typu fizyka, z której i tak dostałam 4 x..x)>

Od Kendry CD Lukasa

-Jasne.-powiedziałam uśmiechając się i siadając.
-Która już godzina?-spytał.
-Pół do szóstej.-odparłam.-Trochę długo spałeś.-powiedziałam.
-Tylko troszeczkę.-zaśmiał się.
-Taak, bywało, że spało się dłużej.-także się zaśmiałam.
Rozmawialiśmy potem wspominając śmieszne historyjki ze swojego życia. Akurat opowiadałam o mojej cioci, która niechcący wypuściła z klatki chochliki zachwiałam się i wpadłam do wody. Próbując złapać równowagę pociągnęłam też za sobą Lukasa. Na szczęście nic nam się nie stało, ale byliśmy cali mokrzy. Ja pierwsza wynurzyłam się z wody, Lukas nie wynurzał się jeszcze przez chwilę, aż w końcu zorientowałam się, że on coś knuje, no i po chwili pociągnięta za nogę znowu wylądowałam w wodzie.
-Osz Ty!-zaśmiałam się, gdy się wynurzyłam, Lukas zrobił niewinną minę i wzruszył ramionami.
-No co?-spytał i zaczęliśmy chlapać na siebie wodą.

<Lukas? Nie ma to jak być mokrym XD>

Od Lirael Cd Shadow

-Nie mówiłam ci dlaczego nie mogę mieć dzieci. - spojrzałam w jego cudne oczy. - Po każdym... stosunku nakładałam na siebie runę..., dwie runy i byłam dzięki temu ''czysta''.
-A jeśli nie nałożysz...?
-Zajdę w ciążę. - uśmiechnęłam się.
Pochylił się na de mną i pocałował mnie.
-Kocham cię. - powiedzieliśmy w tym samym czasie.
Zaczęliśmy się całować.
-One będą demonami. - powiedziałam przerywając,
-Ale...
-Jeśli diabeł wiąże się z kimś z poza, jest z tego demon..., ale ja mam wysoką pozycję, więc będą Wysokimi Demonami. - posłałam mu lekki uśmiech - Chyba, że wolisz zaczekać, aż wrócę do domu i będę znów Archaniołem, wtedy nasze dzieci będą aniołami.

<Shadow?>