niedziela, 29 czerwca 2014

OD Shadow' a CD Lirael

Diablicy odpowiedziała cisza.
- Shadow? - rozejrzała się niepewnie po pokoju.

***

Czułem ból... Ból i pragnienie...  Otworzyłem ciążące powieki. Straszliwe gorąco nie zelżało. Wokół panowała ciemność i cisza przerywana co pewien czas okrzykami cierpienia i błaganiem o litość. Byłem przykuty łańcuchami do rozgrzanej ściany celi. Klęczałem na lodowatej podłodze, która nie dawała ukojenia. Przeraźliwe zimno wdzierało się w głąb ciała, mieszając się z gorącem i rozpalając na nowo zadane rany. Rozłożone ramiona pozwalały mi tylko na płytki oddech. Jedynym pocieszeniem było bezpieczeństwo Lirael... Przed wejściem do jej pokoju, porozmawiałem z Archaniołem Michaelem. Obiecał przywrócić Diablicy prawdziwą postać. Niestety chwilę potem zjawił się Gabriel. Chciał pomóc Mir w pozbyciu się Liry. Na szczęście dowódca anielskich wojsk przemówił mu do rozumu, co prawda po krótkiej szamotaninie, ale z zadowalającym efektem końcowym. Zaraz potem Michał wrócił do nieba, obiecując, że zjawi się niedługo. Nie znalazłem z Gabrielem wspólnego języka i dziwię się Lirael, że dawniej go kochała. Może oboje zmienili się przez te tysiąclecia? Echo czyiś kroków przywróciło mnie rzeczywistości. Kolejna "przyjacielska" wizyta i fałszywego teścia... Kroki ucichły, a zaraz potem rozległ się przeraźliwy zgrzyt raniący uszy. W ciemności zapłonęły dwie pary czerwonych oczu.
- Odpocząłeś demonie? - szyderczy śmiech przeciął ciszę jak ostrze noża
- Nie jestem demonem... - wyszeptałem. Nie miałem siły na nic więcej.
- Nie w pełni. Jednak płynie w tobie odrobina rozwodnionej, piekielnej krwi, dlatego nie skończyłeś jak zwykli śmiertelnicy. - ponownie śmiech.
Dwa czerwone punkty zawisły zaledwie kilka centymetrów od mojej twarzy.
- Nie wiem dlaczego Nasz Pan tak dobrze cię traktuje. - w głosie diabła dosłyszałem niechęć i źle skrywany podziw.
- Zabieramy go. Wiesz, że Pan nie lubi czekać. - powiedział z naciskiem bies stojący niecierpliwie w drzwiach.
Rozległ się brzęk kluczy i trzask otwieranego zamka. Łańcuchy głośno opadły na ścianę.
- Idziemy kochasiu! 
Diabły dźwignęły mnie na nogi, podtrzymując za ramiona. Nie byłem w stanie zrobić sam kroku. Miałem tylko cichą nadzieję, że Lira będzie szczęśliwa i nigdy nie zobaczy mnie w tym stanie... Ciemny korytarz przeszedł nagle w ogromny, okrągły plac u góry zakończony grubymi kratami. Plac był otoczony murem, w którym dostrzegłem wiele podobnych wejść wypełnionych ciemnością i krzykami. Czerwone słońce wiszące stale na purpurowym niebie paliło skórę.  Zmrużyłem boleśnie piekące oczy. W tej chwili czułem się jak ślepiec i gdyby nie mocno podtrzymujące mnie diabły, runąłbym na biały popiół pod stopami. Gdzieś w oddali dosłyszałem dźwięki, nie pasujące do dotychczasowych dobrze mi znanych. Z jednego z korytarzy naprzeciw nas wybiegł okrwawiony diabeł i padł martwy na ziemię. Biesy spojrzały na siebie z przerażeniem.
- Nadchodzi... - wyszeptał jeden z nich.

<Lirael?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz