niedziela, 29 czerwca 2014

Od Lirael Cd Shadow

-No zajebiście - mruknęłam. - Poszedł zwiedzać piekło beze mnie.
-Lirael... - zaczął Michał.
-Wal się, idę po Shadowa.
-Czekaj, nie możesz tam iść sama. - powiedział mój braciszek.
-Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że to co powiedziałeś jest niesamowicie głupie? - zaśmiałam się i poczułam łaskotanie na ramionach... Ogień piekielny.
-No, to pa. - powiedziałam. Chwilę potem byłam już w piekle.
Ach... nie ma to jak w domu. Przeszłam przez szóstą Bramę do mojego terenu, mijając kilka diabłów uciekających mi z drogi. Moja skóra była czerwona, ale przywykłam już do tego. W ręku trzymałam mój trójząb. Poszłam szukać Shadowa. Gdy znalazłam jego trop przypałętał się jakiś pomiot...
-Pan zabrania ci iść po niego. - oznajmił - W razie konieczności mam cię zatrzymać.
-Och... braciszku... najbardziej znienawidzony przez rodzeństwo, wyrzutek. Spełnia każde polecenie tatusia, jakie to słodkie... - mówiłam pieszczotliwym głosem. - Zaraz chyba zwymiotuję siarką. - dodałam już bez pieszczenia i przyłożyłam mu w nos. A potem wbiłam w niego widły. Wyciągnął je z siebie, zaczął intensywnie krwawić, a na grotach wideł zostały płaty jego skóry. Zrobiłam kilka kroków omijając go, ale po chwili, rzucił się na mnie. Leżałam na ziemi przyciśnięta jego ciężarem. Tylko ogon miałam wolny, więc zaczęłam go nim okładać po plecach jak batem. On pazurem rozciął mi ramie, a rana szybko się zagoiła nie zostawiając nawet blizny. Przycisnął mi nóż do szyi jakby nie zważał na to, że wciąż okładam go ogonem.
-Lykoi! Bierz go! - krzyknęłam, i od razu zjawił się wierny mi ogar piekielny i rzucił się na niego. Pomniejszy diabeł zaczął uciekać z wieloma ranami, a ja pogłaskałam Lykoi'a.
-Dobry piesek. - pochwaliłam go. - Gdzie go trzymają?
Lykoi zaczął mnie prowadzić po pustyni... akurat tego miejsca nie lubiłam, wolałam moją rezydencję za pustynią. Zauważyłam mojego brata... teraz już martwego [niech spoczywa w potępieniu wiecznym], mam nadzieję, ze tatulek go nie wskrzesi. Podeszłam do poddanych, którzy trzymali jakieś słabe ciało. Poderżnęłam tym dwóm gardła i podtrzymałam niedoszłe truchło. Po zachodzie jego rany zostaną zagojone, ciało naprawione w oczekiwaniu na kolejny dzień tortur. Lykoi usiadł przy nodze i przestał niuchać, tylko szczeknął, na znak, że wykonał zadanie. Położyłam ciało na ziemi... Och... Shadow. Tutaj jego dotyk nie palił mnie. Chyba zemdlał. Lykoi wziął go na grzbiet i przed zachodem znaleźliśmy się w mojej rezydencji, przy której szwendały się demony oczekujące jakiś dusz, którymi będą mogli się zabawić. Odsunęły się w cień jak mnie zobaczyły. Jak zwykle. Służba w domu tylko się ukłoniła i również zniknęła. Położyłam Shadowa w mojej sypialni na łóżku. Ocknął się dopiero następnego ranka, kiedy akurat piłam wino z krwi dzieci w pokoju obok. Odstawiłam kieliszek i poszłam się z nim przywitać. Jego rany już się zagoiły.
-Witaj śpioszku - uśmiechnęłam się do niego, spojrzał na mnie dziwnie. - Nie poznajesz mnie?
Zmierzył mnie od stóp po głowę i nadal patrzył pytająco.
-To ja głuptasie, Lirael - położyłam się obok niego. - Stęskniłam się i zamierzam cię wyciągnąć z Piekła, zanim ci się tu spodoba. - zaśmiałam się, ale on udał, że tego nie słyszał. Cały czas gapił się na mnie.
-Czyli... tak naprawdę wyglądasz? - powiedział... w końcu.
-Tak, a co? Nie podobam ci się?



<Shadow?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz